Wpis z mikrobloga

Wróciłem z kolonii, pracowałem tam jako wychowawca i jestem cholernie szczęśliwy. Takimi nowymi doświadczeniami w pracy pedagoga upewniam się w przekonaniu, że jestem we właściwym miejscu i nie w głowie mi przebranżowienie się. Żadna praca jak dotąd nie dała mi tyle satysfakcji, zadowolenia czy energii jak ta, a miałem wiele prac o wiele lżejszych.

Mieliśmy dzieciaki z ubogich, wielodzietnych, czasami zrekonstruowanych rodzin. Niektóre dzieciaki miały po ósemkę rodzeństwa, niektóre były wychowywane przez dziadków, czy samą babcię, prawa rodzicielskie były odebrane dla mamy np, bądź jak to mówiła jedna "tata jest za granicą i zbiera pieniądze i wychowuje nas babcia). Od razu widać było, ze są to bardzo wymagające dzieciaki (nie lubię określenia trudne dzieciaki). Bardzo trudno byłoby komuś bez przygotowania pedagogicznego zapanować(nie w wojskowy sposób) czy po prostu zajmować się takimi dzieciakami, bo by go nie słuchały i weszły lekko mówiąc na głowę. Miałem to szczęście, że trafiłem na fajnych wychowawców, którzy mieli bardzo dobre podejście do dzieci i cechowali się jak ja - potrzebnymi predyspozycjami do takiej pracy, więc dobrze nam się pracowało.

Te dzieciaki w ogóle nie były przygotowane do życia jak na ich wiek (8-16). Zapewne było to spowodowane brakiem uwagi od rodziców, bo te dzieciaki pytały sie na prawdę o truizmy w sensie społeczno egzystencjalnym. Serio, takie proste pytania, ze od razu można wywnioskować, że odpowiedzi od rodziców na owe pytania raczej nie dostają. Wymagały poświecenia im ogromnej ilości czasu i trochę współczuję dzieciakom rodziców – już #!$%@?ąc od kolonii - którzy zamiast odpowiadać, wyjaśniać mu sprawy i zajmować się dzieckiem we właściwy sposób, olewają je, często odsyłając do drugiego rodzica, bądź gapiąc się w telefon(pisze to na podstawie obserwacji w komunikacji miejskiej mojego miasta, bądź sytuacji społecznych, jednak podejrzewam, że nie tylko u mnie tak jest).

Nie miałem tam dłuższej chwili wolnego czasu, jedynie gdy spałem (6-7h), a i to jeszcze nie do końca - bóle głowy, brzucha, lunatykowanie w nocy, no w końcu to praca 24/7. Po 2 dniach, to w ogóle nie zamykaliśmy w dzień pokoju jeśli byliśmy w ośrodku, bo nie było nawet 5 minut bez pukania o jakąś sprawę, problem, konflikt. Bardzo dobrze było widać, np. że nie mają zielonego pojęcia w jaki sposób radzić sobie ze swoimi nagłymi przypływami agresji, jak reagować na czyjąś agresję itd. Jakieś TZS czy TUS? Nic.

Czasami nawet z jednego zdania czy pytania od dzieciaków można wiele wywnioskować. Oczywiście nie popadając w nadinterpretację, dam żywy przykład tej myśli. Dziewczynka podchodzi do mnie po przyjeździe i pyta się mnie ile dostała pieniążków do koperty(rodzice mogli dać pieniądze dla dzieciaków, bądź dla wychowawców, aby im te pieniądze dawkować, by nie wydały wszystkiego na raz). Dziewczynka pyta się mnie ile dostała pieniążków do koperty. Ja się pytam: a co, nie wiesz ile?(uważam, że rozwijanie rozmowy w ten sposób ma wiele walorów wychowawczych, niż zwykłe pytanie-odpowiedź. Nie tylko dziecko rozwija swoje umiejętności wysławiania się(kiedy ma problemy logopedyczne, to też próbuje w jakiś sposób na nie oddziaływać – przeliteruj, teraz sylabami, teraz cały wyraz itd.) ale również wg mnie uczy to dzieci rozmowy z dorosłymi)).Ona odpowiada, że wie ile dostała, tylko chce sprawdzić, bo widziała na parkingu przed odjazdem, gdy się żegnała z mamą, to tata wkładał rękę do koperty. No i sami możecie zinterpretować na swój sposób jej odpowiedź, jednak podejrzewam, że dojedziemy do tego samego wniosku – dziecko nie ufa swojemu tacie w 100% i może obawiało się, że podkradł trochę).

