Wpis z mikrobloga

Nie miałem do tej pory żadnych kontaktów z kobietami, nie całowałem się, nawet nie dotykałem w rękę. Nie jestem chorobliwie nieśmiały ani gruby. W szkole, zwłaszcza w gimnazjum, dziewczyny do mnie podbijały, ale ja byłem dziwny i nie reagowałem. Nie wiem dlaczego. Do dziś tego nie rozumiem. Całe życie bardzo niewiele czasu spędzałem z ludźmi. Byłem wiecznie zamknięty w swoim świecie ze swoimi sprawami, nigdy nie miałem znajomych w sąsiedztwie i nie spotykałem się z nikim. Całe życie interesowałem się muzyką. Gram na wielu instrumentach, tworzę bardzo różną emocjonalnie muzykę. Chyba najbliżej przypomina to soundtracki albo eksperymentalną elektronikę. Całe życie spędzałem w domu, uczyłem się grać, słuchałem, kupowałem na allegro zepsute instrumenty i naprawiałem, a potem nagrywałem swoje próby.

Miałem poprawne relacje z ludźmi w szkole. Jak Polska z Mongolią - wymieniamy uprzejmości kiedy się widzimy, stosunki mamy pokojowe, ale w rzeczywistości nic nas nie łączy i jesteśmy z zupełnie innych kultur. Dlatego zawsze byłem dla nich spoza, byłem na w pół obcy. Nie podobało mi się to, ale nie robiłem nic, żeby to zmienić, bo wysiłek i wstyd były dla mnie zbyt wielkie, a rezultaty zbyt niepewne i nieznane. Tak przeżyłem wszystkie lata szkolne. Nigdy nie byłem na imprezie. Randka to dla mnie abstrakcja jak czwarty wymiar, nigdy nawet nie rozmawiałem na gruncie prywatnym z kobietą. Nie utrzymuję z nikim kontaktów. Po skończeniu liceum szukałem pracy, dwa razy podejmowałem proste prace, ale nie wychodziło mi. W wieku 20 lat zacząłem zarabiać przez internet sprzedając sample instrumentalne. To takie krótkie nagrania melodii lub rytmów, które muzycy kupują i używają w swoich utworach. Potem doszła do tego muzyka tła (lounge, chillout jazz, długie, zapętlone utwory puszczane w salonach fryzjerskich, galeriach itp.), która też dobrze się sprzedaje. Łatwo przychodziło mi nagrywanie takich utworów. Potrafiłem w jeden dzień nagrać temat na półtorej godziny, do którego potem dogrywałem kolejne ścieżki i w miesiąc lub mniej miałem dwugodzinny track albo godzinę sampli instrumentalnych. Wystawiałem to w serwisach z samplami albo sprzedawałem firmom, które tym handlują. Po podatkach wychodziło kilkaset złotych, co miesiąc ta suma rosła o kilkadziesiąt złotych. Mieszkałem z rodzicami, więc nie potrzebowałem dużych pieniędzy. Prawie wszystko im oddawałem na utrzymanie. Jak na kilka dni pracy w miesiącu uważałem to za dobrą sytuację. Planowałem, że to będzie tylko mój plan tymczasowy.

