Aktywne Wpisy
giga_jablecznik +181
#facebookcontent #heheszki
Dołączyłem do grupy Zielarki, Szeptuchy, Wiedźmy, Wiedźmini na fb i świetnie się bawię
Dołączyłem do grupy Zielarki, Szeptuchy, Wiedźmy, Wiedźmini na fb i świetnie się bawię
✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Ja 32 lvl w tym roku. Moja #rozowypasek skończyła 28. Jesteśmy ze sobą od 2 lat. Mieliście już rozmowę o dzieciach? Jak przez to przebrnąć? Moja cały czas naciska, że ją już praca w banku męczy. Chce bachora, bo nie wie ile jej jeszcze placówka będzie działać, bo jej zegar biologiczny tyka, bo dziecko po 30 to będzie z downem itp. #!$%@? mnie to już, bo nie jestem na
Ja 32 lvl w tym roku. Moja #rozowypasek skończyła 28. Jesteśmy ze sobą od 2 lat. Mieliście już rozmowę o dzieciach? Jak przez to przebrnąć? Moja cały czas naciska, że ją już praca w banku męczy. Chce bachora, bo nie wie ile jej jeszcze placówka będzie działać, bo jej zegar biologiczny tyka, bo dziecko po 30 to będzie z downem itp. #!$%@? mnie to już, bo nie jestem na
Rozejść się?
- Tak 63.0% (116)
- Nie 12.0% (22)
- Zrobić bachora 13.6% (25)
- Zrobić bachora później i przetrwać gadanie 11.4% (21)
Głównie skierowane do osób zmagających się z #prokrastynacja i podobnymi przypadłościami. Trochę też #motywacja, #rozwojosobisty, #psychologia i #wychodzimyzprzegrywu
Wiele osób, które osiągnęły jakiś tam "sukces", dorobili się konkretnych sum pieniędzy i wysokiej pozycji społecznej, bardzo lubią chwalić się i szczycić tym, że:
- doszli do wszystkiego dzięki uporowi i ciężkiej pracy,
- praca była tak ciężka, że lała się krew, pot i łzy,
- pokonali milion przeciwności losu, nie poddali się po wielu upadkach,
- dla sukcesu zrezygnowali z wielu innych rzeczy w swoim życiu.
O wiele mniej osób wskazuje na swój intelekt, a zdecydowanie jeszcze mniej przyznaje, że chodziło o łut szczęścia, koneksje, znajomości.
Generalnie to jest wszystko prawda, ale:
1) Ten upór i ciężka praca były/są napędzane odpowiednią motywacją, wewnętrzną energią i satysfakcją z tego, co się robi. Gdyby ci ludzie sukcesu nie lubili tego, co robią, to ... najprawdopodobniej nigdy by do tego sukcesu nie doszli. Dlaczego zdecydowana większość milionerów/miliarderów nie wyjeżdża sobie na Bahamy, by do końca życia leżeć na plaży i sączyć drinki? Dlaczego w dalszym ciągu, często aż po kres swojego życia i zdrowia wybierają tę ciężką pracę? Tacy ludzie, którzy tego nie czują, mogą się im dziwić. No #!$%@?, ma 10 miliardów, a dalej pracuje po 12 godzin dziennie. A jednak - praca i zarabianie kolejnych miliardów daje im większą satysfakcję i spełnienie niż #!$%@? się na plaży. Tymczasem inny przegryw siedzi w robocie za 2k i się codziennie przygnębia albo marzy o emeryturze, jeśli jest w późniejszym wieku. Wizja drinkowania do końca życia pod palmami na Bahamach w jego oczach staje się szczytem marzeń i kwintesencją wygrywu.
2) Trudności, problemy i przeciwności losu - jednych ludzi hartują, dodają jeszcze więcej motywacji i determinacji do działania, do walki - a innych rozkładają na łopatki prowadząc do demotywacji, depresji i apatii. Tak więc jeśli człowiek sukcesu opowiada o tym, jak to miał x problemów, ale się nie złamał - w rzeczywistości to tym problemom wiele zawdzięcza. Gdyby tych problemów po drodze nie było, to może zabrakłoby mu adrenaliny i wtedy właśnie by się zniechęcił do działania. Nagroda byłaby zbyt szybka i zbyt łatwa. Różnice w funkcjonowaniu mózgu poszczególnych osób mają tutaj kolosalne znaczenie. Jedna rzecz, a może mieć totalnie inne przełożenie u różnych osób. Tak samo jak stres - jeden w wyniku sytuacji stresujących dostanie paraliżu i PTSD, a drugi zakasuje rękawy i zaczyna pracować 2x szybciej i 2x dłużej.
3) Poświęcenie i rezygnacja z wielu rzeczy dla sukcesu - również, to często nie jest heroiczny czyn, tylko świadomy wybór napędzany odpowiednią motywacją, wizją osiągnięcia czegoś. W sumie ja też jestem bohaterem, bo poświęcam swoją karierę zawodową i rozwój naukowy po to, by oddać się w całości Wykopowi i śmiesznym kotkom ( ͡° ͜ʖ ͡°) Brzmi śmiesznie, ale działa tu ten sam mechanizm - różni tylko perspektywa czasowa potencjalnej nagrody - jedni wybierają tę krótkoterminową, inni długoterminową.
