Wpis z mikrobloga

Brak już słów na to. Jeden ostatni moment na przebudzenie się już był. Teraz był kolejny, a za tydzień będzie JESZCZE JEDNA ostatnia szansa, aby uratować sezon. Legia już tyle razy zawiodła, że pewnie już mało kto wierzy, że tym razem się uda.

Nie ma usprawiedliwienia na coś takiego. Dużo czasu na przygotowania, brak podróży, bo znowu mecz u siebie, rywal słabszy niż w III rundzie eliminacji LM. Nie poprawiła się ani gra, ani wynik. Nie wyciągnięto nauki z poprzednich spotkań i znowu Legia wypuściła z rąk prowadzenie, znowu straciła gola w końcówce. I to kompletnie z niczego, gdzie Sheriff przez cały mecz nie miał wartej uwagi sytuacji, a ten jeden jedyny raz daliśmy mu swobodę. Innymi słowy – Legia mogła się z tą słabą grą przepchnąć przez Astanę, jak również dzisiaj przez Sheriffa, a w lidze mogła mieć co najmniej o dwa punkty więcej. Nie można tego nazwać inaczej niż frajerstwo, już wystarczająco często powtarzałem, że doświadczony zespół nie ma prawa takich rzeczy robić. Tymczasem tego już nie można określać mianem przypadku, bo zdarza się wyjątkowo często i regularnie.

W dwóch poprzednich sezonach Legia łapała jako taką formę na przełomie września i października, po zmianie trenera. Coraz szybciej zmierzamy do wypełnienia tego schematu także w tym roku. Rozumiem wszystkie problemy, z którymi trenerzy czy właściciele muszą się mierzyć latem, budowa zespołu w trakcie najważniejszych meczów to warunki ekstremalne. Ale wymówki się skończyły, pewien poziom po prostu trzeba utrzymywać, zwłaszcza gdy rywale wcale nie należą do najsilniejszych i są zwyczajnie do ogrania. Przerabiamy co roku to samo niezależnie od personaliów. Najłatwiej teraz palić winnych na stosie, ale jak to jest – czy wszyscy powtarzają rok po roku te same błędy? Za Hasiego gra wyglądała tak samo słabo, a teraz coraz częściej jest wspominany pozytywnie, bo wprowadził zespół do LM, a potem Magiera przyszedł rzekomo „na gotowe”. Tak na gotowe, że przed jego przyjściem było 0:6 w Lidze Mistrzów i 14. miejsce w lidze, które z jakiegoś powodu nie są wpadkami Hasiego, ale późniejsza dobra gra to już niby zasługa Albańczyka.

Bez żartów. Problem jest o wiele głębszy, ale tak naprawdę brakuje danych, aby go rozwiązać. Widzimy, co się dzieje na boisku, ale to niewiele. Skład jest oczywiście słabszy niż był, ale wciąż na tyle przyzwoity, aby takie właśnie wyniki osiągać – przyzwoite. Transfery w naszych realiach muszą wypalać natychmiast, na razie bywają tylko przebłyski, ale na razie nikt jakoś znakomicie w tę drużynę nie wszedł. W zasadzie wszystko wygląda źle, nic nikomu nie wychodzi, powoli robi się z tego błędne koło. Kiedyś trzeba będzie z niego wyjść, ale kto wie, czy tym razem nie będzie za późno.

Zamiast meczu na przełamanie, ci zawodnicy tylko dobijają się psychicznie. Z Astaną dali się stłamsić i strzelić sobie w samej końcówce, co poważnie ograniczyło szanse na awans. W rewanżu starali się, walczyli, ale wcisnęli tylko jednego gola i cały ich trud nie został wynagrodzony (patrząc na cały dwumecz: słusznie, bo w Kazachstanie tak nie walczyli). Pojechali do Niecieczy i znowu tam przegrali. Grali ważny mecz z Sheriffem i wystarczyło dociągnąć 1:0, a tylko narobili sobie kolejnych kłopotów. Nie mówiąc o presji, która teraz jest ogromna, z każdej strony. Oczywiście powinni umieć sobie z nią radzić, ale zebrało się tego już na tyle dużo, że trzeba być naprawdę mocnym, aby się z tego podnieść. Po jednym z meczów wyrażałem nadzieję, że jest w tym zespole kilku zawodników, którzy niezależnie od wszystkiego będą walczyć i poniosą resztę za sobą. Jeśli teraz, a zwłaszcza za tydzień, żaden z nich nie poprowadzi Legii do wyjścia z kryzysu, to będzie to ewidentnie opinia na wyrost. Nie ma lidera boiskowego, a zawodnik, który mógłby tę rolę pełnić (z tych będących w klubie), jest kontuzjowany. Z tym że pozostali nie są dziećmi (poza Szymańskim) i mogliby jednak spróbować coś z tym zrobić. Może takim kimś mógłby być Pazdan, gdyby nie to, że od dłuższego czasu tylko czeka, aby stąd wyjechać…

