Wpis z mikrobloga

Zainspirowany komentarzami pod tym znaleziskiem o cukrze, w których pojawiają się opinie o stopniowym odstawianiu go, napiszę Wam co mi powiedział lekarz, gdy poszedłem z podstawowymi badaniami krwi z okazji swoich czterdziestych urodzin.

Na marginesie, nie licząc dentysty i podobnej wizyty kilka lat temu, była to moja trzecia wizyta u lekarza w ciągu ostatniej dekady, a w szpitale odwiedzałem w tym czasie wyłącznie jako odwiedzający ()

Byłem u niego pierwszy raz.

Zobaczył wyniki i mi podał dietę. Nazwał ją inaczej, ale ja ją nazwałem dietą...


A prywatnie poszedłem.

Mowi, że proszę pana, ja już jestem spełniony zawodowo i nie mam ochoty się w moim wieku denerwowa i chcę mieć pacjentów, którzy do mnie przychodzą raz w roku z kaszelkiem jak pan albo z badaniami, bo pan to jest na najlepszej drodze do cukrzycy, nadciśnienia, problemów z sercem i wtedy i tak pan będzie musiał iść do specjalisty, więc dla mnie będzie pan pacjentem i tak straconym, a ja wolę nie mieć pacjenta teraz niż na następnej wizycie stwierdzić podejrzenie cukrzycy i się denerwować, rozumie pan? (Później się okazało, że tylko chciał mnie wystraszyć :) ) Pomijając to, jak pan wygląda, bo oczy pan ma, pan jest chyba wyższy od Pudziana? No to mógłby pan jak on wyglądać jakby pan chciał.


On tę dietę nazwya dieta "wypluć". Dieta jest bardzo prosta i składa się z czterech punktów:

1. Gdy poczuje pan w ustach słodki smak, proszę to wypluć.
2. Gdy poczuje pan w ustach słony smak, proszę to wypluć.
3. Gdy poczuje pan w ustach, że potrawa jest tłusta, proszę to wypluć.
4. Zero alkoholu. Czyli też wypluć, ale nie pić nic, co zawiera alkohol ale się go nie czuje - zastrzegł mądrze, bo pacjenci kombinują strasznie później, jak dodał.

Od momentu wyjścia z gabinetu miałem zacząć tę dietę.

Tylko nie miejcie ADHD i doczytajcie do końca.

Bo on mi zaraz powiedział, że umawiamy się na tydzień takiej diety i że on do mnie za tydzień zadzwoni.

I zaczął mi wyjaśniać, jak działa ludzki organizm.

Mój organizm jest przyzwyczajony do słonego, tłustego, słodkiego i procentowego. I po każdym takim posiłku, nawet jeśli jest to schabowy, a nie kebab, następuje wyrzut do krwi cukru i czegoś jak endorfiny, ale on chyba użył innego określenia, chodziło o enzymy odpowiedzialne za odczuwanie przyjemności. W każdym razie organizm jest tak przyzwyczajony i to jest norma.

I skutek odstawienia tego wszystkiego trwa z reguły kilka dni, trzy do pięciu najczęściej. Natomiast później organizm zaczyna się przyzwyczajać i co prawda dalej będę miał ochotę na to wszystko, ale będzie ona już lżejsza do opanowania, najgorsze są pierwsze dni.

Mówi mi, że mam takie wyniki (a czułem się okay poza kaszlem, co jak się okazało było zapaleniem oskrzeli ale to mnie właśnie ostatecznie zmotywowało do pójścia akurat wtedy), że ja już nie bardzo mam czas na jakieś własne diety i poza jego poradą zostaje mi jedynie dietolog, do którego odwiedzenia też mnie zachęca, ale spróbujmy najpierw z tym jednym tygodniem, a on mi poda z grubsza co mam jeść.

