Wpis z mikrobloga

TL:DR NA KOŃCU TL:DR NA KOŃCU TL:DR NA KOŃCU TL:DR NA KOŃCU TL:DR NA KOŃCU

Cześć wszystkim. Przedwczoraj skończyłem 25 lat, co zapewne było pewnego rodzaju punktem zapłonowym do głębszych refleksji. Chciałbym opowiedzieć Wam o problemie, który boryka mnie od lat, a o którym nie wie w zasadzie nikt. Jestem gejem. Mało tego, jestem gejem w związku małżeńskim. Tak po prostu, całkowicie naturalnie. Ale od początku.

Pochodzę z dość religijnej rodziny o konserwatywnych (by nie powiedzieć "staroświeckich") poglądach. Pierwsze lata jak u normalnego dzieciaka, miało się znajomych, fajną szkołę - żyć nie umierać. Niedaleko potem wszedłem w okres dorastania - pierwszy kontakt z pornografią (jeszcze za sprawą kaset vhs, bo internet mieli w komputerze tylko rodzice), masturbacja, takie tam młodzieńcze sprawy. Ale tutaj właśnie nastąpił całkowity zgrzyt (czego w sumie nie do końca byłem świadom), bowiem podczas seksów zarejestrowanych na kasetach zdecydowanie bardziej podniecał mnie widok przystojnego, umięśnionego mężczyzny i jego przyrodzenia niżli widok kobiety, jej cycków i cipki. Nie robiłem jednak z tego większych problemów - ani sobie, ani innym. Bo co ja mogłem o tym wiedzieć? W końcu w "ten" świat, jak i w świat w ogóle, dopiero wkraczałem. Nie wiedziałem zatem, że jest to zalążek mojego raczkującego homoseksualizmu.

Latka mijały, a fantazje na temat mężczyzn rosły z każdym dniem. Coraz bardziej zaczynałem zauważać swoje odstępstwa względem kumpli, których wraz z wiekiem coraz bardziej pociągały kobiety. Nigdy nie podzielałem ich zdania, a odzywki w stylu "fajna dupa" były przeze mnie kwitowane fałszywym uśmiechem i nieszczerym przyznaniem racji. Nie jarały mnie ani rówieśniczki, ani młodsze nauczycielki, ani milfy. Zamiast tego siłą rzeczy bardziej interesowałem się swoją płcią, czego nigdy nie dawałem po sobie poznać - przynajmniej tak mi się wydaje, bo przez lata gimnazjum i licbazy nikt się o niczym nie dowiedział. Na szczęście nie musiałem nigdy zbytnio wchodzić w interakcje z rówieśniczkami, toteż starałem się zachować spokój. Wewnętrzne zakłopotanie jednak dalej rosło. Bo co będzie, jak się ktoś dowie? Całkowicie zniszczyłoby mi to życie. Wszyscy znajomi odwróciliby się ode mnie, a rodzina czym prędzej zaczęłaby szukać sposobów na całkowite pogrążenie mnie i (najpewniej) wyrzucenie z domu.

Tradycyjnie na koniec licbazy był bal studniówkowy, na który poszedłem tylko dlatego, że znajomi załatwili mi osobę towarzyszącą (czaicie? załatwiali mi laskę na imprezę! żenada...) i nie chciałem wystawić ich do wiatru. Sama impreza minęła całkiem nieźle, ale - no właśnie - znajomi. Znajomi i rodzina, która z każdą następną stypą pytała mnie "Anon, a dlaczego Ty jeszcze dziewczyny nie masz?", co zawsze wprowadzało mnie w mega #!$%@? nastrój i wewnątrz przeklinałem się, że jestem inny. Najchętniej powiedziałbym im "no ale mnie to #!$%@? nie podnieca, preferuję mężczyzn", ale przecież nie mogę. Kumple próbowali mnie swatać, znajdowali mi jakieś laski, ale zawsze albo odmawiałem albo kończyło się po jednym, najczęściej beznadziejnym spotkaniu. Na szczęście nie byli zbyt domyślni, ja też nic nie dawałem po sobie znać. Nawet czasem podsyłałem im fotki dziewczyn obarczonych moim komentarzem "fajna laska" na gadu dla niepoznaki, także nie miałem z tym wielkiego problemu.

