Wpis z mikrobloga

Pierwszy raz nawaliłem się w wieku 13 lat. Kradzioną wódą, na pobliskiej działce, na którą się właściwie zwyczajnie włamaliśmy. Historia w sumie dość zwyczajna, bez jakichś emocjonujących zwrotów akcji, ale powinna dać wam pewien obraz okoliczności, w których przyszło mi spędzić młodość.

Historię można zacząć około 10 rano, za garażami na dziedzińcu mojego gimnazjum. Podobnie jak co dzień, zamiast być na lekcjach, stałem tam z kumplami paląc najtańsze fajki, jakie można było dostać w pobliskim kiosku.

Szybka introdukcja bohaterów:
Paluch - rok starszy ode mnie zomek z mojej klasy. Ksywa od sylwetki, wysoki i chudy. Poganiacz, znaczy się osoba, która bierze od dilera trawę w ilości mniej więcej 30-40 g, po czym puszcza poszczególnym osobom. Hajs się zgadza, diler jest kryty, w razie przypału poganiacz bierze wszystko na siebie. Poganiacze z zasady są nieletni, więc nic im nie grozi, kurator to max. Palucha nawet lubiłem, jedna z osób, na które zawsze mogłem liczyć.
Szymon - Szymon był strasznym debilem, miał ryj jak małpa, zachowywał się jak małpa, tylko był od małpy znacznie głupszy. Był od dziecka kumplem Palucha i tylko dlatego znalazł się w tej historii.
Karol i Robert - role epizodyczne, chłopaki z innego osiedla, ale byli na tyle #!$%@?, że przysłali ich do naszej szkoły. Nie będę ich charakteryzował, bo nie są w tej opowieści zbyt ważni.

No więc staliśmy za tymi garażami z Karolem i Robertem paląc tanie fajki. Po pewnym czasie dołączyli do nas Paluch z Szymonem. Po wymianie uprzejmości, Paluch zarzucił temat - wóda po szkole. Wszyscy ochoczo się zgodziliśmy, więc po zakończeniu zajęć, odłożeniu plecaków i #!$%@? obiadu, spotkaliśmy się w piątkę pod śmietnikiem.

Pierwszą komplikacją okazała się sama wóda. Mieliśmy w sumie jakieś 30 zł, więc kupowanie czegokolwiek nie miało większego sensu. Osiedlowym sportem było #!$%@? alkoholu z pobliskiej stacji, ale to działało tylko z piwem, bo wysokoprocentowe trunki były za ladą. Paluch miał lepszy pomysł.

Kacper - kolejny bohater naszej opowieści. Kacper był chłopakiem z naszego osiedla, ale średnio pasującym do otoczenia. Dzieciak z dobrego domu. Mieszkał w nowej części osiedla, więc nawet nie znaliśmy się z podwórka. Full hajsu, wakacje nad Adriatykiem, nowe telefony co trzy miesiące, na głowie blond loczki. Nie mam, #!$%@?, pojęcia, jak on trafił do naszej szkoły. Jego rodzice musieli mieć go tak głęboko w dupie, że nawet nie sprawdzili gdzie go posyłają. Nie wiem dlaczego nie wysłali go do szkoły prywatnej, tylko do tej patologicznej rejonówki. Do dziś tego nie rozumiem. W każdym razie, Kacper miał ambicje na zostanie ulicznikiem, co Paluch bezwzględnie wykorzystywał. W efekcie Kacper sponsorował nam szlugi, zioło, żarcie, wszystko.

No i tutaj też na myśl przyszedł nam Kacper. Problem w tym, że nie chcieliśmy Kacpra brać ze sobą, bo nie wiedzieliśmy, co może #!$%@?ć, tak więc nie mogliśmy po prostu skorzystać ze sponsoringu. Z tego też powodu, opracowaliśmy inny plan.

Szymon często grał z Kacprem w tibie. Nie pytajcie mnie czemu, ale wśród tej głupszej części patologii było to dosyć popularne zajęcie. Postanowiliśmy wykorzystać ten fakt. Szymon zadzwonił do Kacpra, żeby ten pokazał mu jakąś postać w tibii czy coś w tym guście. Kacper chętnie się zgodził, nie przeszkadzało mu też, że wpadniemy do niego z Szymonem, no więc poszliśmy.

Sytuacja rozłożyła się następująco: po skierowaniu się do pokoju Kacpra, Szymon zaczął rozmawiać z nim zawzięcie o tibii. Karol i Paluch poszli “do kibla”, znaczy się wyjąć flaszki z barku jego starych. Ja z Robertem staliśmy w jego pokoju kontrolując sytuację, mieliśmy jakiś ustalony sygnał w razie przypału, nie pamiętam już co to było, Robert miał chyba dwa razy głośno zakasłać czy coś równie #!$%@?. Po kilkunastu sekundach zobaczyłem Karola i Palucha wybiegających z pokoju rodziców Kacpra, uśmiechniętych jak Zandberg na myśl o waszych podatkach i trzymających się za kurtki. Paluch tylko machnął na mnie ręką, szepnął “#!$%@?”, otworzył drzwi i #!$%@?ł na klatkę. Ja się odwróciłem, powiedziałem do Kacpra “musimy już lecieć” i zrobiłem to samo, a za mną Robert i Szymon. W 10 sekund już nas nie było. Paluch i Karol wynieśli w sumie 3 butelki jakiejś zagranicznej wódy, podejrzewam, że był to najdroższy alkohol z jakim miałem kiedykolwiek styczność.

