Wpis z mikrobloga

Jak wyjść z przegrywu w czterech krokach...

...czyli Epikur z Samos: człowiek, który urodził się za wcześnie, żeby zostać coachem.

Nie pierwszy i nie ostatni raz inspiracji do wpisu dostarczyła mi awaria pewnej strony ze śmiesznymi obrazkami. Zastanawiałem się właśnie, jakby to fajnie było, gdyby Wykop posiadał funkcjonalności Reddita. Po czym okazało się, że w to miejsce ekipa z zadłużonej poznańskiej willi zafundowała nam zepsute obrazki i licznik podjętych w serwisie akcji. Cóż - nie pierwszy raz dowiadujemy się, że zawsze może być gorzej...

Wbrew pozorom, to pretekst do bardzo głębokich przemyśleń.

Poprzedni wpis dotyczył Plotyna. Ten wielki filozof doszedł do wniosku, że zło nie istnieje. Zło jest po prostu brakiem dobra. A gdyby to odwrócić? Doszlibyśmy szybko do wniosku, że dobro jest brakiem zła. Powinniśmy cieszyć się nie z tego, co mamy, a z tego, że moglibyśmy mieć coś znacznie gorszego. Oryginalna myśl? Nie do końca. Już w czasach Plotyna była stara. Wpadł na nią ponad 500 lat wcześniej nie kto inny, jak Epikur z Samos.

Plotyn żył w ciekawych czasach, ale Epikur nie odstępował mu ani o krok

W ciągu jego życia losy świata zmieniały się w tempie niespotykanym w dotychczasowej historii. Grecy, pod wodzą Aleksandra Wielkiego podbili większą część znanego wówczas świata, a po jego śmierci niemal natychmiast podzielili się na kilka państw, rządzonych przez generałów zwycięskiej armii. A potem, to już poszło krótko: wojny, zakładanie nowych miast z całkowicie losowym (choć bynajmniej niezbyt kulturalnym i okrzesanym) towarzystwem w środku, mieszanie się z egzotycznymi ludami, najazdy, sojusze, przewroty i generalnie wszystko to, czego Grecy może i troszeczkę doświadczyli wcześniej, ale, do jasnej cholery, nie w ciągu kilkunastu lat!

W takich okolicznościach przyrody najważniejszy dla filozoficznych rozważań znowu stał się człowiek

Trzeba było znaleźć sens życia w świecie, gdzie gromadzenie majątku czy działalność polityczna jawiła się wręcz jako bezsensowna, bo lada chwila groził najazd czy inne diabelstwo.


Wspomniany Epikur taki sens znalazł

Polityczna rzeczywistość byłą dla niego równie twarda jak jego stolec i kamienie w nerkach. W życiowej loterii mógł zdecydowanie lepiej trafić ze zdrowiem, a że było to w czasach, które nie znały jeszcze rent i grup inwalidzkich, to i z kasą się nie przelewało. Gdyby jeszcze miał zakola, moglibyśmy spokojnie go porównać do typowego piwniczaka wrzucającego smutne żaby do internetów.

Jednak Epikur, jak już wspomniałem, miał raczej duszę coacha.

W tamtych czasach nie wiązało się to z koszeniem grubej kasy na różnych jeleniach, ale przysporzyło mu sporej popularności i, wydaje się, pozwoliło jakoś odnaleźć się w niesprzyjającym świecie.

Epikur uznał, podobnie jak [hedoniści z Arystypem z Cyreny](http://www.filozofiadlajanuszy.pl/ruchac-#!$%@?-nic-sie-bac-czyli-hedonizm-najczystszej-postaci/) na czele, że najważniejsza w życiu jest przyjemność.

Jednak o ile Arystyp widział przyjemność tak, jak widział ją zmarły wczoraj założyciel Playboya, to Epikur podchodził do tego zupełnie inaczej. Podzielił on przyjemności na dwa rodzaje: dynamiczne i statyczne. Seks, władza, bogactwo, luksusy i generalnie wszystko to co nam kojarzy się z „hedonistycznym trybem życia” wrzucił on do tej pierwszej, gorszej kategorii. Dlaczego gorszej? A no dlatego, że przykładowo seks jest przyjemny, gdyż pozwala zaspokoić pożądanie. Jednak pożądanie niezaspokojone jest przecież bolesne, prawda? (to pytanie jest retoryczne, wiem coś o tym #smutnazaba)

Przyjemności statyczne można podsumować krótko: są brakiem cierpienia.

