Aktywne Wpisy
tylko_pytam +84
Wytłumaczcie mi coś. Blok z tamtego roku w jednej z centralnych dzielnicy miasta, gdzie 15k za metr. Wynajem pewnie pod 4k. I u prawie wszystkich sąsiadów na piętrze buty wystawione na korytarz. To jest jakaś nowa moda? Dla mnie to wieśniactwo. U was też tak ludzie robią? Przecież każde mieszkanie ma tam przedpokój. A może to coś specyficznego dla #wroclaw ?
#nieruchomosci #patologiazewsi #patologiazmiasta
#nieruchomosci #patologiazewsi #patologiazmiasta
Atypical +1062
Mirki co się xD
Wystawiłem rower spalinowy na sprzedaż za jakieś 2000zł i od 7 rano ktoś wydzwaniał z jednego numeru a po godzinie 8 dostałem z drugiego taką wiadomość jak na screenie.
Gość zrobił mi dzień z samego rana tą wiadomością, a przypieczętował swoim zdjęciem XD No cóż, trzeba podnieść cenę tego roweru.
Jeśli jesteś tutaj (a sądzę że jest ( ͡° ͜ʖ ͡°)), to pozdrawiam Cię
Wystawiłem rower spalinowy na sprzedaż za jakieś 2000zł i od 7 rano ktoś wydzwaniał z jednego numeru a po godzinie 8 dostałem z drugiego taką wiadomość jak na screenie.
Gość zrobił mi dzień z samego rana tą wiadomością, a przypieczętował swoim zdjęciem XD No cóż, trzeba podnieść cenę tego roweru.
Jeśli jesteś tutaj (a sądzę że jest ( ͡° ͜ʖ ͡°)), to pozdrawiam Cię
Tytuł: Na oceanie nie ma ciszy
Autor: Dominik Szczepański
Gatunek: Biografia
Ocena: 5/10
Bardzo źle napisana książka o interesującej wyprawie.
O Panu Dobie nie wiedziałam dotychczas zbyt wiele, poza tym, że przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki i zginął niedawno na Kilimandżaro. Jako, że otwarte akweny wywołują we mnie przerażenie uznałam, że może dowiem się, JAK to jest możliwe, że ktoś pokonał ocean w kajaku. Nadal w sumie ciężko jest mi sobie wyobrazić jego walkę ze sztormem i kilkumetrowymi falami, i jak to jest możliwe, że nie zginął.
Książka. Zacznijmy od tego, że zawartość prologu powtarza się w książce notorycznie, więc podczas lektury odnosiłam wrażenie, jakbym to wszystko już czytała. Same rozdziały mają formę wspomnień Pana Doby i pisane są w narracji pierwszoosobowej. Wygląda to tak, że opowiada przede wszystkim o swojej wyprawie z Lizbony na Florydę w latach 2013-2014, i jednocześnie 'w międzyczasie' wspomina swoje początki z kajakiem i dalsze przygody (m.in. podróż do Narwiku, opłynięcie Bajkału, Amazonkę). Jest chaotycznie. Jak już wspomniałam, jest dużo powtórzeń, dodatkowym dużym minusem są podpisy pod zdjęciami, które są skopiowanymi fragmentami tekstu. Jakby trzeba było zapełnić kartki.
Z książki wyłania się obraz Pana Olka luzaka, który uśmiechem załatwi wszystko, a jak ktoś się nie uśmiecha, to on będzie mu do porzygu powtarzał, że trzeba się uśmiechać. Trochę taki luzak przekonany o tym, że jego filozofia życiowa jest najlepsza. Niekoniecznie lubię takich ludzi. Wszędzie pchających głębie i przesłanie. Mam wrażenie, że chciał uchodzić za człowieka skromnego, zwykłego turystę, ale z tych wspomnień wcale nie wyłania się taki obraz.
Książkę czyta się bardzo szybko, mimo chaosu i wielu niedociągnięć. Rola autora jest tu dla mnie nie do końca zrozumiała.
Super, że są zdjęcia, choć i tak na początku musiałam wygooglować, jak wygląda kajak, który ma kabinę i waży 700 kg (jedyny kajak, jaki w życiu widziałam, to taki na spokojne jeziorko i na dwie osoby).
Myślę, że biografię Pana Olka można było napisać o wiele lepiej. Ja go po tej lekturze nie polubiłam.
Wpis dodany za pomocą tego skryptu
#bookmeter
Wyprawy Pana Olka są interesujace, dowiedziałam sie z książki czegos nowego, ale pod wzgledem literackim moim zdaniem jest słaba. Nie czytalam dotychczas wielu wspomnien i biografii, wiec moze ten rodzaj książek juz tak ma (choc watpie).
Wlaczylam sobie dzis dwa fragmenty wywiadow z Panem Dobą i nadal nie poczulam do niego jakieja szczegolnej sympatii. Wydaje