Chciałem nagrać wielki album, surrealistyczną historię opowiedzianą za pomocą muzyki. Trzygodzinną, fantastyczną sagę. Bohaterami miały być brzmienia instrumentów, chciałem im nadać osobowości, chciałem żeby w miarę fabuły i wydarzeń zmieniały się, nabierały wyrazistości gdy doroślały, rozstrajały się gdy były ranne, chciałem żeby każdy mógł usłyszeć fabułę. To był wielki, ogromny projekt. Nawet kompresja i bitrate były elementem tego świata (np jakość pogarszała się w utworach dziejących się w Otchłani). To miało być doświadczenie, jakiego nikt do tej pory nie przeżył. Chciałem, żeby cały świat muzyki i filmu zawrzał w dniu premiery. Miałem ściany zaklejone arkuszami A1, na których rozpisywałem ciągłość i pomysły, co z czym połączyć, jak miało się zmieniać, wszystko dokładnie opisane, wielkie wykresy. Poznawałem nowe programy do edycji dźwięku, uczyłem się o formatach, dzień w dzień przeczesywałem internet, przesłuchiwałem tysiące darmowych sampli, testowałem setki VSTi i efektów. Nic z tego nie wyszło. Koncepcja okazała się zbyt trudna do realizacji samemu. Nie dawałem rady, a współpraca nie wchodziła w grę, bo to był mój projekt. Spędzałem po kilka godzin nad dobraniem odpowiedniego brzmienia, ciągle odkrywałem nowe możliwości, popadałem w dygresje, a kiedy już coś stworzyłem najczęściej nie pasowało do reszty, bo zdążyłem się rozwinąć. Uznałem, że to za ciężkie. Porzuciłem ten projekt. Co gorsze większość czasu zajmowała mi praca nad samplami, a to ona miała być poboczna. Nie potrafiłem jednocześnie robić czegoś dla pieniędzy, a potem dla siebie i do tego koncepcje do albumu mieszały mi się z tym, co nagrywałem na zarobek. Funkcjonowałem tak przez prawie dwa lata. W końcu stwierdziłem, że dalej nie mogę tak żyć. Miałem wtedy 1300-1500 złotych pasywnego dochodu miesięcznie, czyli mogłem nic nie robić a te pieniądze przychodziły. Zrezygnowałem z nagrywania dla pieniędzy i całkowicie oddałem się tworzeniu, ale tamten projekt porzuciłem. Byłem nim zmęczony, nie potrafiłem. Pociągała mnie inna koncepcja, która wtedy wydawała mi się prostsza, bardziej minimalistyczna, możliwa do zrealizowania w rok - chciałem nagrać muzykę cywilizacji z innej planety. To miało być proste. Czytałem wtedy o ewolucji i astrofizyce. Najpierw wymyśliłem planetę, na której jest dużo większe ciążenie, rozpisałem jak mogły rozwinąć się tam gatunki, cywilizacje, jakie mogli mieć surowce, jak wyglądały ich krajobrazy, z czego robili instrumenty, jak mogły brzmieć i co mogło ich inspirować. Myślałem, że mam pomysł, ale okazało się, że było tego za mało. W międzyczasie wrzucałem na youtube, soundcloud itp. pojedyncze utwory albo epki, które nagrywałem dla zabawy albo dla ćwiczeń. Miały po kilkadziesiąt tysięcy odtworzeń, jedna epka do dziś ma kilkaset tysięcy pobrań i ponad milion wyświetleń na Youtube (typowe smuty na klawiszach). To była prosta muzyka z gatunków, które kiedyś lubiłem (neofolk, industrialna elektronika, instrumenty solo). Zawsze miałem zacięcie do melancholijnych klimatów. Myślałem - skoro bez wysiłku potrafię nagrać coś, co bierze setki tysięcy ludzi, to co dopiero będzie jak pokażę im to, co robię na poważnie? Zgnuśniałem i zachłysnąłem się tą małą sławą. Coraz mniej pracowałem, a coraz częściej spędzałem dni na oglądaniu swoich profili, śledzeniu co ludzie o mnie piszą. Już czułem się jak gwiazda. Uzależniłem się od tego. Wstawałem rano, włączałem komputer i zanim poszedłem się ubrać, umyć, zjeść śniadanie, z bijącym sercem sprawdzałem czy pojawiły się nowe komentarze, opinie, recenzje na blogach. Dostawałem dziesiątki propozycji współpracy. W myślach udzielałem wywiadów, zastanawiałem się co bym powiedział, jak bym się zachowywał jako sławny muzyk. Obudziłem się po dwóch latach.