Najłatwiej zobaczyć różnicę na przykładzie. Jesteśmy głodni – czujemy głód (rodzaj pożądania). Jemy coś – zaspokajamy głód, odczuwamy więc w tym momencie przyjemność (dynamiczną). Po posiłku jesteśmy najedzeni, nie czujemy głodu. Dla Epikura to również był rodzaj przyjemności, najlepiej ujął to Russell:

Epikur chciałby, gdyby było to możliwe, znajdować się permanentnie w stanie, gdy przed chwilą zjadło się umiarkowany posiłek i nigdy nie odczuwać żarłocznej potrzeby jedzenia.


Dzięki takiemu podejściu, Epikur wyeliminował pierwszy z czterech lęków: strach przed brakiem szczęścia. Jeżeli bowiem ktoś zna jego metodę dzielenia przyjemności, bez problemu, korzystając z własnego rozumu będzie w stanie je sobie zapewnić. Będzie unikał sytuacji, które wzmagają pożądanie, nie będą go interesowały takie rozrywki dla ciemnego ludu jak seks czy polityka. W politykę lepiej się nie mieszać, bo im wyżej jesteś, tym więcej masz wrogów, a jak spadniesz ze stołka to będzie bolało. A tego przecież nie chcemy.

Jak jednak poradził sobie Epikur ze swoim zatwardzeniem i jak inni mieli sobie radzić z kolejnym strachem: przed cierpieniem, którego za diabła nie można wyeliminować?

To akurat bardzo proste: cierpienie albo jest nie do wytrzymania i kończy się szybko (bo umieramy, o czym za chwilę) albo też jest do wytrzymania, a wtedy można sobie z nim poradzić. Pomagało w tym dla filozofa rozróżnienie na przyjemności ciała i ducha. Jak ciało nam nawala możemy wszak skupić się na rozmyślaniach o rzeczach przyjemnych.

Śmierć natomiast nie jest straszna

Gdy bowiem żyjemy to, no shit Sherlock, nie umieramy. A jak umieramy, to... nas już nie ma. W przeciwieństwie do Platona Epikur był stuprocentowym materialistą, który to pogląd przyjął od Demokryta. W człowieku jest „dusza” ale ma ona charakter czysto materialny – podobnie jak wszystko inne co istnieje, powstaje ona w wyniku łączenia się drobnych cząsteczek – atomów - i rozpada po śmierci. Jedyne co różniło Epikura od Demokryta to to, że Epikur nie był deterministą – niektóre atomy miały poruszać się w sposób totalnie losowy, którego nie można było opisać przy pomocy żadnych praw.

Ta niechęć do determinizmu wynikała z innej niechęci: do religii

Starożytni Grecy wierzyli mocno w przeznaczenie, co miało religijne korzenie. Dla Epikura ludzki los był... zupełnie losowy, zaś przezwyciężenie strachu przed bogami było ostatnim z czterech kroków do szczęśliwego życia. Nie, Epikur nie był ateistą. Uważał, że skoro wszyscy wierzą w bogów to muszą oni istnieć. Ale maja nas gdzieś. Bogowie są mądrzy i stosują się do rad Epikura – unikają cierpienia, przez co w ogóle nie mieszają się w sprawy ludzkie. Po co mieliby sobie brać na głowę ten problem? Bogów należy więc zostawić w spokoju, tak jak oni zostawili nas. Pogląd ten powróci z hukiem w czasach oświecenia pod nazwą deizmu.


Epikureizm i stoicyzm do dziś są popularne. Z pewnością są łatwiejsze do przyswojenia niż choćby platonizm, o współczesnych systemach nie wspominając. Dodatkowo dotyczą znacznie bliższych współczesnemu człowiekowi problemów, które próbuje rozwiązać na różne sposoby. I choć może rady Epikura wydają się banalne, to na pewno nie są gorsze od „wychodzenia ze strefy komfortu”. A już na pewno nie są droższe.

Podobał się wpis? Polub mój blog na Facebooku, a jeżeli chcesz poczytać więcej (i bardziej na poważnie) o wielkich filozofach, to rzuć okiem na tą listę książek ( ͡ ͜ʖ ͡)

#filozofiadlajanuszy #filozofia #zainteresowania #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #mikroreklama
loginnawykoppl - Jak wyjść z przegrywu w czterech krokach...

...czyli Epikur z Sam...

źródło: comment_NrTpFQvmaEXFvf4HsiDXvCyNvBnxtzQr.jpg

Pobierz
  • 11
  • Odpowiedz
@dire: o Marksie było, o epistemologii Kanta mam w najbliższych planach, jego etykę i estetykę zostawię na później. Szkołę frankfurcką muszę zaś sam wcześniej dogłębnie zbadać, żeby powiedzieć co z krążących po sieci legend na jej temat jest bzdurą, a co prawdą.
  • Odpowiedz