Wpis z mikrobloga

Niedziela wieczur, sąsiedzi popsuli chumor to opiszę sytuację gdy poddałem się i uznałem że definitywnie nie wyjdę z przegrywu. Generalnie całe życie podobała mi się jedna koleżanka - mocno poza moja ligą, kiedyś do niej startowałem(przez FB bo na nic więcej mnie nie było stać) to mnie odrzuciła w 10sekund, później jeszcze ze dwa razy próbowałem z tym samym efektem. Ale do meritum. Sytuacja miała miejsce jakieś 2-3 lata temu. Poszedłem ze znajomymi (sami faceci, alphy) do klubu. Bo o ile wśród towarzystwa dziewczyn jestem ultrabetaprzegryw, to o tyle u facetów cieszę się sporą sympatią (no homo jakby co). Oni poszli na podryw, ja popić bo znam barmana, to praktycznie za darmo polewał. W pewnym momencie jeden z moich znajomych zauważył, że do klubu weszła moja "wybranka". Oczywiście uznałem że nie ma co się kompromitować i zagadywać czy nawet przywitać się, po prostu piłem dalej i głowa w jajka żeby mnie nie zauważyła xD no ale moje ziomeczku podbiły m.in. do niej bo była z koleżankami i ktoś tam którąś znał. No ok, ja piję dalej gawędze z barmanem i jakoś mijają godziny ofc unikam jej wzroku i chodzę po klubie tak by jej nie spotkać xD wychodzę na szluga z ziomeczkiem i on mówi że Ania(ta dziewczyna) pytała dlaczego nie podszedłem się przywitać :) nie wiem jak zareagowałby Chad, ale ja uznałem że no #!$%@? zauważyła mnie to głupio teraz podbijać xD wypiłem szybko dwa shoty i wróciłem do domu gdzie płakałem nad swoim #!$%@?. Najgorsze jest to że podobno(może wkręta moich znajomych) mówiła że szkoda że Anon pojechał już do domu itp xDD możliwe że to ta jedna sytuacja na milion gdzie beciarz przegrywa ma szansę na dziewczynę 7-8/10 a i tak to #!$%@?. Możliwe że po prostu pijana uznała, że miło spotkać kogoś znajomego. Od tego momentu myślę o tej sytuacji praktycznie codziennie i jak się domyślacie nie wyszedłem z przegrywu, nie trzymałem nawet za rękę i nic się na to nie zanosi.
#przegryw #depresja