No dobra, czas na morał z tych oczywistych wywodów.
Nie przejmujcie się kompletnie tym, że jesteście #przegryw i np. nie robicie wystarczająco, tego co powinniście - że nie osiągacie tego, co powinniście osiągnąć w waszym wieku. Nie obarczajcie się wyrzutami sumienia i nie popadajcie w depresję z tego powodu, że nie spełniacie czyichś oczekiwań, że odstajecie od tych wszystkich wygrywów. Zaakceptujcie to, w jakiej sytuacji się znajdujecie. Taka jest fizjologia/biochemia waszego mózgu i trzeba by być istnym supermanem, aby w takiej sytuacji od razu zacząć przenosić góry. Ludzie sukcesu nie są ludźmi sukcesu dlatego, że mają od was więcej moralności, odpowiedzialności, wytrwałości etc. - że są lepszym sortem człowieka. Często odwrotnie, są zimnymi #!$%@?, którzy np. nie potrafią zbudować dobrych relacji z innymi ludźmi. Po prostu jeśli chodzi o rozwój i pracę mają bardziej korzystną "chemię" w mózgu, są bardziej "zaprogramowani" na zdobywanie i walkę aniżeli na żarcie i przeżycie.
Paradoksalnie to właśnie ta akceptacja jest pierwszym krokiem do zmian na lepsze. Ciężko jest iść do przodu w sytuacji, gdy mamy mocno podkopaną pewność siebie i tonę wyrzutów sumienia i moralniaków na karku. Akceptacja obecnego stanu absolutnie nie oznacza jednak tego, aby osiąść na dupie i pozostać na tym etapie, na którym się obecnie znajdujemy - gdyż przed nami istnieje jeszcze cała masa możliwości i perspektywy na czerpanie z życia jeszcze o wiele większymi garściami.
Nie patrzmy na to, w którym miejscu obecnie się znajdujemy. To jest kompletnie nieistotne w perspektywie całego życia, którego jeszcze cały szmat mamy przed sobą. Patrzmy tylko i wyłącznie na to, czy idziemy do przodu czy do tyłu. Jeśli danego dnia polepszymy swoją sytuację i rozwiniemy się choćby o 0,001%, to i tak traktujmy to jako sukces! Większe i szybsze przyrosty są często niemożliwe, nierealne - i nie zadręczajmy się tym, nie frustrujmy się, że efekty nie przychodzą szybko. Nie zakładajmy sobie wielkich, ambitnych planów, których niepowodzenie tylko będzie pogarszało naszą sytuację. Zrobiłeś jedną dobrą rzecz danego dnia, co w jakiś sposób pozytywnie na wpłynęło na Ciebie czy na Twoich bliskich? Zajebiście, to już jest zalążek wygrywu. Małe kroki, stopniowe zmiany i z biegiem czasu można realnie odmienić swój los. Nie można oczywiście zapominać o konsekwencji i wytrwałości w tymże. Ale zdecydowanie łatwiej jest być konsekwentnym w rzeczach małych niż potężnych. Jeśli będziemy iść w dobrym kierunku, to nasza fizjologia mózgu też będzie się stopniowo zmieniać, w pożądany przez nas sposób, co da nam dodatkowe, następne możliwości kolejnych zmian.
Na koniec pozwolę sobie jeszcze wkleić znany już niektórym obrazek.
@Siemomyslaw: przyznam szczerze ze jako po części matematyk nie kumam tego obrazka. Czemu tam jest do potęgi?
Ciekawy temat poruszyłeś.
Ja tu mam trochę inne podejście. W swoim życiu spraktykowałem, że robienie czegoś wbrew sobie często zamiast przeprogramowywać myślenie w pożądanym kierunku - jeszcze bardziej utrwala odczucia awersyjne i niechęć do tego czegoś. Układ nagrody w dalszym ciągu "programuje się" negatywnie i dostaje sygnał, że to jest coś, co jest złe i trzeba tego unikać, od tego uciec.
Przykład - studia i jakieś przykre przedmioty i egzaminy.
Dokładnie tak. Jeśli
@Twojbratmirko: U mnie w życiu tych okresów sanacyjnych było całe multum. Nic nie pomogło, nie znalazła się żadna wystarczająca motywacja (czy to zewnętrzna czy wewnętrzna), by to podtrzymać i utrwalić. Im więcej brałem na swoje barki, tym silniejsze były odczucia negatywne. To wszystko w konsekwencji tylko oddalało mnie od polepszenia swojej sytuacji.
Coś w tym jest. Bardzo typowe dla mnie podejście/myślenie - czyli wszystko albo nic.
Nie interesują mnie i nie zadowalają stany przejściowe, pośrednie.