Uprzedził, że mogą być różne objawy: bóle głowy, problemy z zasypianiem, rozdrażnienie, zmęczenie, zawroty głowy. Powinny przejść po trzech dniach. Gdyby coś poważniejszego się działo, mam dzwonić do niego.

Śniadanie: połowa białego sera chudego zmieszana z małym jogurtem naturalnym, do tego wkroić warzywa: pomidora, paprykę, ogórka, sałatę. To śniadanie.

Drugie śniadanie: grejfrut.

Obiad: pierś z kurczaka (połowa) albo ryba zawinięta w folię z piekarnika lub gotowana (smażenie = tłuste), torebka ryżu lub kaszy, jeden ogórek kiszony. Zamiennie z 250 gram pierogów ruskich albo z owocami, albo jajko sadzone z ziemniakami (też 250 g) i szczypiorkiem. Nic nie solić, nie solić wody na ziemniaki ani nie solić ziemniaków, przypadkiem nie podsmażać pierogów (tłuste - wypluć!), nie solić wody na pierogi, jajka nie solić, nic nie solić!

Podwieczorek: pomarańcza albo jabłko.

Kolacja: dwie kromki cienkiego pieczywa posmarowane odrobiną masła (prześwitywać ma chleb) i na każdą po dwa małe plasterki szynki drobiowej, plus jakaś sałata, rzodkiewka, pomidor, cebula.

Kolacja o dwudziestej, iść spać głodnym. Na problemy z zaśnięciem ewentualnie melatonina 3mg.

Pić wodę, kawę jedną dziennie bez cukru, herbatę bez cukru 2x dziennie, raz dziennie szklanka soku pomidorowego.

W razie kryzysu: zjeść jedną marchewkę. W ostateczności dwie :)

Dieta jest pod mój zawód, programisty. Praca fizyczna wymagałaby innej diety.

Potem jeszcze mówił o sałatkach z samych warzyw, skropionych kilkoma kroplami oliwy z oliwek, żeby się lepiej trawiło. Dodał też, że na obiad mogę sobie zrobić coś z diety Dash, ale najlepiej jak bym o niej kupił sobie dobrą książkę z poradami, przepisami i gramaturami, a nie grzebał w internecie na własną rękę, ale ten jeden tydzień objadę bez tego.

Jedno piwo (lubię, niejedno) cofa pana o 2 dni tej diety, proszę się nie złamać.

Proszę się nagradzać, ograniczyć siedzenie, wychodzić do kina, czytać czy oglądać coś fajnego, zająć czymś umysł, bo do ćwiczeń dojdziemy później, spacerować, z dziećmi spędzać czas i poprosić, żeby rodzina nie jadła przy panu... A żona jest? Też nie? A może powinienem o czymś wiedzieć? Nie, wszystko w porządku? No bo takie sprawy to by mogą być przyczyną albo objawem różnych rzeczy... No to spotykać się ze znajomymi, a jak zdrowie rodziców, żyją mam nadzieję jeszcze? Rodziców odwiedzić tylko przy herbacie bez cukru, znajomych, pochwalić się, bo jest czym, jeśli da pan radę ten tydzień, to ta wizyta już jest krokiem w dobrym kierunku, do sklepu nie autem tylko spacerkiem.

Już mi się wpis wydłuża, więc na szybko - zadzwonił po tygodniu, podpytał (dałem radę), powiedział, że wyniki nie są aż takie złe jeszcze, ale chciał mnie zmotywować, pozwolił mi sobie odpuścić na święta (wielkanocne), ale bez przesady, a potem raz w tygodniu w weekend jakieś odstępstwo od diety, ale drobne, nie kebaba mega, tylko jednego schabowego w jeden dzień i dwa piwa w drugi dzień. Ale że tak naprawdę powinienem stosować ściśle jego dietę plus dania z diety Dash przez miesiąc i zrobić sobie znowu badania, bo mogą wyjść jakieś niedobory czy coś i po tym miesiącu przyjść.