Do czasu. Niedługo potem chyba jednak zaczęli się domyślać, bo wraz z wkroczeniem w świat studencki coraz częściej zaczęły pojawiać się głupie, niejednoznaczne komentarze na temat moich preferencji - czy to ze strony starych znajomych czy też nowych ziomków ze studbazy. Oczywiście na 100% wiedzieć tego nie mogli, ale byli na dobrym tropie, a komentarze "te, a ten anon to chyba jakimś gejem jest, co hehehehehe" były coraz bardziej natarczywe i coraz mniej je tolerowałem. Co zatem postanowiłem? Nie, nie wyznać im całą prawdę i przyjąć to na klatę jak facet. Postanowiłem... znaleźć sobie dziewczynę. O dziwo wcale nie szukałem jej jakoś długo - ale najwyraźniej po kilku piwach łatwiej zawrzeć kontakty niż na imprezie... No i oczywiście nie zawarłem z nią związku z miłości - co to, to nie, chociaż sama dziewczyna była wniebowzięta. Rodzice byli szczęśliwi, znajomi w sumie też, więc postanowiłem ciągnąć ten wózek dalej mimo własnej woli. Seks był u nas praktycznie nieistniejący - widziała, że prawie mi nie staje (zawsze zwalałem to na jakieś dziwne powody, a to choroba, a to zmęczenie... później chciała pójść do seksuologa, ale widziała, że nie chcę to odpuściła), ale starała się nie robić z tego problemu - zresztą chyba dobrze trafiłem, bo ona sama nie miała tylko jednego w głowie i przynajmniej z jej punktu widzenia tworzyliśmy świetną parę.

Niedługo potem, jakby pod wpływem chwili - postanowiliśmy się pobrać. Ona zrobiła to z miłości, ja zrobiłem to z potrzeby bycia akceptowanym i w celu dalszego kamuflowania się w otoczeniu. Nie ukrywam, że dużą rolę odgrywała tutaj również rodzina oraz znajomi, podjudzający mnie do "wstąpienia na nową drogę" i czego też już powoli zaczynałem mieć dosyć. Ślub przebiegł całkiem nieźle, w sumie to więcej rodziny z moich stron niż z jej było, także tym bardziej nie musiałem czuć zakłopotania zapoznając się z dalszą rodziną mojej wybranki. #!$%@?, jakiż to był debilny pomysł. Zacząłem czuć, że zaszło to za daleko, że powinienem przyznać się od początku i miałbym to z głowy. Najbardziej to mi w tym wszystkim żal mojej żony - od początku było widać, że dobre dziewczę, może trochę nierozgarnięte ale zawsze szczere, pomocne, do rany przyłóż. Ma po prostu dobrą duszę. Dodatkowo jest wykształcona - pracuje w szpitalu, nierzadko zostaje na noc. No i mimo swojej ciągoty do mężczyzn powiedziałbym, że jest całkiem ładna, ma taką anielską, eteryczną wręcz urodę. Dogadywaliśmy się dobrze, aczkolwiek jej szczerość była konfrontowana z moją sztucznością - wymuszanymi uśmiechami, czułymi słówkami i innymi zagrywkami tego typu.

