Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Od piątku jestem szczęśliwym mężem, ale to co się od dłuższego czasu działo w związku z organizacją #wesele #slub , to jest jakiś cyrk. Postaram się to w miarę składnie opisać, choć po tylu emocjach to może to nie być takie proste. Myślę że i tag #gorzkiezale będą na miejscu, bo muszę się komuś wygadać.

Problemem była i jest moja rodzina, albo raczej rodzice. Bardziej mama niż tata. Od momentu gdy była wiadoma data ślubu ( czyli orientacyjnie półtora roku temu, i pierwotnie był to kwiecień 2020), kompletnie się tym nie interesowali. Poinformowałem ich telefonicznie, on się ucieszył, ona była zajęta i powiedziała że za jakiś czas oddzwoni czego nie zrobiła. Daty się za którymś razem nauczyła, bo bez tego to ciągle ją ktoś poprawiał.

Pierwszy zgrzyt był gdy się dowiedzieli że nie będzie orkiestry, a DJ i wodzirej. " jaki DJ? tylko uorkiestra! dzie mie bedzie z laptoka muzyke puszczał, i jeszcze jakiś ćwok w cylindrze mnie będzie próbował zabawiać, co to za obyczaje, na co to komu". Co z tego że byłem na imprezie prowadzoną przez tych 2 facetów, ludzie się bawili do rana i wszyscy byli zachwyceni- tylko orkiestra, wódka i ludzie sami się będą bawić.

Drugi zgrzyt- garnitur. Tylko czarny, może smoking, jak powiedziałem że chcę w kratkę bo mi się podobają to mnie wyśmiali i stwierdzili że "może w kilcie jeszcze pójdę".
Trzeci- menu. Zrugali mnie jak psa bo 8 miesięcy przed imprezą nie mieliśmy wybranego menu. Nawet menadżer zaproponował by je wybrać miesiąc przed imprezą, bo zmieniają co jakiś czas menu i dodają sporo sezonowych warzyw by ten obiad był klimatyczny. Nie, oni musieli ponad pół roku wcześniej wiedzieć czy będzie rosół ze schabowym czy nie.
Czwarty, i to dość konkretny- lista gości. Postanowiliśmy z żoną zaprosić rodzinę i znajomych z którymi utrzymujemy realny kontakt, a nie zapraszać ludzi których widzimy raz na kilka lat. Podsumowali mnie że jestem po....bany, kazali mi zaprosić drugie tyle gości ile chciałem ( większości nawet nie kojarzyłem wizualnie), bo "TAK TRZEBA, BO TO PRZECIE RODZINA". Na 150 salę miałem zaprosić włącznie 250 ludzi, z czego ode mnie było 180. Na argument pt. nie wejdzie tyle gości odpowiadali mi że " to trza było większą salę brać".
Aż tylu ludzi nie zaprosiłem, trochę zaproszeń udało się wręczyć i wysłać... ale właśnie. Wysłać. Chciałem dać bratu zaproszenie, ale ciężko było się tak zsynchronizować żebyśmy oboje byli w okolicy. Przez 1.5 miesiąca prosiłem by mi podał adres to mu je wyślę pocztą, oczywiście tłumacząc że to jest zaproszenie ślubne. Jak już je wysłałem, to jakie było moje zdziwienie jak go nie odebrał i do mnie wróciło.


Wybawieniem był lockdown w marcu, i możliwość przeniesienia imprezy na normalniejszy termin. Wszystkim osobom funkcyjnym ( lokal, DJ z wodzirejem i fotograf) pasował wrzesień więc przenieśliśmy imprezę na ten termin.

Po raz kolejny zatem udałem się do rodziców by uzgodnić listę gości, zwłaszcza że chciałem trochę rodziny zaprosić. Co usłyszałem? Tak ogólnie że jestem po...bany ( po raz kolejny), że jak mogę organizować ślub i wesele w pandemię, że to jest skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne, i że najlepiej to jakbyśmy tego wesela nie robili, CO NAJWYŻEJ sam ślub w kościele i wesele "jak będzie bezpiecznie". Jako że coś takiego nie wchodziło w opcję to uświadomiłem im że wesele się odbędzie, na co mi odpowiedzieli że oni nie chcą bym kogokolwiek zapraszał z rodziny bo byłby wstyd, dramat, dżuma i szlag wie jeszcze co jakby ktoś covida złapał, ale za to MOŻE się pojawią na ślubie. Na co odpowiedziałem że spoko, nikogo w takiej sytuacji z rodziny nie zapraszam.

No i ku ich zdziwieniu...


Tydzień przed weselem przyjechali do nas i prosili byśmy przełożyli imprezę bo jak mogłem nikogo z rodziny nie zaprosić (?), i jak to tak w ogóle można, przecież oni nie mogą przyjść bo im w pracy nie pozwolili (!) iść na wesele bo covid i kwarantanna. No i najlepiej jakbyśmy przenieśli imprezę na okres aż "oni uznają że jest bezpieczny". Tak, 30 letni facet który sobie sam finansuje wesele powinien według nich spytać rodziców czy już może zorganizować wesele czy jeszcze nie.

Jak się domyślacie impreza się odbyła ( 55 gości), prawie wszyscy się bawili do rana, wszystko było tak jak miało być. Jak na drugi dzień pojechałem do rodziców się pokazać ( niestety bez żony bo przez odciski i lekkiego kaca wolała zostać w domu) to nie pytali jak wyszła impreza tylko mnie rugali przez 2 godziny jak to wszystko jest ze mną i z żoną jest źle.

Wisienką na torcie jest ich pomysł co powinienem zrobić skoro nikogo nie zaprosiłem z rodziny. Według nich powinienem do każdego kogo miałem zaprosić zadzwonić, powiedzieć że chciałbym ich zaprosić na wesele ale nie mogę bo rodzice mi zabraniają bo jest covid, i w związku z tym nie mogę ich zaprosić. No i nie wiedziałem że wysłanie komuś zaproszenia pocztą, po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym, jest tak skandaliczne wulgarne i CHORE że nie powinienem w ogóle się przyznawać że tak robiłem- nawet jeśli ktoś mieszka 600km ode mnie to również mam je wręczyć osobiście. Bo wszyscy normalni ludzie tak robią.

Fajni ci moi rodzice, tacy nie za normalni.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5f5e8bb58679b6c666e7bfa5
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Precypitat
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 9