Ten czas kolonijny to zdecydowanie za mało czasu, aby poprzez nasze wpływy wychowawcze zmienić ich niewłaściwe zachowania na te – przynajmniej społecznie akceptowalne, jednak to wystarczająco dużo czasu, aby zasiać u nich nowe - właściwe nawyki. Sprzątania, zachowywania się przy stole, przy innych ludziach, w nietypowych sytuacjach itd. Oczywiście, jeśli owe działania nie będą egzekwowane, przypominane, sprawdzane czy korygowane - tym bardziej kiedy wrócą do siebie do domów, a tam będzie po staremu, bez właściwych wzorców – to nasze działania pójdą na marne, ale tu należy mieć nadzieję.

W tej pracy zaobserwowałem wiele ciekawych rzeczy. Przykład? Pewien dzieciak po kilku dniach zauważył, że nie tylko on jest wymagającym dzieckiem, które sprawiało wiele trudności, ale też jest podobnych do niego jeszcze kilku. I wiecie co zrobił? Zmienił taktykę na zupełnie odwrotną. Jestem zwolennikiem teorii potrzeb, gdzie w ogromnym skrócie - w tym przypadku – niewłaściwe zachowanie jest spowodowane niezaspokojoną jakąś potrzebą. W tym przypadku, potrzebą dzieciaków była uwaga, którą pozyskiwały w najprostszy i najlepiej znany przez nich sposób – rozrabiając. Owy chłopiec zauważył, że nie jest on jakoś szczególnie traktowany przez swoje złe zachowanie, bo wszystkich traktowaliśmy podobnie, to zmienił się w aniołka. I mówię tutaj, to nie była fałszywa zmiana.

Wcześniej? Wywalił butelkę plastikową podczas spaceru po lesie i tłumaczył się tym, że to nie jego butelka, bo on wypił napój do końca i wtedy wywalił, a w tej zostało jeszcze trochę, wiec to nie jego xD. Albo, że on wyrzucił butelkę gdzieś indziej, więc to nie jego xDD. Później? Z własnej inicjatywy np. wziął reklamówkę i zbierał do niej śmieci od kolegów i koleżanek przez całą drogę na górę i z powrotem do autokaru, gdzie pochwały działały później bardzo wzmacniająco.

Choć nigdy nie byłem na koloniach, to wiem, że są to wspomnienia na całe życie. Pierwsze miłości, śluby kolonijne itd., więc staraliśmy się z wychowawcami, aby mieli najlepsze wspomnienia z dzieciństwa i faktycznie chyba nam się to udało, bo dzieciaki nas uwielbiały, a my ich. Każde z nich było na swój sposób interesujące i w większości, jeśli na to pozwoliły im warunki, otwierały się przed nami jak książka. Wymagały one odrobiny uwagi, chwilę pogadania i zadawania właściwych pytania; o tym kim chce być w przyszłości, o marzenia, zainteresowania, rodzeństwo, rodziców itd. Widać było, że brakuje im kogoś, z kim mogliby porozmawiać, wygadać się, więc przyjmowałem wszystko jak gąbka i próbowałem im pomagać im, ile mogłem. Co do wspomnień z kolonii, mam nadzieję, że będą miały bardzo dobre, pomimo #!$%@? kierowniczki, która #!$%@?ła takie rzeczy, że to szok, więc trochę #zalesie

Np. Sytuacja nr1. Poszliśmy nad strumyk, 10 cm głębokości. Kierowniczka nadzorowała te dzieciaki, które chciały sobie pomoczyć stopy, a reszta usiała z 20-30 metrów dalej – z wychowawcami na kocach i sobie gadaliśmy/graliśmy. W pewnym momencie słyszę jej gwizdek i myślę „co znowu do #!$%@?”. Okazało się, że dziewczynka upadła w wodzie i pochlapała sobie nogawki i została odesłana z wody na koc. Przychodzi dziewczynka z płaczem i mówi, że kierowniczka kazała jej zdjąć spodnie, a ona nie chce. No to mówię do niej, by przekazała kierowniczce, że pozwalam dziecku nie zdejmować, tym bardziej, że nie było żadnego wiatru, tylko słonce. Dziewczynka poszła i po chwili kierowniczka na cały głos krzyczy „kto jest wychowawcą tej dziewczynki” xD. No to mówię też podniesionym głosem, że ja. Ona oświadcza, że kazała zdjąć spodnie dziewczynce, a ona nie chce. Ja na to spokojnym głosem, że pozwoliłem jej nie zdejmować(gdzie w tym wieku uczucie wstydu jest bardzo paraliżujące i ogromnie krępujące, szczególnie chodzenie w samych majtkach przy całej kolonii i chłopaków, którzy mogą się jej podobać). A ta się odzywa, ale ja jestem tu kierowniczką i wtedy odpowiedziałem już stanowczym i kończącym rozmowę zdaniem , a ja jestem jej wychowawcą. Jej miny do końca nie zapomnę. (później dzwoniła organizatorka kolonii w jej obronie, że ona ma 50 lat, x lat doświadczenia, własne dziecko, troszczyła się o tą dziewczynkę, że na basenie dzieci rozbierają się itd. Argumenty, że tam dobrowolnie, a tu z rozkazu nie trafiały).