Bardzo to wszystko frustrujące. Przed rewanżem z Astaną Legia wygrała z Sandecją, teraz przed Sheriffem pokonała Piasta. Były to promyki nadziei, ale szybko okazało się, że żaden z nich nie był podstawą do dalszego postępu. Wahania formy są niewielkie, raz jest delikatnie lepiej i uda się wygrać, innym razem wystarczy zagrać niewiele gorzej i kolejna wpadka. Teraz to już mam wątpliwości, czy nawet jakieś wymęczone 1:0 czy 2:2 w Tyraspolu tu pomoże. Odnoszę się często do meczu z Lechią (3:0) w zeszłym sezonie. Jeśli teraz nie będzie powtórki, to do tego czasu będziemy się poważnie męczyć.

Legia u siebie pozostaje bez porażki od lutego z Ruchem, w pucharach od wspomnianego 0:6 we wrześniu zeszłego roku. Ale co z tego, jeśli wyjazdy są teraz w naszym wykonaniu jeszcze słabsze. W tym sezonie udało się wygrać tylko z bardzo słabymi Mariehamn i Puławami. Wprawdzie Karabach z Rzeźniczakiem w składzie zremisował u siebie z Sheriffem, a na wyjeździe wygrał, ale jak patrzyłem na nich ostatnio z Kopenhagą, to wyglądali na znacząco lepszy zespół od nas. Oczywiście jestem w stanie sobie wyobrazić, że Legia strzela tam gola, nawet mimo tego że mecz rozpocznie się wynikiem promującym Sheriffa. Nie ręczę jednak, i chyba nikt tego nie zrobi, że Legia nie straci tam gola, bo jak widzimy, tu się w każdej chwili może coś wydarzyć. A to już komplikuje sytuację i też nikt by nie dawał głowy za Legię w dogrywce i karnych.

Chyba nie znajdę żadnych pozytywów po tym meczu. Takim może być wejście Hildeberto, który znów potrafił rozruszać zespół i rozprowadził akcję na 1:0. Powiedzmy, że jako tako stara się Mączyński, który niestety ostatnio w środku musi grać sam, bo z Moulinem jest tam jedna wielka dziura. Dobrze, że Hlousek dorzucił kolejną dobrą piłkę, a odnalazł się Hamalainen. Ale to wszystko (oprócz Mąki) zawiera się w jednej akcji, a co działo się przez pozostałe 90 minut? Niestety to samo, co zwykle. Sheriff nie bronił się tak głęboko jak Astana, można go było dużo łatwiej ukłuć. Ale znowu brakowało sytuacji czy nawet strzałów. Stałe fragmenty niby ostatnio się ruszyły, były po nich gole z Astaną i Piastem. Dziś sytuację z tego miał Jędrzejczyk i to chyba tyle. Podobnie jak po Kazachach, nie mam poczucia, że trzeba było zagrać jakoś nadzwyczajnie, aby wygrać, i to wyżej niż 1:0. Legia jednak nawet nie zbliżyła się do tego średniego poziomu, który by jej to zapewnił. Większość akcji była zwalniana, dużo przyjęć i podań na stratę, fauli, bardzo szarpana gra. Obowiązywało to w obie strony i w ogóle nie dało się tego oglądać. Nie widziałem pozostałych dzisiejszych meczów eliminacji LE, ale można w ciemno stwierdzić, że ten był jednym ze słabszych tego wieczoru.

Jak pisałem wcześniej, nie ma co szukać kozłów ofiarnych. Można oczywiście wypominać Dąbrowskiemu kolejnego zawalonego ważnego gola (po Astanie dochodzi dzisiejszy Sheriff), brak udanego zagrania u Kucharczyka, itd. Jednak oceny indywidualne od jakiegoś czasu nie mają sensu o tyle, że wszyscy grają tak samo słabo. Defensywa praktycznie pozostaje w tym samym składzie osobowym co dawniej, a gra obronna całego zespołu uległa dużemu pogorszeniu. Z przodu pojawiają się różni zawodnicy, ale wszyscy zawodzą. Szymański mógł mieć dobre wejście z Astaną, albo Nagy lepszy występ z Piastem, ale dziś to nic nie znaczyło. Można też być rozczarowanym grą Sadiku, który też miewa lepsze momenty, ale w tych najważniejszych często nie daje rady. Nie gra Pasquato, który wchodził w Astanie, ani Chukwu, który dwa mecze z rzędu grał w pierwszym składzie, a dziś był poza kadrą. Nie odważę się jednak stwierdzić, że obecność któregokolwiek z nich by coś zmieniła. Aktualnie WSZYSCY są do niczego i praktycznie nie ma od tego wyjątków.

