Wpis z mikrobloga

Współcześni analfabeci - wykształceni, ale ignoranci. O analfabetyzmie funkcyjnym.

Spotkanie się z typowym analfabetą, który nie potrafi złożyć kilku sylab w słowo, nie jest czymś powszechnym. Jednak spotkanie osoby, która nie jest w stanie zrozumieć prostych komunikatów tekstowych już wcale nie jest tak trudne - i nie muszą być to osoby z absolutnych nizin społecznych tudzież dzieciaki z początków edukacji. Jeszcze prostsze jest spotkanie osoby, która nie ma absolutnych podstaw w wiedzy ogólnej, którą teoretycznie powinno się wynieść ze szkoły. Trójpodział władzy? No coś słyszałem, jakiś abstrakcyjny byt, ale dokładnie, to w sumie nie wiem. Czym się różni Sejm od Senatu? No w sumie tooo... Kompetencje prezydenta? Jeździ na spotkania i konferencje. Jakie podatki płacisz? To ja płacę podatki? A VAT? No to jest takie coś...

I o ile powyższe rzeczy nie są przeważnie tak tragiczne w skutkach z perspektywy życia tej osoby, to kiedy takich osób robi się trochę więcej (np. kilka milionów w skali kraju), stajemy jako społeczeństwo i naród przed dosyć poważnym problemem. Po pierwsze, w jaki sposób mamy sprawnie zarządzać zdemokratyzowanym krajem, skoro większość osób w nim nie rozumie podstawowych konceptów? Państwo często oddaje pewne obowiązki samorządom, odciążając centralę i jednocześnie oczekując poprawy jakości implementacji pewnych programów bądź inwestycji - w imię zasady, że "lokalsi" lepiej się zatroszczą o siebie, aniżeli centrala. I idea, nie dość, że szlachetna, to pewnie ma całkiem sporo prawdy w sobie - tylko czy dalej będzie ona prawdziwa, skoro odpowiedzialni za realizację inwestycji nie mają pojęcia, jaka jest różnica pomiędzy procentem a punktem procentowym?

I tutaj dochodzimy do bardzo poważnego zagrożenia - politycy zrozumieją, że takie problemy istnieją w społeczeństwie, zauważą skalę problemu, ale zamiast starać się problem zwalczyć, to po prostu cynicznie go wykorzystają. I widzimy to dziś, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach, np. na Węgrzech.

[...] rodzi ona pytania fundamentalne: czy społeczeństwa, w których ogromny odsetek ludzi pozostaje na poziomie niemal przedszkolnym, są w stanie roztropnie się rządzić? Jaki sens ma demokracja, gdy tak liczni wyborcy nie rozszyfrowują podstawowych pojęć ekonomicznych, nie dostrzegają związków przyczynowo-skutkowych między wydarzeniami, nie rozszyfrowują języka polityki i mediów, nie czytają i nie liczą sprawnie?

W Polsce też można zaobserwować reakcję na ten stan rzeczy, ale paradoksalną czy po prostu cyniczną: politycy jakby dostrzegli potencjał w tych niezmierzonych pokładach ignorancji. Jak pisaliśmy (POLITYKA 40), traktują wyborców jak ciemny lud. Niestety, to może być bardzo skuteczna strategia. Tuż przed wiosennymi wyborami prezydenckimi MTB pytała o konstytucyjne uprawnienia prezydenta w Polsce – wyniki wypadły żałośnie. Gdzie ucho przyłożyć, tam ujawniają się kompromitujące dziury w pamięci, archaiczne przekonania i nieumiejętność przeprowadzenia – wydawać by się mogło – elementarnych operacji umysłowych.

Połowa Polaków sądzi, że ludzie żyli już w epoce dinozaurów. Dwie trzecie – że antybiotyki zwalczają wirusy. Tylko 30 proc. (w Danii 80 proc.) potrafiło wybrać właściwą spośród czterech odpowiedzi na pytanie, czym może skutkować obciążenie chorobą genetyczną w rodzinie. I choć Polacy generalnie opowiedzieli się za postępem naukowym, to pobili rekord, jeśli chodzi o nieufność wobec naukowców, najliczniej stwierdzając, że przekraczają oni granice etyczne – sądzi tak przeszło połowa spośród nas! Co trzeci wyraził przekonanie, że naukowcy kłamią i są niebezpieczni.

Średnio w UE 63 proc. uważa, że człowiek i świat są raczej wynikiem działania ewolucji, 25 proc. – że to dzieło Boskie (reszta zdecydowanej odpowiedzi nie udzieliła). W Polsce 37 proc. skłoniło się ku ewolucji, 45 proc. opowiedziało za poglądem kreacjonistycznym. Jesteśmy pod tym względem wyjątkowi, bo nawet w tradycyjnie katolickich Włoszech i Hiszpanii więcej niż połowa badanych zadeklarowała ewolucjonizm. Bardziej kreacjonistyczni okazali się tylko Amerykanie (tam proporcja wypadła 30 do 60 proc.). Jednocześnie Polacy są największymi optymistami, jeśli chodzi o możliwość pogodzenia prawd wiary z wiedzą naukową.