Pojawiła się kwestia miejsca. Zdecydowaliśmy się na działkę, która należała do, uwaga, Kacpra. Paluch kiedyś pożyczył do niej klucze, dorobił sobie swój egzemplarz i od tego czasu działka służyła nam za miejsce spotkań. Poszliśmy z wódą Kacpra na działkę Kacpra. Bez Kacpra.

Otworzyliśmy flaszkę, rozlaliśmy do plastikowych kubków, walnęliśmy po kolejce. Mniej więcej wtedy zadzwonił telefon Palucha. Po krótkiej rozmowie, Paluch oznajmił, że za jakieś pół godziny wpadnie do nas Barnaba.

Barnaba - starszy od nas o parę lat, duży, łysy kibol. Dość znany w środowisku kibicowskim, miał ogólną opinię niezłego #!$%@?. Mieszkał w bramie Palucha, stąd się w miarę dobrze znali.

Po usłyszeniu tej informacji, Karol i Robert stwierdzili, że oni stąd #!$%@?ą. Na sam dźwięk ksywki “Barnaba” zrobiło im się pełno w gaciach. Walnęli jeszcze kolejkę i zwiali jak najszybciej. Szymon, podobnie jak Paluch, znał Barnabę z podwórka, więc miał #!$%@?. Ja nigdy przedtem gościa nie widziałem. Paluch powiedział, że generalnie Barnaba jest w porządku dopóki się go niczym nie #!$%@?, a że generalnie Paluchowi ufałem, to postanowiłem zostać.

Wypiliśmy jeszcze trochę, między kolejkami paląc czerwone Viceroye i wciągając tabakę z bazaru, po czym przyszedł Barnaba. Na początku popatrzył na mnie nieufnie, ale podał mi rękę, a następnie zaczęliśmy walić kolejki z Barnabą. Szybko zaskarbiłem sobie jego szacunek, bo tankowałem wódę jak #!$%@?. Widocznie od początku miałem do tego talent. Szymon w połowie drugiej flaszki już odleciał, Paluch omijał kolejki, a ja #!$%@?łem równo z Barnabą.

No i tyle w sumie pamiętam, oprzytomniałem jakiś czas później, na ławce przed działką. Budziłem się, rzygałem, wracałem do spania i tak na zmianę przez kilka godzin. Doszedłem do siebie, gdy pojawił się brat Barnaby z browarami. Dał mi jednego i spytał co się dzieje i gdzie są wszyscy.

#!$%@? wie


Odpaliłem browara, po czym weszliśmy do środka.

#!$%@?, mordor. Barnaba leży #!$%@? na jakimś fotelu, podłoga zarzygana, flaszki puste, kubki #!$%@? po całym pokoju, w rogu naszczane. Za drzwiami z dykty drugi pokój, stara, #!$%@? kanapa, a na niej jeszcze bardziej #!$%@? Paluch i Szymon. To samo, narzygane, #!$%@?, w rogu ktoś naszczał. Szymon spał ze spodniami opuszczonymi do kolan, nie wiem czy zasnął podczas szczania w rogu, czy walił konia, czy #!$%@?ł Palucha w dupę, nie mam pojęcia. W każdym razie brat Barnaby skierował wzrok na mnie.

co tu się #!$%@? #!$%@?ło?


Pomyślałem przez chwilę, analizując sytuację i szukając właściwiej odpowiedzi.

#!$%@? wie


Opowiedziałem mu, że trochę pochlaliśmy i w sumie to niewiele pamiętam. Ocucilismy Barnabę, daliśmy mu browara, w między czasie obudził się też Paluch. Trochę się ogarnęliśmy, wylaliśmy Szymonowi wiadro wody na łeb, po czym uznaliśmy, że pora się zbierać. Barnaba stwierdził, że jestem jakiś #!$%@? i dawno nie widział, żeby ktoś tak chlał jak ja.

Tak się #!$%@? zdobywa szacunek na ośce.

Następnego dnia w szkole Kacper powiedział nam, że “jak coś, to się nie gniewa o tę wódkę”. Brawo Kacper.

No i tak to wyglądało. Dzień jak co dzień na osiedlu. Jeśli chcecie morał, to mam jeden - wyciągnijcie wnioski z postaci Kacpra i poświęcajcie swoim dzieciom uwagę, a nie tylko hajs.

#coolstory #truestory #patologiazmiasta #salieri trochę #salieriniepije origins, tak to się zaczęło xD
  • 28
@relloc: Nie mam pojęcia. Na działkę chyba nigdy nawet nie zaglądali, bo korzystaliśmy z niej przez co najmniej rok i cały czas był tam #!$%@?, a o wódę jakąś aferę mu na pewno zrobili, bo inaczej by się o niej nawet nie dowiedział, ale z jego reakcji wnioskuję, że żadnego wielkiego problemu nie było. Może pomyśleli, że Kacper ją wziął, bo w końcu ma kolegów i nie chcieli tego psuć, naprawdę