Byłem w potrzasku. Z jednej strony byłem i jestem czystej krwi gejem, z drugiej strony wiodłem życie normalnego, heteroseksualnego faceta. Chęć na seks z innym mężczyzną coraz bardziej się powiększała, dochodziło nawet do tego, że podczas jej nieobecności (jak już mówiłem, swoje noce spędzała często na oddziale w szpitalu) z nałogową wręcz obsesją masturbowałem się do gejowskiego porno. Ale prawdziwy "przełom" (#!$%@?, aż głupio mi to tak nazywać, autentycznie czuję zażenowanie i nienawiść do samego siebie pisząc to gówno) nastąpił dopiero wtedy, gdy zacząłem wykorzystywać nieobecność żony do własnych celów i zacząłem wychodzić z domu. A gdzie taki frajer jak ja może wychodzić? Oczywiście zacząłem chadzać do gejowskich klubów. Gdyby zobaczył mnie tam ktoś znajomy to chyba skoczyłbym z mostu, ale ja... ale ja w końcu poczułem się NORMALNIE. Jak swój wśród swoich. Nawet jeśli przy pierwszych kilku odwiedzinach głównie siedziałem przy barku i popijałem jakieś lekkie drinki (bo mimo wszystko dalej była to nowa sytuacja i trudno byłoby mi się wczuć), to dalej było to lepsze od spędzania czasu w tym fałszywym, zakłamanym świecie, który na ironię losu sam sobie zgotowałem.

W końcu przy którychś odwiedzinach zagadał do mnie ON. Dość przystojny, elegancko ubrany, na oko trochę starszy (co jak się okazało, było prawdą) i widać, że po prostu całkiem konkretny. Rozmowa układała nam się jak nigdy - od muzyki, przez samochody i filmy, po książki. Zadziałała chemia. Zresztą wiadomo, o co w takich klubach chodzi - nikt tam nie szuka przyjacielskiej przyjaźni, a raczej gejowskiego związku lub przynajmniej przygody na jedną noc. Decyzja zatem była prosta - po wypiciu kilku drinków pojechaliśmy do niego do domu. I chyba nie muszę opisywać tego, co tam przeżyłem. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz w ciągu 25 lat swojego parszywego życia poczułem się uwolniony, wyzwolony i pozbawiony wszelkich moralnych zasad - tylko ja i on. Były to jedne z najwspanialszych i jednocześnie najgorszych chwil w moim życiu. W końcu naprawdę dostałem to, czego chciałem, z drugiej jednak strony czułem się przeokropnie i wiedziałem, że to, co robię wobec własnej żony, było zwyczajnie złe.

Kontynuowałem (i kontynuuję) jednak te spotkania, za każdym razem odkrywając z moim partnerem cząstkę samego siebie na nowo. Moje spełnienie seksualne sięgnęło zenitu. Po tylu latach udało mi się zwalczyć swoją frustrację seksualną. Aby nie wzbudzić podejrzeń zawsze wracałem przed moją żoną (która po nocce na oddziale nie zadawała raczej pytań) i robiłem jej coś do jedzenia, aby była zadowolona i nie domyśliła się, jakim podłym #!$%@? jest jej mąż. Moje poczucie winy nasilało się jednak coraz bardziej i nasila się do tej pory. Nie wiem już co robić, dotarłem do punktu, w którym zmęczony jestem prowadzeniem podwójnego życia i okłamywaniem mojego partnera (nie wie, że jestem w związku małżeńskim, a przed spotkaniem zawsze chowam obrączkę), partnerki, znajomych oraz przede wszystkim samego siebie. Potajemnie chodziłem również na psychoterapię oraz na sesje u psychologa - obie metody nie dały nic, poza tym za każdym razem patrzono się na mnie z zauważalną pogardą i niesmakiem, co dodatkowo wzbudziło we mnie niechęć do tego typu metod. NAPRAWDĘ NIE WIEM JUŻ CO MAM ROBIĆ, #!$%@? chyba się zabiję bo dzięki temu przynajmniej oszczędziłbym problemu najbliższym.

