Wpis z mikrobloga

Max Stimer - przypomnienie poglądów filozofa.

POGLĄDY, l. OBRONA NIEZALEŻNOŚCI CZŁOWIEKA.
Feuerbach uwolnił mnie od zależności od Boga, powiada Stimer. Ale dodaje: na miejsce Boga postawił człowieka i uczynił, że w dalszym ciągu jestem zależny. W myśl jego stanowiska, nie potrzebuję liczyć się z Bogiem, natomiast muszę liczyć się ze społeczeństwem. A jeśli mam się liczyć ze społeczeństwem, to nie jestem wolny. To była pierwsza naczelna teza Stirnera. Jeśli mam być wolny, to trzeba, bym i tę zależność z siebie zrzucił. I mogę to z łatwością zrobić, bo jest to zależność od fikcji, od czegoś, co naprawdę w ogóle nie istnieje. To była druga teza Stirnera. Feuerbach uczył, że Bóg jest fikcją, widmem — ale tak samo fikcją, widmem jest społeczeństwo. Więc nie ma powodu mu służyć, tak samo jak nie ma powodu służyć Bogu. Widmem jest też wszystko, co jest postacią społeczeństwa: państwo, naród, rodzina. A tak samo wszystko, co się ze społeczeństwa wywodzi: prawo, moralność, wszystkie prawdy, myśli, wiary, z którymi rzekomo mam się liczyć. A widma te są szkodliwe: to trzecia tez a. Albowiem te „nowe najwyższe istoty" — społeczeństwo, państwo, naród, rodzina — tyranizują mnie, wysługują się mną, narzucają mi obowiązki, które potem nade mną ciążą. Tak samo prawo i moralność, wszystkie prawdy i wiary. Ja zaś traktuję je nie tylko jako realność, ale jako świętość, i tym bardziejim ulegam. Można by im służyć, gdyby były realne albo gdyby były pożyteczne. Ale czemuż im służyć, jeśli nie są ani realne, ani pożyteczne. Skoro są widmami i są szkodliwe, skoro można się z nimi nie liczyć, to konsekwencją jest: nie należy się z nimi liczyć. Nie liczyć się ze społeczeństwem, jego moralnością i ideologią, bo one czynią mnie zależnym. Należy zdać sobie sprawę, że to nie są żadne realności, a tym bardziej żadne świętości. Żadna myśl nie jest święta i żadna wiara, to tylko ja robię z nich świętości. Sam przeto jestem winien, że potem im służyć muszę. Powinienem wyzwolić się od ducha: jeśli ujawnię, że jest jedynie widmem, to odbiorę mu całą świętość i boskość i, zamiast mu służyć, będę mógł używać go tak, jak używam przyrody. Powinienem wyzwolić się też od prawdy, mianowicie od prawdy, która jest nade mną, z którą musiałbym się liczyć — takiej prawdy nie ma, bo nie ma nic nade mną. A jeśli te wszystkie widma odrzucić, to cóż zostaje? Co jest realne? Realny jestem tylko ja sam. Natomiast wszystko tamto — Bóg, człowiek, państwo, prawo, moralność, duch, prawda — to tylko moje wyobrażenia. Błędnie przypisuję im realność i wartość, i to nawet wyższą niż sobie samemu, a przez to uzależniam siebie od nich, a uzależniwszy żyję nie tak, jak by wynikało z mojej natury, lecz jak wynika z natury tych widm. Postępując tak, nie liczę się nie tylko z rzeczywistością, ale także z własnym interesem. Gdyby to były realności, to może warto byłoby dla nich poświęcić swój interes, albo gdyby to było w moim interesie, to może warto by było nie liczyć się z rzeczywistością. Ale właśnie tak nie jest. Należy żyć zgodnie z rzeczywistością i własnym interesem. To znaczy: „należy być egoistą, czyli niczemu wartości nie przypisywać, lecz szukać jej tylko w sobie samym". Stirner zwalczał nie taką lub inną ideę, taką czy inną wartość uznawaną przez ludzi, lecz wszystkie idee i wartości, we wszystkich widząc fikcje. Nikt nie poszedł dalej w tropieniu widm, nierealnych tworów umysłu. Nikt też ze swego stanowiska nie wyciągał równie radykalnych konsekwencji praktycznych, jak on: zrzucenie wszelkich zależności, materialnych i duchowych, od ludzi i od idej, zupełny anarchizm, całkowity indywidualizm.

2. OPOZYCJA PRZECIW NORMOM MORALNYM.
Jeśli nie ma nic nade mną, to nie ma też dla mnie norm. Nie ma norm, nie ma nakazów, nie ma powinności, nie ma zadań, które powinienem spełniać. Żadne nakazy moralności nie mają podstaw, a zwłaszcza nakaz bezinteresowności i zaparcia się siebie. A tak samo miłość nie jest dla mnie nakazem; jeżeli kocham ludzi, to nie dlatego, że tak powinienem, lecz dlatego, że taka jest moja natura, że mnie miłość uszczęśliwia. Człowiek nie jest do niczego „powołany", nie ma żadnych zadań, tak samo jak nie ma ich roślina czy zwierzę: los jego jest taki sam jak ptaka, który lata i śpiewa, aby w locie i śpiewie wyładowywać swe siły, nic więcej. A skoro nie ma norm, to wyrazy „dobro" i „zło" nie mają sensu. Nie ma nade mną nic, mam więc prawo robić wszystko, co tylko robić chcę i mogę. Miejsce państwa powinien zająć związek egoistów, z których każdy robi, co chce. Skoro nie ma nic poza mną, to ja jestem jedyny (stąd początek tytułu książki Stimera). A raczej: istnieją poza mną ludzie i rzeczy, ale nie potrzebuję się z nimi liczyć. Mogę żyć, jak gdybym był jedyną istotą na świecie. Mogę natomiast z ludzi i rzeczy ile się da korzystać, traktować ich jako moją własność (stąd druga część tytułu książki). Doktryna Stimera szła dalej jeszcze niż niegdyś doktryna Protagorasa: nie człowiek jest miarą rzeczy, lecz tylko ja nią jestem. Wydaje się podobna do koncepcji Fichtego, ale różnica między nimi jest istotna. „Ja", o którym mówił Stirner, nie było Fichteańską jaźnią metafizyczną, niezmienną, tworzącą świat, lecz realną ludzką jaźnią, zmienną i przemijającą. Skoro zaś zmienna i przemijająca jaźń była dlań miarą rzeczy, to konsekwencją był nie absolutyzm, jak u idealistów, lecz właśnie relatywizm.

#filozofia ale także i troche #polityka #anarchizm #neuropa
  • 2