Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#polska #afera #zdrowie #jedzenie #wolowina

Jak to wygląda z perspektywy osoby sprzedającej takiego "leżaka"
Jest kilka przypadków kiedy sprzedaje się takie uszkodzone sztuki
pierwsza to uraz
Tutaj powinien nastąpić ubój z konieczności. Zazwyczaj przyjeżdża weterynarz ktoś z uprawnieniami powinien podciąć sztukę. Takie mięso jest pełno wartościowościowe o ile będzie odpowiednio magazynowane i chłodzone. Hodowca ma tutaj dość spory problem, z tego względu że mało kto ma odpowiednie miejsce do magazynowania mięsa z certyfikatami gdzie mógłby to mięso przetrzymać i nie zdawać się na łaskę rzeźni która może mięso przyjmie. W praktyce jednak oprócz tego problemu istnieje jeszcze problem z dostępnością weterynarza. Bardzo często nie chcą w ogóle przyjechać, jeśli już to za dość sporą opłatą. Często tez nie ma dostępnej osoby z kwalifikacjami do podcinania. Tutaj problem jest mniejszy, każdy z hodowców potrafi to zrobić w mniej lub bardziej profesjonalny sposób, ale zawsze skuteczny. Sam musiałem kilkukrotnie z żalem i patrzeniem na cierpienie zwierzaka ( złamana noga, uraz kręgosłupa w skutek walki między sobą) podciąć. grunt to ostry nóż, ale chyba każdy z hodowców robi to z żalem.
Drugi z przypadków
To krowa/byk która na skutek choroby jest w słabej kondycji, często w ogóle nie wstaje, bądź też jedyne co robi to oddycha. ten przypadek można podzielić na 2:
Leczone antybiotykami - okres karencji jest zazwyczaj krótszy niż 14 dni, zazwyczaj koło 7. Nie słyszałem żeby firmy zajmujące się zabieraniem takich sztuk chciały je brać. gdy Słyszą antybiotyk to zamykają klapę. Osobiście tylko raz byłem świadkiem jak taka firma zabrała leczonego 4 dni temu byka. Dali 400 złotych i powiedzieli że jeśli wyjdzie na badaniu ten antybiotyk to więcej nie kupują. Kiedyś byli ponownie więc jednak chyba nie wyszło. Mam podstawy żeby im wieżyc przez to że leczonych antybiotykami sztuk w ogóle nie chcą brać, coś jednak musi być na rzeczy skoro ten niebotyczny zysk jak pisze TVN jest tak duży na tych sztukach.
Krowy po wycieleniu czasem nie chcą wstawać, szczególnie w przypadku gdy są otłuszczone. Hodowca zazwyczaj liczy ze po podaniu kroplówki bądź też mikroelementów krowa wstanie, czasem zdarza się że jednak nie jest w stanie. Taka krowa tez powinna być ubita z konieczności. W praktyce jednak prościej ją załadować na pakę i ubić na rzeźni. O ile krowa nie leżała tydzień w takim stanie mięso jest pełnowartościowe. Po tygodniu pojawiają się odleżyny i fragmenty mięsa trzeba odkrawać. Ta sytuacja zdarza się najczęściej.
I trzecia sytuacja to rzeczywista padlina.
Czasem zdarzy się choć bardzo rzadko że krowa bądź byk padnie i leży tak dzień góra 2 bez wiedzy hodowcy. Takiego mięsa praktycznie nikt nie przyjmie o ile nie została spuszczona krew. Taka sytuacja zdarzyła się 2 razy w nocy. Truchło odebrała firma utylizująca. Problem z tymi firmami jest taki że przyjeżdżają po 2-3 dniach czasem i po tygodniu, o ile w zimie nie jest to problemem, poza tym ze załadunek sztywnego truchła jest bardzo kłopotliwy, to w lecie często kończy się na tym że truchło nadgryzają zwierzęta dzikie i domowe. kiedyś pomimo zabezpieczenia siatką i folia wdarł się pies, sam warzył 1.2 kg, zjadł cały krowi język ważący 2 kg. Pies żyje szczęśliwie do dziś.