[...] gdyby oprócz wiary w moc siódemki i trzynastki polscy kredytobiorcy odróżniali jeszcze procent od punktu procentowego. Nie odróżnia 92 proc.! W badaniach Millward Brown dla Instytutu Wolności i Raiffeisen Bank w 2014 r. podobnie zaszokował inny wynik: tylko co trzeci Polak wie, że obecnie w naszym kraju obowiązują dwa progi podatkowe, a ledwie co piąty pojmuje zasadę, że wejście w wyższy próg nie oznacza zmiany naliczania podatku dla całego dochodu osiągniętego w danym roku. Poziom inflacji z ubiegłego roku prawidłowo podaje co czwarty.


Na pierwszy rzut oka brzmi to przerażająco i tak ma brzmieć. Mamy ogromny problem (i nie tylko my) ze zwyczajnym zrozumieniem świata nas otaczającego. Jest to o tyle problematyczne, że dotknięte skutkami są również osoby, które nie mają w/w problemów. Bo żyjemy w systemie, w którym te osoby nie tylko głosują, ale też są wybierane w wyborach, a później mają decydujący głos w wielu sprawach. I nie można tego dalej ukrywać i lekceważyć - trzeba uruchomić całą maszynę, która będzie pracowała u podstaw, w interesie nas wszystkich. Pytanie - czy którekolwiek rządy ośmielą się to ruszyć wprost - bo jak widzimy po aktualnym stanie dyskusji publicznej, raczej każdy chcący wygrać wybory, będzie się gryzł w język podczas niepopulistycznych tematów jak chociażby podniesienie wieku emerytalnego, mimo że każdy w głębi wie, jak bardzo potrzebne są te zmiany.

I na koniec, w obliczu zbliżających się wyborów - świadomy mirku, możesz dołożyć swoją cegiełkę

To nawykowe przywdziewanie maski owocuje osobliwą postawą polityczną: ignorowaniem tej sfery życia. Niechodzeniem na wybory. „Bo to jedna wielka manipulacja”. „Bo ja na nic nie mam wpływu”. Język polityki jest za trudny, programy partii nieczytelne (w dosłownym sensie), akt wyborczy za skomplikowany (zwłaszcza gdy zdarzy się „książeczka”, jak przy ubiegłorocznych wyborach samorządowych). Manifestacyjne stanie obok polityki jest konsekwencją analfabetyzmu funkcjonalnego równie częstą jak uleganie populizmowi. Bo przecież w analfabetyzm wbudowany jest potężny kompleks, skrywane poczucie gorszości, noszone w sobie tabu. To żyzny grunt dla wszystkich, którzy chcą grać na emocjach, „zwracać godność” pokrzywdzonym, gorszym, wykluczonym. I budzić w nich ślepą chęć odwetu.


Obyśmy jako społeczeństwo nie zignorowali problemu, gdy jeszcze nie będzie za późno na zmiany. Odwrócenie trendu jest jeszcze możliwe, a chociażby wzorem Zachodu, możemy wypowiedzieć problemowi otwartą wojnę.

Inne wpisy dotyczące szkolnictwa i świadomości społecznej z politycznym spojrzeniem: #, #, #.

#anatomiapopulizmu #neuropa #polityka #szkola
T.....i - Współcześni analfabeci - wykształceni, ale ignoranci. O analfabetyzmie funk...

źródło: comment_1591876749ThX7XaopfzEG2JKAU8JobW.jpg

Pobierz
  • 7
o nie musi znaczyć, że ludzie nie wiedzą o co chodzi w podatkach, tylko mogą np. inaczej rozumieć


@Croce: a tego nie kwestionuję, choć przyznajmy - realnie odsetek takich osób zbyt duży nie będzie. To trochę jak z tym pytaniem o uniwersalne prawa człowieka - duża różnica w wynikach ankiety na przestrzeni różnych krajów niekoniecznie będzie wiązała się z tym, że np. w Polsce, gdzie sporo osób uważa, że uniwersalne prawa
W Polsce 37 proc. skłoniło się ku ewolucji, 45 proc. opowiedziało za poglądem kreacjonistycznym.

gdyby oprócz wiary w moc siódemki i trzynastki polscy kredytobiorcy odróżniali jeszcze procent od punktu procentowego. Nie odróżnia 92 proc.!


@Topkapi: (,)
Połowa Polaków sądzi, że ludzie żyli już w epoce dinozaurów


@Topkapi: I chyba ma rację bo ptactwo to generalnie dinozaury( ͡° ͜ʖ ͡°)

Birds are a group of feathered theropod dinosaurs, and constitute the only living dinosaurs

Polacy generalnie opowiedzieli się za postępem naukowym, to pobili rekord, jeśli chodzi o nieufność wobec naukowców, najliczniej stwierdzając, że przekraczają oni granice etyczne – sądzi tak przeszło połowa spośród nas
@Topkapi: Od dawna zastanawiam się, czy właściwie da się rozwiązać ten problem? Jak do niego podejść, choćby teoretycznie.

Polskie szkoły uczą szerokiej wiedzy ogólnej, więc gdyby wszyscy pamiętali to, czego się uczyli w czasie edukacji podstawowej, to problem byłby znacząco zredukowany. Skutkiem takiej nauki są wysokie poziomy w rankingu PISA. Średni wynik z matematyki, rozumienia nauk przyrodniczych i czytania ze zrozumieniem za 2018 rok to 10 miejsce na świecie. Jednocześnie widać,