Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
cześć. dzisiaj chciałem się wyżalić na temat moich lęków i fobii. jestem typem zamkniętym w sobie, ktory nie ma za bardzo rodziny i przyjaciol aby pogadac tylko musze radzic sobie sam z depresja a na zewnatrz zgrywac kogos kto jako tako sie trzyma. jedyna radoscia i sensem byla dziewczyna ktora mnie przez moment akceptowala ale w koncu byla zawiedziona i mnie odrzucila. mozecie teraz myslec ze niezla ze mnie ##!$%@? skoro sie tym przejmuje ale nie jestem typem #alpha kiedys taki bylem ale juz wyroslem z tego bo mysle ze wyjscie z bycia alpha wymaga odwagi otwarcia a nie zamykania sie przed kims. mniejsza z tym, obawiam sie o siebie, mam swoja strefe komfortu, mieszkanie, praca plus powiedzmy 2-3 miejsca gdzie czuję się dobrze i swobodnie. duzo czasu wymagalo abym sie oswoił, np w robocie na poczatku czulem sie gorzej jak smiec a po 2 latach jestem jedna z najbardziej szanowanych i lubianych osob w calym zespole prawie 100os, czasami sie codzien sie dziwie ze tyle ludzi mi przychodzi podac reke sie przywitac czy zagadac. to jest jedno bo druga ciemna strona medalu jest taka, ze po przekroczeniu magicznej bariery drzwi w pracy, domu staje sie znowu #podludziem i w zasadzie boje sie wychodzic poza strefy mojego komfortu. nie wiem czego to jest przyczyna. kazdy krok w nieznane miejsce, nowe twarze to dla mnie mega stres i nie czuje sie wcale dobrze. nie ma mowy abym wyszedl gdzies do klubu czy zaprosil jakas dziewczyne do restauracji bo kompromituje sie zaraz i pale ze wstydu. zazdroszcze w sumie tym, ktorzy mowia ze sa szarzy i nikt na nich nie zwraca uwagi, jakbym byl taki to moglbym pomykac w zasadzie wszedzie gdzie chce i pozostac 'niewidocznym' natomiast ja mam urojenia ze gdziekolwiek pojde to wszystko kreci sie wokol mnie a nawet jak jeszcze nei to i tak zaraz bede w centrum uwagi przy czym 1% szans ze to bedzie uwaga na zasadzie podziwu albo innych pozytywnych emocji. serio, zazdroszcze jak na amerykanskich filmach ludzie wychodza do baru czy gdzies i czuja sie jak w domu na kanapie a ja przed wyjsciem gdziekolwiek, najgorzej jakichs nieznanych miejsc mam taki stres jakbym zaraz mial walczyc o smierc i zycie, przywolujac opowiesci kolegow jak to kogos prawie nie zabili wczoraj za to ze nie mial poczesowac szluga albo inne tego typu. w sumie siedze kazdy wolny dzien w domu, chodze najwyzej po jakies zakupy, czasem silowinie czy gdzies zjesc ale to na chwile, zaraz wracam sie zamykam i na prawde nie mam ochoty na jakies imprezy/kluby chociaz wiem jak nieruszajac sie z mieszkania tez sie mecze sam ze soba i po 2 dniach jak sasiadka zapuka to sie boje otwierac bo okaze sie ze jestem przy niej jakis dziwny. czy sa na to jakeis leki? cos poradzcie, moze ktos z Was tez ma takie same zaburzenia i chociaz wie jak to sie nazywa. chcialbym wieksza radosc miec z zycia. slyszac teksty 'wyjdzi z domu' albo rusz sie gdzies znacza dla mnie tyle co 'zrob sobie krzywde' gdzie nie pojde to tam nei pasuje..
#psychologia #przegryw #depresja #stulejacontent #gorzkiezale

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling

na wykopie kazdy tak ma

  • od tego jest lekarz 30.2% (13)
  • takie życie bożenko 25.6% (11)
  • tez tak mam 25.6% (11)
  • idz pan w cholere z tymi żalami 18.6% (8)

Oddanych głosów: 43

  • 1
  • Odpowiedz