I odnośnie tego co zaprezentował materiał TVN. Nie bał bym się jeść mięsa z krów które przyjadą w takim stanie do rzeźni, to mięso w brew pozorom jest zdatne do spożycia mimo iż wygląda to makabrycznie. Co do wycinania fragmentów z ropniami to taka praktyka jest stosowana w każdej prawidłowo działającej ubojni. Czasem zdarza się że w całkiem zdrowych sztukach występują drobne skazy, oczywiście taką sztukę należy poddać dokładniejszym badaniom. Najbardziej martwi mnie postępowanie weterynarzy. Pieczątki które używane są bez nadzoru, brak jakichkolwiek badań, wycinanie oznaczenia partii nie nadającej się do spożycia. Hodowca z mojej okolicy był ofiarą walki 2 weterynarzy o stanowisko. Odrzucono mu 2 sztuki bydła które posiadało rzekome skazy. Wszystko dlatego ze w jego gospodarstwie leczy inny weterynarz. Zażądał wydania próbek mięsa, oczywiście weterynarz odmówił, skończyło się na tym że sam właściciel zapłacił hodowcy, mimo iż ponad tona mięsa poszła do utylizacji. Gospodarze tez nie są bez zarzutu, ale gdyby nadzór weterynarzy działał prawidłowo to takie sytuacje nie miały by miejsca.
I parę zdań na temat wołowiny
TVN nie powiedział także jak klasyfikowane jest takie mięso, na materiale widać głownie mleczne krowy, mało mięsa, wiele kości i tłuszczu. Taka tusza, w dodatku powycinana to jedna z najgorszych klas mięsa, nadająca się tylko do kebabów bądź też mielonych. Zarobek na takim mięsie też nie jest tak wysoki jak mogło by się wydawać. Co do cen to z grubsza prawda, im gorszy stan tym mniej płacą. Najniższą stawkę jaką otrzymaliśmy za podciętą krowę było ok 800 PLN. było to ok 400 kg mięsa, pełno wartościowego. Krowa dostała krwotoku wewnętrznego podczas porodu. Dało by się to uratować gdyby hodowca miał w swojej apteczce jakiekolwiek leki. Niestety lekarstw posiadać nie wolno, podawać może je tylko weterynarz który nie zawsze jest na zawołanie. Powinien być jakiś kurs dający uprawnienia do posiadania i stosowania leków we własnym gospodarstwie.
Osobiście jadłem mięso z tych strasznie brzmiąco padłych krów wiele razy. Wiele razy sąsiedzi brali porcje mięsa z pełna świadomością z czego ona pochodzi. Szczególnie ci starsi, młodsi mają psychiczny wstręt, jednak po 2 piwach zjedzą takiego setka z grilla i fobia mija. Jeśli chcecie zjeść dobrej jakości wołowinę to pytajcie gospodarza czy ma zamiar coś ubić na mięso, możecie nawet zobaczyć łeb takiego zwierzęcia gdy przyjedziecie podczas prac rozbiórkowych. Teraz praktycznie każdy większe sztuki wozi na rzeźnię, więc kupicie mięso z pieczątka i może nawet przebadane :) Jeśli kupujecie coś z cielęciny to zazwyczaj jest ubijana na miejscu, jednak osobiście cielęciny nie lubię, wołowina powoli się przejada.
I anegdotka na temat tego jak wygląda mięso niezdatne do jedzenia. Kiedyś ubiliśmy kulejącą jałówkę, była leczona antybiotykami tydzień przed. O ile podczas wyciągania wnętrzności zapach jest taki sobie to w przypadku rozbioru mięsa nie powinien być nieprzyjemny. W tej jałówce rozwinęły się liczne stany zapalne, coś na wzór uczulenia na antybiotyk, masa ropni. To był chyba pierwszy raz gdy wymiotowałem przy takiej pracy gdyż smród był nie do zniesienia. Nie wyobrażam sobie jak to zwierze musiało cierpieć mimo iż tylko kulało. Najgorsze było to że zjadłem upieczony fragment, smakował dziwnie, jak mięso ze sklepu, nic mi się nie stało, ale trauma pozostała. Czasem boje się pomyśleć jak muszą być magazynowane filety bądź też wołowina kupowana w sklepie która smakuje tak jak mięso które strach było dać psu.
W razie hejtu i pytań zapraszam do merytorycznej dyskusji w komentarzach. Mogłem parę spraw pominąć, zdania źle sformułować więc proszę bez przesadnego hejtu.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla maturzystów
  • 4
@AnonimoweMirkoWyznania: jak to czytam to ciesze sie, ze nie jem miesa, bo pewnie bym jadla takie marketowe xD ciekawie opisane, mimo ze wiele rzeczy brzmi naprawde obrzydliwie. Na czym polega odkrawanie skaz z miesa? Czy nie ma szansy na to, ze ta skaza jakos "zanieczysci" mieso, ktore nie jest widocznie skazone?