Wpis z mikrobloga

Oddział Leczenia Nerwic – Day 10

Kolejny raport i kolejne moje szalone perypetie w wariatkowie. Rano klasycznie śniadanko, gimnastyka, toaletka. Nic nadzwyczajnego, poza tym że zacząłem się z rudą widać buziakiem w policzek. Aż się poczułem jak normik z liceum, który wita się z koleżanką. Miło jest w końcu też się z kimkolwiek regularnie witać kto nie jest moją starą lub kolegą z roboty.

Po porannej rutynie nadszedł czas na przygotowanie się na zajęcia. Dzisiaj miałem swoją prezentację na pogadankę o zawodzie, więc nie szczędziłem czasu na przygotowania, mimo wczorajszego #!$%@?. Jeszcze zdążyłem zrobić krótką listę zakupów dla oddziałowej, która co kilka dni pozwala nam dawać jej kasę i nam kupuje potrzebne rzeczy z lokalnej Biedry. A mi się akurat woda Żywiec Zdrój skończyła i landrynki miętowe, więc skorzystałem z okazejszyn do uzupełnienia zapasów.

Przechodzimy prędziutko do zajęć o zawodzie. Prócz mnie prezentację miała też koleżanka rudej 3/10 oraz czarna z kolczykiem w nosie (alternatywka). Ja miałem lekki komfort psychiczny bo prezentowałem na końcu.

Ogólnie to zajęcia bardzo fajne. Na Sali nie ma lekarzy, zaś pytania zadaje jedna z osób z samorządu pacjentów. W tym przypadku tą osobą okazała się być szara myszka. Prezentacja wygląda następująco – osoba z samorządu zadaje pytania na temat twojego ulubionego zawodu, a ty na nie odpowiadasz. Pytania mogą też zadawać zgromadzeni na Sali pacjenci, poprzez ogłoszenie takiej chęci uniesieniem ręki do góry. Jeśli czujesz się mocno pewnie to możesz nawet zrezygnować z pytań od prowadzącego i nawijać o swoim zawodzie samemu. Ja chciałem to zrobić, żeby pokazać sobie że potrafię się przełamać i występować przed szerokim gronem ludzi. Mocno się stresowałem i nawet w ostatniej chwili chciałem jednak wziąć prezentację z pytaniami, ale było już za późno.

Współlokatorka rudej wybrała sobie zawód malarza do prezentacji, bo nie wiedziała co wybrać iż nie ma pomysłu na siebie. Pisałem wam o tym w którymś z raportów. No i ta jej prezentacja była drętwa, ledwie coś tam wydukała. Ale to przecież nie chodzi o to, żeby to wyszło jak profesjonalny wykład, tylko żeby przełamać stres związany z występowaniem przed jakąś grupą ludzi. Dlatego nie przywiązywałem do jakości występu większej wagi, może tylko tyle żeby zaimponować rudej.

Alternatywka poradziła sobie lepiej, gadając o robieniu paznokci. Wiecie, hybrydy i te sprawy, moja stara ma na tym punkcie fioła więc coś tam o tym całym pedicure/manicure słyszałem. Ogólnie nuda, ale napięcie podtrzymywał we mnie moment kiedy to ja wyjdę przed szereg i zrobię własne „show”.

W końcu nadszedł mój moment. Szara mycha przywołała mnie na środek Sali. Stremowany i lekko znerwicowany wyszedłem, trzęsąc się lekko. Zerknąłem jeszcze na kartkę z planem mojego wystąpienia i po wzięciu głębokiego oddechu zacząłem mówić. Wiedziałem, że początek jest najgorszy, a później już będę nawijał na luzie...

