Wpis z mikrobloga

@mraauuu: Ja tam nigdy nie miałem problemu z podpowiadaniem innym. Oczywiscie jeśli nie było w tym zbyt duzego ryzyka. Skoro już się nauczyłem i tak czy inaczej poświeciłem na to czas, to co za problem podpowiedzieć komus innemu. Traktuję to jak z podwózką autem. Jeśli jadę z punktu A do ponktu B i muszę zatankować za 50zł i zabieram ze sobą 3 osoby, to nie oczekuję że oddadzą mi pieniądze, bo
@manamana90: Rozumiem porównanie, chociaż dla mnie jest ono na wyrost. Mnie też się zdarzyło ludziom pomagać, ale starałem się to robić przed kolokwium w formie pomocy naukowej, czyli wymagałem od kogoś wysiłku. To samo ma się do robienia zadań domowych, mogę komuś pokazać jak zrobiłem, ale tylko kiedy wiem, że ogólnie wykonuje on swoją pracę, ale tym razem nie dał rady. Nie istotne, czy poszedł na imprezę, miał chorą babcię, czy
@zygmunt_III_waszka: Raz gościu skomlał(tak, wręcz skomlał) żeby mu w trakcie kolokwium pomóc, zrobiłem połowę za niego. Po ogłoszeniu wyników, jak się okazało, że zdał i to całkiem dobrze, nawet na mnie nie spojrzał, złamanego "dzięki uju" nie usłyszałem. Nie żebym wymagał szampanów i kwiatów albo co, ale zwykłe 'dzięki' by się przydało. Od tamtego czasu byłem bardzo powściągliwy. Zresztą ściągać i sobie pomagać w liceum czy podstawówce to rozumiem zupełnie inny
O kurde, ale tu od groma przedstawicieli uciśnionych i sprawiedliwych uczniów/studentów co ani razu nie ściągali. Kisnę srogo z Waszej "moralności" i przypominają mi się głupie dzidy z liceum które nie chciały dać nikomu odpisać na sprawdzianach, ale same ściągały na potęgę. Na szczęście pamiętam jak dziś jak jedną złapała nauczycielka i jej niemal łzy w oczach stanęły jak się wydało że piątkowa uczennica leci sobie w #!$%@? na sprawdzianie xD