Wiem, że wykop to głupie miejsce na tego typu wyznania, ale jest to chyba ostatnie miejsce, w którym mogę szukać pomocy. Jest ze mną naprawdę źle i wiem, że moje życie to pasmo #!$%@? głupich decyzji i porażek. Mam tego absolutnie dość, tylko po prostu nie wiem, co mam na to zaradzić. Jeśli powiem o tym wszystkim - oni nie wybaczą mi, jeśli dalej będę trzymał to w tajemnicy - ja nie wybaczę sobie. Proszę zatem o pomoc, być może wśród was jest ktoś, kto mógłby coś poradzić.
Z góry bardzo dziękuję.

TL:DR


#depresja #feels #gorzkiezale #przegryw #oswiadczenie #logikaniebieskichpaskow #geje #lgbt
  • 24
@IlluminateEliminate: Kilka rzeczy - ważne, by się zabezpieczać, nie chcesz zrobić żonie krzywdy chorobą weneryczną.
Po drugie, w podobnej sytuacji jak Ty znajduje się około 1/3 gejów na świecie. Około 70% z nich nigdy nie mówi żonie o tym. W USA działają nawet poradnie małżeńskie, które specjalizują się w terapii dla takich małżeństw.
Po trzecie, myślę, że powinnieneś powiedzieć to żonie o swojej orientacji i kochanku, raczej ma prawo wiedzieć.
@IlluminateEliminate: nie tego sie spodziewalem po uzytkowniku z bjork w avatarze. idz za glosem serca, zycie masz jedno. Cytujac klasyka polskiej literatury Ryszarda Andrzeja Pejowskiego

Każde zawistne spojrzenie tylko dlatego że jestem

Chciałbyś mnie oceniać choć nie znałeś mnie przedtem

Ja na Twoim miejscu przyznal sie zonie, nie wiem jakie macie relacje miedzy soba ale powinna wiedziec. Moze czas na zmiane otoczenia? Wyjazd do innego miasta?
@IlluminateEliminate: moim zdaniem powinienieś wprowadzic do swojego zycia troche egoizmu. Ciagle ogladasz sie na innych, bliscy mają wobec Ciebie jakies roszczenia, wywierają na Ciebie naciski. Masz chlopie jedno zycie. Lepiej przygotuj żone na wyjawienie prawdy, bo kiedys i tak sie wyda, a teraz jak jest jeszcze mloda to sobie ułoży życie. Olej znajomych jesli nie będą w stanie zrozumiec tego. Najlepiej zacznij od rozmowy z partnerem. Jak zrozumie to latwiej bedzie
@IlluminateEliminate: masz świadomość, że dalej będzie już tylko gorzej? Zdradzasz swoją żonę, jednak to nie wszystko, bo nie oklamujesz tylko jej, ale i partnera z którym ją zdradzasz, rodzinę, znajomych... Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tak egocentrycznych osób, które mając świadomość swojej orientacji, zawierają związek z kobietą tylko dlatego, by rodzina i znajomi się nie domyslili. To nie jest poświęcenie. To strach przed reakcją otoczenia ociekajacy zaklamaniem. Chyba najlepsze co możesz zrobić
@IlluminateEliminate: LOL i zona , dziewczyna nie czaiła , ze z tobą cos nie tak? Coś mi siie wydaje to zmyślone...a jeśli nie, za to , że ją oszukałeś...niech ci będzie ciężko i niech ten twój partner się dowie , że masz żonę i zostaniesz z niczym.
@IlluminateEliminate: Że tak powiem... #!$%@?łeś i to #!$%@?łeś dokumentnie. Ale jeszcze nie jest za późno, bo wedle historii wciąż nie macie dzieci. I żeby Ci do głowy nie przyszło zrobić jej dziecka.
Masz dwie opcje do wyboru:
Pierwsza - krótkotrwale zła - to coming-out, rozwód i prawdopodobnie wygaśnięcie relacji z rodziną i Twoimi toksycznymi kolegami, którzy w tym chorym tandemie zrobili Ci wodę z mózgu.
Druga opcja - wiekuiście koszmarna -