Miałem do głównego albumu trzy utwory niedokończone, jeden prawie dokończony i brak pomysłu na więcej. Uświadomiłem sobie, że zmarnowałem kilka lat życia. Miałem 24 lata i wszystko co osiągnąłem to minimalna krajowa, kilka zaczętych projektów, kilkanaście utworów i sny o potędze. Ludzie w moim wieku mieli dobrze płatne prace, skończone studia, stanowiska, żony, dzieci, mieszkania, samochody. Ja mieszkałem z rodzicami, zarabiałem grosze i byłem sam. Lata mijały i nic się nie zmieniało. Uświadomiłem sobie, że nie mam czasu. Zacząłem robić mnóstwo rzeczy. Zacząłem ćwiczyć, bo wiedziałem, że jak za rok, dwa lata znajdę dziewczynę, to chcę dla niej wyglądać. Zacząłem uczyć się nowego języka, czytałem poradniki życiowe, jak rozmawiać z ludźmi, jak naprawiać rzeczy w mieszkaniu, jak szybko czytać, pochłaniałem książki o treningach, diecie, dbaniu o zdrowie, ekonomii, historii współczesnej, polityce, biologii, ćwiczeniu umysłu, zdrowym śnie, motywacji, depresji, nawykach. Chciałem nadrobić stracone życie jak najszybciej. Odmienić się. Znacznie poprawiłem sylwetkę, nabrałem mięśni. Nagrywałem więcej sampli i muzyki na sprzedaż, bo chciałem mieć pieniądze na wynajęcie mieszkania. Zdałem sobie sprawę, że nie mam szans poznać dziewczyny, bo od lat nie miałem kontaktu z żadną. Zastanawiałem się gdzie może być "moja" dziewczyna, jak zwiększyć prawdopodobieństwo spotkania jej? Założyłem konta na wszystkich popularnych portalach randkowych, szczegółowo uzupełniając profile. Myślałem, że jeśli taka dziewczyna będzie kogoś szukała na takim portalu, to będzie szukała profili z dużą ilością zainteresowań (bo ja bym tak robił). Sam też szukałem. Bez rezultatu.

To trwało prawie rok. Żyłem w pędzie, chciałem wykorzystywać każdą minutę. Rozpisywałem szczegółowe plany dnia i je realizowałem, ale im bardziej zbliżałem się do 25 urodzin, tym bardziej traciłem nadzieję. Starzałem się. W końcu popadłem w marazm, nic nie robiłem całymi dniami. Czasami obejrzałem jeden film. Słuchałem zespołów, które lubiłem w czasach gimnazjum i liceum. Całymi dniami nic nie robiłem, tylko rozpamiętywałem przeszłość, co mogłem zrobić, czego nie zrobiłem, co zrobiłem źle. Dlaczego nie odpowiadałem na zaczepki dziewczyn. Mogłem być od kilku lat w związku. Pamiętam, że jedna bardzo atrakcyjna dziewczyna leciała na mnie przez całe gimnazjum. Była świetna. Szczupła w ramionach, fajny biust, szerokie biodra. Też lubiła muzykę, ale popularny rock, co dla gimnazjalnego mnie było śmieszne. Tak bardzo wyrafinowanym idiotą byłem. Pamiętam jak na wycieczce przysiadła się do mnie kiedy z dala od innych czytałem książkę. Zdjęła sweterek, pod spodem miała luźną bluzkę z za dużym dekoltem i przysunęła się za blisko jak dla kolegi. Pamiętam to wydarzenie bardzo silnie. "Co czytasz?". Mogłem dokładnie obejrzeć jej piersi kiedy nachyliła się do książki. Byłem sparaliżowany ze strachu. Nie wiedziałem co robić, odburknąłem tylko niewyraźnie tytuł. Czerwieniła się bardzo i chyba długo zbierała się do tej akcji. Próbowała jeszcze zagadać, ale tylko potakiwałem i dała sobie spokój. Jakbym mógł się przenieść w czasie to tamtemu mnie bym chyba #!