Sytuacja nr2. Jest „wieczór kawalerski” dla chłopaków przed ślubami kolonijnymi. Opowiadamy z drugim wychowawcą o tradycji, że to tylko kolonijne itd., tłumaczymy jak dla dzieci, próbujemy ich sparować w pary z jakimiś dziewczynami itd. Później się golili xD daliśmy im trochę pianki i golili się szczoteczkami, niektórzy tą szorstką częścią xDD. Później graliśmy w butelkę prawda czy wyzwanie. Wyzwania kończyły się na tym, aby powiedzieć najczęściej podobającej się dla ancymona dziewczynie „kocham cię”, bądź ją pocałować(odwagi dodawało im myśl, że robią to na korytarzu przy świetlicy, w której dziewczyny miały wieczór panieński), a pytania też były takie dziecięco-szczeniackie dotykające już tych dorosłych spraw, które staraliśmy się hamować. W pewnym momencie wchodzi kierowniczka i jak gdyby nigdy nic siada z telefonem i coś tam robi, jakby nie zwróciła na nas uwagi. No to ja bez #!$%@? się, z całym szacunkiem , pół żartem , w 100% poważnie i jak najbardziej taktownie mówię, że proszę Pani, my tutaj mamy wieczór kawalerski, i że to jest tylko dla chłopaków, i że powiedzieliśmy sobie, że nic nie wyjdzie z poza tego pomieszczenia do wiadomości dla kobiet i mamy pakt itd. A ona na to, że jest kierowniczką i ma prawo tu być, i co jeśli my coś knujemy przeciwko niej xD (była bardzo znerwicowaną osobą, już na stołówce jak ktoś się śmiał, to ona myślała, że z niej xD). No to ja mówię do wszystkich koniec gry w butelkę, zaczynamy robić krawaty. Również tej miny nie zapomnę nigdy xD.

Jestem dumny z wykonanej pracy i z tego, że dałem z siebie nie 100%, czy 200%, ale 300%. Do tego mam zamiar wysłać im pocztą do każdego z osobna zdjęcia, które jakoś tak zebrałem na grupie, z własnego telefonu i od innych. Po co? A tak, z własnej inicjatywy. Zdjęcia w fizycznej formie bardzo dobrze przywołują wspomnienia, a tak to zaraz zgubią telefon, zniszczą, usuną zdjęcia i tyle by było, a tak będą miały super pamiątkę=). Ekstra przeżycie dla ludzi, którzy się odnajdują w takiej pracy, a do tego kopalnia beki. Wiecie, czasami słyszycie takie śmieszne historie od osób, które mają jakieś dziecko. No to wyobraźcie sobie ile historii pojawia się od 36 dzieciaków, przebywających ze sobą 24/7 xD. Najlepsze chwile dnia? Po 22 gdy jest cisza nocna i z wychowawcami omawiamy dany dzień i co się w nim działo xD.

Czuje się zajebiście i wam też życzę takiego uczucia po pracy.
PS. Tak jestem z Podlasia.
#chwalesie #pracbaza #nauczyciele #oswiadczenie #wygryw
Castellano - Wróciłem z kolonii, pracowałem tam jako wychowawca i jestem cholernie sz...

źródło: comment_ywdzSZEYQcvs4daodvjRCQ5cCw51jzQT.jpg

Pobierz
  • 5
@kupczyk: też tak myślałem i miałem obawy na jakich wychowawców trafię i modliłem się, aby to nie były 50 letnie kobiety - nauczycielki, które to wszystko wiedzą lepiej. Trafiłem na wychowawcę i wychowawczynię w podobnym do mnie wieku i pokazali mi oni, że nie tylko ja mam takie nastawienia jak ja do dzieciaków. Dzięki za miłą wiadomość:)
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@Castellano: bo tak się słyszy od ludzi o złych wychowawcach. Tylko czas dla siebie a wieczorem popijawa. Fakt nie byłem na koloniach ale słyszałem od kolegów którzy byli. Jedni chwalili wychowawców inni nie.
Zresztą moja koleżanka dorabia jako wychowawca kolonijny i znając ją jest podobna do ciebie. Lubi dzieci (sama ma dorosłego syna) i ma podejście do dzieci.
@Castellano:
Leć w gorące. No dobra i tak nie polecisz, ale wiedz, że tobie i innym nauczycielom życzę, by ten wpis wlecial.
A jednak przy okazji wyobraź sobie teraz, że na Zachodzie możesz mieć podobną przyjemność i satysfakcję ORAZ dostawać za to śliczne pieniądze. U nas trzeba poprzestać na satysfakcji, niestety.