Wpis z mikrobloga

Siedzę sobie i popijam łiskacza.

Zazwyczaj nie piję sam, w sumie zdarza mi się to może raz w roku, raczej rzadziej. Ogólnie uważam picie do lustra za przejaw ułomności, swoisty wskaźnik patologii. Nie mówię tu o dwóch piwkach do meczu (choć tego też nie praktykuję), tylko osuszanie butelek mocnych alkoholi w samotności. No, ale ja nie o tym miałem pisać.

Może być lekko chaotycznie, bo już mi trochę w głowie szumi, więc z góry przepraszam jeśli będzie to mało spójne.

Powoli zaczyna do mnie docierać, że nie jestem w stanie być szczęśliwym człowiekiem. Nie przez własne ograniczenia, brak talentów, kiepski wygląd, czy życiową nieudolność. Tu nie ma problemu. Problem jest w tym, że potrafię odczuwać tylko doraźne, chwilowe szczęście. Kiedy osiągam jakiś sukces, udaje mi się spełnić marzenie, to aż promienieję szczęściem, czuję wtedy, że żyję, że to wszystko ma sens.

I przechodzi mi. Po dniu, dwóch, piętnastu. Zostaje pustka.

Nie widzę w życiu sensu. Mam zawód taki, jaki sobie wymarzyłem. Robię to, co chciałem. Jestem nadal przed trzydziestką, mam fajną pracę, mam świetną kobietę, mam własne mieszkanie. I tak sobie siedzę przy szklance whisky...i nie jestem szczęśliwy. Powinienem być. Kilka lat temu też nie byłem, ale miałem przekonanie graniczące z pewnością, że to szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Że osiągnę sukces zawodowy, kupię mieszkanie, będę zakochany. I w końcu szczęśliwy.

To dlaczego #!$%@? nie jestem?

Widzę ludzi, którym znacznie gorzej się powodzi. Mają nudną, kiepską pracę, mają kiepskie dziewczyny. I ci ludzie są szczęśliwi, cieszą się życiem. Ja tego nie potrafię, nie jestem w stanie. Spotykam tych ludzi na imprezach, na domówkach i nie widzę w nich tej pustki. Może oni po prostu udają? W końcu ja udaję, więc miałoby to sens. Gdyby spytać ludzi, którzy mnie spotykają, to pewnie stwierdziliby, że jestem szczęśliwy i zadowolony ze swojego życia. Może to wszystko, to tylko pieprzona gra pozorów, wzajemne oszukiwanie się, bo każdy boi się przyznać przed światem co tak naprawdę czuje?

Jesteście szczęśliwi?

Dobija mnie to powoli. Osiągam swój kolejny cel, daje mi to chwilowego pozytywnego kopa, a potem wraca pustka. I muszę wymyślać sobie kolejny cel, kolejne marzenie, za każdym razem trudniejsze do zrealizowania. Może na tym polega życie? Jeśli tak, to jest to strasznie kiepski żart.

Skłaniam się jednak ku teorii, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Może mnie po prostu bawi samo gonienie króliczka, a nie złapanie go? W sumie tak to u mnie zazwyczaj wyglądało z kobietami. Przez jakiś czas masowo imprezowałem. Dwie imprezy w tygodniu to był standard, cztery nie były niczym wyjątkowym. Wszystko w poszukiwaniu przygodnego seksu, tych chwilowych triumfów, doraźnego zastrzyku szczęścia. Choć sam seks był zawsze z boku, niczym więcej niż przyjemnym (a i to nie zawsze) dodatkiem.

Chodziło o samo zdobywanie. Sam podryw, poznanie nowej osoby i zbliżenie się do niej. Sprawienie, by też mnie pożądała. Zdobycie jej. Kolejna kobieta, kolejny osiągnięty cel. Wmawiałem sobie, że kiedy wreszcie poznam tę jedyną, to w końcu mi przejdzie. Będę zakochany, szczęśliwy, spełniony. Jestem zakochany, jestem z kobietą.

I nadal to samo, nic się nie zmieniło. Jedna, wielka otchłań, która znika tylko na krótkie chwile...

Przyłapałem się na tym, że zanurzam się w pracy, bo pracując nie myślę o sobie. Jest tylko cel do spełnienia. Coraz bardziej pochłaniają mnie filmy i książki, bo wtedy też jestem na nich tak skoncentrowany, że chwilowo zapominam o otaczającym mnie świecie. Przez te półtorej, dwie godziny go po prostu nie ma.

Mam problemy ze snem. Przerażają mnie momenty, gdy leżę w ciszy i zaczynam myśleć, tak jak dzisiaj. Boję się wniosku, do którego mogę dojść. Dlatego nie usypiam, tylko padam. Pracuję, czytam, oglądam filmy aż padnę. Bardzo rzadko zdarza mi się po prostu usnąć.

Przestałem imprezować, zresztą znudziło mi się to już dawno. Chodziłem do klubów chyba tylko z przyzwyczajenia, może by zachować kontakt z kolegami. Czuję się wypruty psychicznie i zdewastowany fizycznie. Nie widzę sensu w niczym, nawet kolejne marzenia są dla mnie szare, już mnie nie ciągną, nie chce mi się do nich dążyć. Bo wiem, że ucieszą mnie tylko na chwilę.

A skoro tak, to po co się starać...

#feels #oswiadczenie #dobranoc i #dziendobry
  • 87
  • Odpowiedz
Bardzo możliwe. Miałem wcześniej duże problemy z tym by się ustatkować, a i teraz ciągle mnie 'ciągnie' na miasto. Nawet nie po to żeby zdradzać, bo to nie wchodzi w grę, ale żeby 'pograć' z nową kobietą...


@deroo: nie chcę cię martwić cumplu, ale chyba musisz po prostu jeszcze trochę dorosnąć.
  • Odpowiedz
@deroo: > Piszę. Póki co nie wydaję, choć kontaktowało się ze mną wydawnictwo. Ale to co piszę jest strasznie dołujące, męczy mnie przeżywanie tego co opisuję. Próbowałem pisać coś zabawnego, ale wychodziły mi w najlepszym wypadku zalążki czarnej komedii. Jak piszę o rzeczach zabawnych, to wychodzą sztucznie. Ogólnie potrafię pisać tylko w zgodzie z nastrojem w danej chwili, inaczej mi się słowa i myśli 'nie układają'.

Moglbys sie podzielic jakimis fragmentami?
  • Odpowiedz