Nie myliłem się. Ledwie wydukałem zdanie, które brzmiało – „Moim marzeniem od czasów gimnazjalnych było zostać dziennikarzem”, a już audytorium parsknęło śmiechem, gdyż podwoiłem zgłoskę „-ka” w słowie „dziennikarzem”. Zalałem się cały na czerwono i chciałem zapaść się pod ziemię. Po chwili jednak się uśmiechnąłem i zacisnąłem zęby, przypominając sobie w myślach przemowę motywacyjną Jaglaka. Lekko skonsternowany przypomniałem sobie dalszy plan prezentacji i zacząłem mówić dalej. Już poszło jak z grzywki. Po krótkim wprowadzeniu w zawód dziennikarza przeszedłem zwinnie do rodzajów artykułów jakimi się zajmuje, cech dziennikarza i jego powinności, jakimi się powinien odznaczać. Były lekkie śmieszki, gdy przy mówieniu o „prawdziwości w świecie internetu, który serwuje nam mnóstwo fejk newsów” wspomniałem o TV PiS i ich propagandzie. Na koniec przedstawiłem moją topkę dziennikarzy z różnych dziedzin (sport, gry kąkuterowe, publicystyka) oraz odpowiedziałem na kilka pytań od reszty pacjentów. Nawet ruda mi zadała pytanie, czy istnieje coś takiego jak dziennikarz zajmujący się światem zwierząt i naturą. Odparłem twierdząco, ponieważ istnieje przecież kilka stacji telewizyjnych z programami przyrodniczymi oraz chyba nawet czasopisma (aczkolwiek nie wiem czy w Polszy). Przecież Krystyna Czubówna i jej rola komentatorki programów o zwierzakach to też poniekąd działka stricte dziennikarska.
Po prezentacji trochę porozmawiałem z rudą. Pochwaliła mnie za rzeczową pogadankę. Już wcześniej jej pokazałem moje artykuły w internecie i powiedziała, że mimo iż to nie jej klimaty to bardzo fachowo piszę. Niestety dziś żywieniówka miała sesje terapeutyczne + znowu te idiotyczne warsztaty, więc dłużej z nią nie pobyłem.

Po obiedzie i krótkim wypoczynku, udałem się na salę gimnastyczną by porzucać trochę do kosza przed warsztatami poznawczymi. Spotkałem tam alternatywkę, która odbijała piłkę do siatkówki o ścianę. Sama do mnie zagadała odnośnie mojej prezentacji, pochwaliła mnie. Powiedziała, że jej brat pracuje w Głosie Pomorza jako reporter. Ostatnio z nim rozmawiała i ten odparł jej, że ciągle ma #!$%@? bo musi dużo jeździć i tańczyć jak mu rednacz zagra. No i ogólnie to jak będę chciał to da mi do niego numer, jeśli chciałbym kiedyś z nim zagadać o kulisach pracy dziennikarskiej w gazecie. Ja natomiast postanowiłem wykorzystać nadażającą się okazję i spytałem ją o pobyt na oddziale. Siedzi tu już miesiąc, choruje na zaburzenia dysfunkcyjno-kompulsywne. Objawiają się one tuż po jedzeniu, bardzo często wymiotuje. Powiedziała mi, że musi się wykurować do marca bo będzie świadkiem na ślubie siory. Ogółem spoko dziewczyna, łatkę alternatywki dałem jej na wyrost.

Warsztaty poznawcze tym razem odbyły się bez udziału pacjentów z żywieniówki, którzy mieli w tym czasie terapię grupową we własnym gronie. I bardzo dobrze, prowadzący jak widać odrobił zadanie domowe. W zamkniętym gronie 13 osób zaczęliśmy rozmawiać. Każdy z nas opisywał lęki i wątpliwości, jakie odczuwamy tuż przed próbą zagadania do drugiej osoby. Następnie lekarz powtórzył scenariusz z wczoraj, choć w trochę zmienionym stylu. Poprosił mnie na środek Sali, dał mi do ręki jakąś randomową książkę i kazał chwilę poczytać. Po kilku sekundach zagadał do mnie i wywiązała się konwersacja nt. Książki którą obecnie czytam. Luźno sobie rozmawialiśmy, prawie jak kolega z kolegą. Po rozmowie lekarz zapytał się mnie jakie uczucia miałem w trakcie konwersacji z nim. Powiedziałem szczerze, że najpierw odczułem zaskoczenie i zawstydzenie, następnie konsternację, a później już nic nie czułem bo byłem skupiony na gadce z nim.

