Aktywne Wpisy
miki4ever +746
#wybory najbardziej chyba wkurzają mnie teksty typu „w tym kraju nic się nie zmieni”. Pamiętając Polskę sprzed 30 i 20 lat to jest to straszne #!$%@?, tu się praktycznie wszystko zmieniło.
MarianJanusz +231
Dziś o dość rozpowszechnionym argumencie na temat tego, w co i dlaczego ludzie wierzą. Wiem, bardzo rozpowszechniony (każdy się z nim zetknął, a wielu z nas, w tym i ja, doszło do niego samodzielnie i odkryło go na nowo niezależnie od tego, ilu ludzi zrobiło to przedtem), wyświechtany potężnie, a jednak wierzących - jego użycie (podobnie jak kilku innych) od razu powoduje pewnego rodzaju agresję. Jego użycie to niemal proszenie się o agresję słowną ze strony katolików w postaci nazwania gimboateistą. Bo na rzeczową dyskusję rzadko można liczyć.
Dlaczego? Kilka powodów. Po pierwsze, argument jak rzekłem wielokrotnie w różnych miejscach powtarzany sprawiać może wrażenie, że oto gimbus odkrył, znalazł gdzieś w odmętach netu i triumfalnie rzucił, aby zatkać usta katolom. Jaki prymityw! Dlaczego nie odwołuje się do Kanta, czemu nie polemizuje ze świętymi Kościoła, gdzie tutaj dyskusje na temat odkryć naukowych, socjologicznych, wywiadów ze współczesnymi filozofami? A ten takim czymś rzuca!
Drugim powodem jest pewien dyzonans poznawczy. Rzeczone "gimboargumenty" (dorzucam kilka innych: jeżeli Bóg istnieje, dlaczego jest na świecie tyle zła? Dlaczego Bóg nie objawi się i nie zamknie mordy wszystkim niedowiarkom? Czy ludzie, którzy urodzili się w regionach, gdzie nie mają szansy poznać Jezusa pójdą do piekła? Dlaczego Jezus bardziej przejmuje się czyjąś masturbacją niż ratowaniem dzieci w Afryce? Czy Jezus faktycznie poświęcił życie, skoro i tak zmartwychwstał i siedzi sobie w niebie? Dlaczego nauka Kościoła w tak wielu miejscach rozchodzi się z Bilbią?) w ilości ledwie kilku w zasadzie dla myślącej sprawy zamiatają i orzą całą sprawę. Wierzącemu albo zamykają gębę, albo też spychają do pozycji obronnej "bo ty nic nie rozumiesz, to nie tak... (tu padają coraz bardziej absurdalne i sprzeczne argumenty)". Bardzo szybko pojawia się dysonans poznawczy - jeżeli fakty przeczą wierzeniom, to tym gorzej dla faktów. I trzeba szybko jakoś zasłonić, ukryć (nawet przed samym sobą) swoją hipokryzje. Najprościej - przez uznanie, że rozmówca jest bezmyślnym prowokatorem próbującym nieudolnie przesłonić prawdziwy obraz rzeczy. Słowem - jest gimboateistą.
wpis zainspirowany tym wpisem z blogu kwantowo.pl
Więcej o #gimboateizm - jutro
#wiara #religia #ateizm #racjonalizm
@the_white_crystal: gdzieś (chyba w którejś z dyskusji pod tym tagiem) spotkałem się z opinią, że będąc odpowiednio długo w "środku" Kościoła (ministrant, lektor, oazowicz, KSMowicz, pielgrzymkowicz, a nawet seminarzysta) z dużym prawdopodobieństwem zaczniesz się polaryzować - i wśród takich właśnie osób spory jest odsetek osób, które do końca życia wierzą i wchodzą coraz głębiej; z drugiej strony - nieproporcjonalnie (w stosunku do reszty społeczeństwa)
Albo się rodzisz z czymś co powoduje, że wierzysz albo nie. Tak samo jak ja bym napisał "wybrałem nielubienie zupy ogórkowej". Nie mogę "wybrać" braku wewnętrznej, wrodzonej skłonności do czegoś, do zupy ogórkowej, do wiary czy czegokolwiek innego.
@Bizancjum: nieprawda. Jakkolwiek wierzę, że istnieje szereg genetycznych czynników ułatwiających stanie się wierzącym, to jednak stoję na straży twierdzenia, że czynnik kulturowy również ma tu dużo do powiedzenia.
Wracając do przykładu: dziecko karmione od najwcześniejszego możliwego momentu zupą ogórkową pewnie ją polubi nawet jeżeli na początku jej nie lubiło i do końca życia będzie jadło - aczkolwiek istnieje na pewno
@Niedowiarek: Nie bardzo. Ateizm to negatyw, brak wiary w coś (bogów). Na co zresztą wskazuje etymologia słowa: a - zaprzeczenie, teizm - wiara w istnienie jakiegoś boga. Co za tym idzie twierdzenie, że negatyw - brak wychowania kogoś tak, żeby
@haes82: Jeżeli faktycznie jej nie lubi i nie będzie zmuszane do jedzenia to przestanie. Tak samo jak ciebie pewnie ochrzczono i przeprowadzono przez jakieś tam sakramenty ale ostatecznie uznałeś, że to nie dla ciebie i dałeś sobie spokój.
Zakładając, że nie było bodźców z jakiejś hehe sekty to twoja "decyzja" o niewierze tak naprawdę nie jest decyzją tylko, jak to się ładnie mówi, Bóg nie obdarzył
@PolnyZwierz: możemy bawić się w semantykę i zastanawiać co oznacza słowo "wybór". Zdaje się, że nie można wybrać bycia ateistą - niemniej jednak "początkujący"
Czym więc była ateizacja społeczeństwa w Związku Radzieckim jak nie kształtowaniem pewnego światopoglądu?
Po drugie, tak jak pisałem mówię tu o biernym negatywie, braku czegoś (wychowania do wiary w coś). Aktywne narzucanie odmiennego poglądu od już ukształtowanego jest czymś innym, nie jest to bierny negatyw tylko aktywny pozytyw nakierowany w drugą stronę od obecnego poglądu.
@haes82: Nie chodzi o epitet. W tym kontekście gimboateista = zafiksowany katol z którym ciężko porozumieć się w sprawie religii. Podobna przyjemność z rozmowy.
To nie obelga, a rada.
Można i nikt nic na to nie poradzi.
Natomiast ateizmu jako biernego negatywu po prostu się nie da. Ateizm to to samo co punkt zero - brak wiary w boga. Dziecko jak się rodzi nie wierzy w boga z oczywistych przyczyn i niewychowanie go do wierzenia po prostu tego nie zmienia, nie wpływa w żaden sposób na zmianę