$%@?ł za te wszystkie sytuacje, które #!$%@?ł. To była naprawdę świetna dziewczyna i musiała mnie naprawdę lubić, bo próbowała do mnie dotrzeć przez całe gimnazjum. Gdybym wtedy reagował pewnie bylibyśmy razem do dziś. Takie rozmyślania o niewypełnionych scenariuszach miałem przez całe dnie. Po skończeniu liceum czułem się ciągle młody, nie myślałem w ogóle o upływającym czasie. Wcześniej myślałem o dziewczynach, ale wierzyłem, że kiedyś sama się znajdzie jak po prostu będę robił swoje, ciągle mam czas. Myślałem, że gdzieś jest taka dziewczyna jak ja, która ma takie same poglądy na życie, zajmuje się czymś i w końcu na siebie trafimy. I jak zbliżyłem się do 25 roku życia uderzyło mnie, że kiedyś to już dziś. Nie mam już czasu. Przecież nawet jak poznam teraz dziewczynę to ile czasu trwa poznawanie się wzajemne aż bylibyśmy pewni siebie? To zawsze musiała być dziewica. Nigdy nie wyobrażałem sobie związku z dziewczyną, która miała jakąś przeszłość w związkach. Miałem być jej pierwszy i jedyny, a ona moja pierwsza i jedyna. Dla mnie to nie jest warunek ani wymóg. To naturalne i oczywiste i mógłbym być tylko z kobietą, dla której to też naturalne i oczywiste. Dla której to pragnienie, a nie wyrzeczenie. Taka kobieta chyba nie istnieje. Czuję się obcy dla ludzi, jak Chińczyk w Polsce albo Polak w Chinach. Sprawy większości ludzi to dla mnie fikcja tak jak moje dla nich. Dojeżdżanie do pracy, problemy w pracy, problemy w relacjach międzyludzkich, imprezy, kluby, wycieczki, wyjazdy - takie rzeczy nie istnieją w moim życiu i nie chcę, żeby istniały. Praca, dom, praca, dom i od czasu do czasu przyjemności takie jak wyjście ze znajomymi albo impreza. Dla mnie to nie są przyjemności. Dla mnie to brzmi jak piekło. Nie wyobrażam sobie życia z kimś, kto chce tak żyć. Ja chciałbym przez większość czasu tworzyć, robić coś nowatorskiego, zmieniać masy ludzi, uczestniczyć w wielkich rzeczach, ale na odległość. Nie interesuje mnie poznawanie świata ani podróże. Chciałbym raz na kilka miesięcy gdzieś wyjechać, ale żeby zobaczyć coś wielkiego. Stare puszcze, zamki, antyczne ruiny, a nie opalanie na plaży. Interesują mnie rzeczy ważne, a nie luksusy. Wątpię, czy istnieje dziewczyna, która też chce takiego życia. Przeraża mnie jak czytam historie ludzi w związkach. Wyglądają dla mnie na bardzo płytkie. Jakby wiązali się tylko dla obopólnych korzyści i dopóki te korzyści są to będą razem. Ludzie w ogóle się nie znają. Chyba nawet nie chcą się znać, chcą tylko jak najwięcej korzyści. Robią sobie na złość, traktują się jak obcych albo jak dwa rywalizujące państwa. Jak inne zaproponuje lepszy układ, to się przenoszą. Seks jest dla ludzi wszystkim. Nie rozmawiają o swoich poglądach, o najważniejszych rzeczach w życiu. Jakieś gierki, szantaże emocjonalne, motyle w brzuchu, zaślepienie, udawanie, że się nie widzi niezgodności, aby tylko jak najdłużej ciągnąć korzyści. Nie chcę tego doświadczyć. Boję się tym bardziej, że mam jedną szansę.