Podziękował mi i kazał usiąść, po czym zaprosił koleżankę rudej 3/10 oraz nieszczęsnego kolegę z Aspergerem. Pomyślałem „ah shit, here we go again...”. I zaiste lekarz kazał powtórzyć scenę żenady z wczoraj. Dał dziewczynie tel do ręki i kazał usiąść na podstawionym krześle. Po kilku sekundach nakazał Aspergerowi do niej zagadać. Już widziałem po wyrazie twarzy chłopaka że jest niepocieszony, ale o dziwo tym razem calkiem płynnie zagaił, wypowiadając: „Cześć, co słychać?” już bez zaczerwienienia na mordzie. Wywiązał się normalny dialog dwojga ludzi. Po wszystkim lekarz zapytał się ziomka z Aspergerem jak się czuł tym razem. A ten #!$%@?ł puncha, którego się nie spodziewałem – powiedział tak:
„No ogólnie mniej się wstydziłem i byłem pewniejszy, ale to przez to że ja się zawstydzam przed ŁADNYMI dziewczynami”
Na Sali zapanowała grobowa cisza. „Coś ty idioto #!$%@?ł” pomyślałem. Już czułem smród zbliżającej się imby. A tu zaskoczenie – laska 3/10 nie zareagowała w ogóle. A już myślałem że się przykro jej zrobi czy coś...

No nic, zajęcia przebiegły tym razem bez incydentów. Lekarz nas instruował, że najlepszym sposobem walki z lękami jest terapia szokowa, czyli stawienie czoła strachom, a nie wieczne ich unikanie. Jeśli nawet zrobimy z siebie przy tym debila i idiotę, to mamy materiał do wyciągnięcia wniosków. Przy tym zacytował klasyka – „Tylko ten co nic nie robi nie popełnia błędów”. No i podczas tych 2 godzin odgrywaliśmy różne scenki, każdy opowiadał jaki ma lęk/trudność podczas interakcji z drugim człowiekiem i lekarz ustawiał odpowiednie warunki. Na koniec powiedział, żebyśmy wyciągnęli naukę z tych warsztatów, abyśmy mogli przełamać nasze lęki poprzez rozmowę z innymi ludźmi z oddziału.

Po intensywnych zajęciach pograłem trochę na konsoli i poleżałem żeby odpocząć. Później przyszła do mnie ruda, krótko porozmawialiśmy. Wyznała, że po tych naszych warsztatach jej koleżanka beczała w poduszkę z godzinę. Temat konwersacji zszedł na krytykę doktorka oraz ziomka z aspergerem. Ja stanąłem w obronie lekarza, który wyciągnął wnioski z wczoraj, ale zgodziłem się z tym że asperger nie musiał tak się wypowiadać o koleżance, która ma naprawdę zaawansowaną nerwicę lękową i depresję, więc każde, nawet najsubtelniejsze słowo krytyki ją boli.

No i co miruny, jutro mam muzykoterapię i psychorysunek a także psychoterapię z młódką. Ponadto idziemy do Zamku Królewskiego na wycieczkę, ciekawe czy coś się zmieniło od ostatniej mojej wizyty tam. Więcej nic się godnego odnotowania nie działo, tylko tyle że zagrałem trzy partie szachów z aspergerem i wygrałem z nich dwie. Szara myszka co jest w samorządzie go nieźle pocisnęła i kazała przeprosić urażoną przez niego koleżankę. No i chłopina podpadł, tak między nami sobie rozmawialiśmy to mi wyznał, że mysza mu się podoba. Ugiął się więc i przeprosił zapłakaną współlokatorkę rudej. No i tyle. Do jutra.

#naoddzialenerwic #depresja #przegryw #zdrowie #psychika #fobiaspoleczna #nerwicalekowa #wychodzimyzprzegrywu
  • 31