Do tego robią się problemy z kontuzjami. Może akurat Radović i Czerwiński by coś zmienili, bo jeden ma duże umiejętności i status lidera, a drugi wszedł do składu z dobrą formą. Nie pomaga uraz Guilherme, który to zawodnik grał we wszystkich meczach tego sezonu. Dziś było też kilka kartek, z tego co policzyłem, to żadna z nich nie wyklucza nikogo z rewanżu. Przynajmniej tyle dobrego.

Przechodzimy ogromny kryzys, który może się zakończyć najgorszym sezonem od pięciu lat. Chodzi oczywiście o europejskie puchary, gdzie co roku graliśmy w fazie grupowej. Z lepszym lub gorszym skutkiem, a jednak się tam dostawaliśmy. Zresztą rzadko kiedy wchodziliśmy do niej bardzo pewnie. Decydujące dwumecze wyglądały ostatnio tak:

2013/14 1:1, 0:0 z Molde
2014/15 1:0, 2:0 z Aktobe
2015/16 1:0, 3:2 z Zorią
2016/17 1:0, 0:0 z Trenczynem

Przy zaprezentowanej grze i powtarzalności nie można uznać, że był to przypadek, ale jeszcze nie było tak, żebyśmy zagrali jakieś nadzwyczajne mecze w eliminacjach. Wyjątkiem były starcia z Celtikiem i wcześniej ze Spartakiem. W pozostałych przypadkach dobre występy przychodziły dopiero jesienią. Tak więc w jakimś sensie teraz nie dzieje się nic niezwykłego. Legia nigdy, albo bardzo rzadko, nie imponowała formą na tym etapie, ale dzięki doświadczeniu (tak, piszę to już 32509828736. raz) potrafiła awansować. Teraz nie potrafi zagrać na wynik, i jeśli nie odzyska tej umiejętności, za tydzień będzie jeden wielki dramat.

Ciężko będzie przejść nad tym do porządku dziennego, ale też w razie niepowodzenia trzeba będzie umieć je przyjąć i z nim żyć. Tyle że dotyczy to nie tylko kibiców, ale wszystkich w klubie. Niektórzy zdają się jakby nie dopuszczać do siebie myśli o porażkach (tych, które już były, i tej, która może nastąpić). A to właśnie oni muszą sprawić, że nawet jeśli raz na te pięć lat się nie uda, to żeby potem już się to nie powtarzało. Będę w stanie zaakceptować teraz każde niepowodzenie, jeśli będzie miało pozytywne skutki w przyszłości. Można wątpić, czy ślizganie się na ledwo wywalczonych sukcesach będzie ten klub jakkolwiek rozwijać. Szkoda, że musi to wyglądać w ten sposób, ale widocznie taki nasz los. Nie zawsze będzie tak fajnie, jak w ostatnich latach, a teraz trzeba przetrwać trudny okres i jak najszybciej z tego wyjść.

W niedzielę Płock, za tydzień Tyraspol. Jakiekolwiek próby zapowiedzi można sobie darować. Nie czuję, abym powyżej wyczerpał temat, ale kto wie, na ile te wszystkie słowa będą aktualne 24 sierpnia wieczorem.

#kimbalegia #legia
  • 9
@Kimbaloula ja odnoszę wrażenie, że im się nie chce. Są ociężali (nie piszę o Berto), brak koncentracji. Bardzo mało wygranych pojedynków 1on1. Nikt nie chce wziąć zespołu za fraki i go pociągnąć do lepszej gry. Nie jestem pewien czy powrót Rado coś by zmienił. Nie mam pomysłu z czego to wynika. Może z związku z kadrą, gdzie kilku piłkarzy myśli o nowych klubach/kontraktach? Chyba to był pierwszy mecz, od bardzo długiego czasu,
brak już słów na to

i tak napisz ich 1644


@Kimbaloula: XD
Ale serio, tutaj już trzeba spuścić kurtynę milczenia. Brak transferów, kontuzje, tragiczne przygotowanie fizyczne. Jak to jest w ogóle możliwe, że najszybszy i robiący najwięcej wiatru w drużynie jest również najgrubszy (Hildeberto)?! Jak to mówił Kononowicz, nie będzie niczego (w tym sezonie).
@matixrr: Jednej rzeczy nie rozumiem. Prawdopodobnie większość zawodników wcale nie chce tu grać, woli się wypromować i iść gdzieś wyżej. Ale jeśli tak, to powinni właśnie puchary potraktować na poważnie, bo w nich mogą się najlepiej pokazać. Oczywiście nie teraz, a w fazie grupowej, ale wiadomo, co trzeba zrobić, aby się do niej dostać. Na trzy ważne mecze, poślady spięli tylko na rewanż z Astaną, w pozostałych w ogóle nie było