Niedługo kończę 26 lat. Przestałem już robić cokolwiek. Nie mogę spać, bo ciągle mam koszmary. Nie wiem co robić. Jestem przerażony starzeniem. Oglądam się w lustrze kilka razy dziennie. Codziennie czuję się, jakbym miał umrzeć. Zajmuje mi dużo wysiłku żeby nawet posłuchać muzyki. Czuję się ciężki. Kilka razy dziennie zbiera mi się na płacz bez powodu. Ostatnio wymiotuję. Stresuję się, że marnuję czas, a jednocześnie boję się zacząć cokolwiek robić. Boję się myśleć w ogóle, żeby nie myśleć jak bardzo nic mi nie wyszło. Czasami tylko siedzę i patrzę na zegarek, myślę o tym, że ten czas nigdy nie wróci, że jest coraz gorzej, że jestem coraz starszy. Zacząłem mieć wątpliwości do swojej sprawności seksualnej i fizycznej. Chyba mam słabsze erekcje. Od lat masturbuję się raz dziennie, czasami kilka razy, czasami przez kilka dni wcale. Czasami o tym zapominam. Nie mam problemu z przestaniem. Nachodzi mnie potrzeba jak przeczytam jakąś historię w internecie albo zobaczę aktorkę lub piosenkarkę w moim typie. Boję się, że nie będę potrafił zaspokoić kobiety albo nie stanie mi podczas pierwszego razu. Nie znam się na dorosłych rzeczach takich jak sprawy urzędowe. Nie mam prawa jazdy. Nie chodzę do sklepów, nie wiem gdzie się kupuje różne rzeczy. Wstydziłbym się kupić prezerwatywy. Od liceum noszę te same ubrania i buty. Szybko rośnie mi broda, której nienawidzę, więc obsesyjnie się golę. Dokładnie, aż nie czuję pod palcami włosów, żeby wyglądać jak nastolatek. Unikam słońca, mam cały dzień zasunięte zasłony. Nie mogę spać, a jak usnę i się obudzę rano, to zmuszam się dalej do snu, bo rano jest mi przyjemnie. Rano jest młode, a wieczór to myślenie o kolejnym dniu, w którym nic nie zrobiłem. Śpię po 14, 16 godzin dziennie. W dzień chodzę bez sensu. Włączam wykop, youtube, soundcloud, bandcamp. Przeglądam, zamykam, siedzę bez sensu, a po chwili znowu otwieram i tak w kółko. Czytam historie i problemy innych. Nie wiem po co. Jestem na jakimś skraju. Wiem, że zbliżam się do krawędzi, ale nie wiem co jest w przepaści za nią. Coraz mniej się dzieje w moim życiu, powtarzam te same czynności. Coraz gorzej się czuję fizycznie. Czuję się słaby. Nie wierzę, że kiedykolwiek kogoś znajdę, a mimo to mam nadzieję. Zaraz będę miał 26 lat, a czuję się na 16. Nie wierzę, że mam już tyle lat. Jak byłem w szkole, to wiek 25 lat wydawał mi się niewyobrażalnie odległy. A teraz jestem tu i jestem taki sam jak wtedy. Upływ czasu mnie przeraża. Boję się, że tego nie przeżyję psychicznie. Chcę wrócić do czasów, kiedy się tym nie martwiłem. Nie wiem, po co to wszystko piszę. Wiem, ale nie chcę się przyznać przed sobą.

#feels #gorzkiezale #rozowepaski #zycie #przegryw #codziennysynbozy ##!$%@? #oswiadczenie
  • 8
@marecki38420: krzychu nie #!$%@?, zawsze jest czas, żeby coś zmienić. I serio jak to czytam masz za dużo wolnego czasu na głupie rozkminy. Jakbyś miał tak chore opcje w życiu co ja miałem i jak z takim podejściem dawno byś się zayebał. Zmień to, każdy ma ciężkie momenty.
@marecki38420: Wyglądasz mi na człowieka z zespołem Aspergera. Fajnie jakbyś poznał ludzi o podobnych zainteresowaniach, w ich towarzystwie będziesz czuł się swobodnie. Skoro grasz na instrumentach i jesteś dobry to może warto poszukać ludzi i zacząć coś tworzyć wspólnie.
@marecki38420: Zacznij robić rzeczy które są dla ciebie niewygodne. Czyli jak nie lubisz chodzić do sklepów to zacznij chodzić po trochu. Czyli tak zaczynaj robić to czego nie rozumiesz, nie sprawia ci przyjemności. W takim stopniu, żebyś mógł zawsze wrócić do swojej strefy komfortu. Z czasem zacznie ci to wszystko prościej przychodzić. Jeśli masz problemy psychiczne, to też zacznij działać w tym kierunku i nie przejmuj się skutkami. Bo w końcu
@marecki38420: a z czego się utrzymujesz? Bardzo podobnie żyłem (też olałem wiele dziewczyn bo byłem wybredny i głupi, a miałem powodzenie) miałem Sam zepsułem swoje życie idąc bez sensu na drugie studia straciłem najcenniejsze 3 kolejne lata mojego życia (25-28) na bezsensownym studiowaniu, i kolejne lata to były potężne problemy z pracą ale zawsze była zwykle na zlecenie, prawko olałem 10 lat temu Teraz też jest syf nigdy nie przekroczyłem 3tys