Aha, jeszcze objawy - byłem rozdrażniony, miałem problemy z zasypianiem, głowa lekko bolała tylko raz.

Ale po paru dniach rzeczywiście przeszło, plus zmienił mi się smak, zacząłem lepiej czuć smak warzyw, kubki smakowe nie były ogłuszone cukrem, tłuszczem i solą, zjedzenie sałatki zaczęło mi sprawiać przyjemność i co prawda po takiej sałatce wciąż czuję, że teraz to bym coś zjadł, jakby była ona tylko przystawką do posiłku, ale nie czuję już tego takiego doła. Bo wyszedłem od niego z euforią, która minęła następnego dnia i normalnie miałem myśli takie, że co to za życie, jak nie mogę sobie nawet zjeść, bez smaku zupełnie, no ale chyba to jest problem każdego na diecie. Bo wtedy nic nie sprawia przyjemności, albo o wiele trudniej o nią.

A ile potraw wymyśliłem, na przykład zamiast kurczaka z ryżem robię sobie szaszłyki z kurczakiem, papryką, pomidorem i cebulą i je w całości zawijam w folię i w pół godziny są, albo warzywa mrożone jeb prosto na blachę i po półgodzinie są i to nie rozgotowane jak piszą na opakowaniu, żeby je gotować. Mam fotki porobione, ale nie za piękne no i brak czasu na wpisy.

Zdarza mi się nie dać rady, ale najwyżej raz w tygodniu i też daleko od tego, co było kiedyś, że weekend bez piwa i grilla bez ograniczeń w sobotę weekendem straconym, co potem odpokutowuję, np. dzisiaj, ale po ogólnym samopoczuciu oraz po wadze (kazał kupić i się ważyć) widzę zmiany na lepsze.

Ten wpis miał już dawno powstać, ale przez to, że staram się zajmować sobie czas nie siedząc przed komputerem, odkładałem go. Ale wydaje mi się, że takie powolne schodzenie np. z cukrem w herbacie albo kawie to jest taki półśrodek, ja odstawiłem wszystkie 4 punkty na tzw. szlag i po kilku dniach szok minął, więc jestem najlepszym przykładem, że da się i że wystarczy przetrzymać tylko kilka dni, do tygodnia, tak jak ja, a po tygodniu zobaczyć. A na ten tydzień to chyba naprawdę można ścisnąć poślady i się zawziąć. Tylko ta herbata żeby jakaś przyzwoisza była, nie Saga. Ja teraz piję smakowe Loydy, bo po jakiejś minutce to też by mi się chyba dźwigało bez cukru, bo mam jeszcze w szafce akurat minutkę.

Mógłbym pisać i pisać, jeszcze jedne ważne urodziny za 2 tygodnie na których muszę się pokazać i sobie trochę odpuszczę, ale po weekendzie majowym miesiąc diety ścisłej, później badania i kolejna wizyta. Aha a wyniki badań to on poprosił, żeby je zatrzymać, założył mi teczkę a później przez telefon powiedział, że zrobił to po to, abym nie skonsultował z kimś innym tych badań, że aż tak źle nie jest, doświadczony skurczybyk.

Tak czy inaczej, od ponad miesiąca nie napiłem się słodzonej kawy czy herbaty. A o soli ile mi opowiadał, mógłbym tak pisać i pisać, cztery parówki pokrywają dzienne zapotrzebowanie osoby dorosłej na sól.

A o samym doktorze ile bym mógł, bo się rozgadał przez telefon wtedy, żona na raka umarła, jedno dziecko zostało po studiach w innym mieście, córka rezydentka nie ma czasu, bo w wolnych chwilach chodzi na zaawansowany kurs norweskiego, zgadnijcie dlaczego, więc on tak sobie gada z pacjentami, gdy ma czas.

No. Także jak ktoś mierzy się właśnie z podobnymi dylematami, może pisać tutaj czy na PW, mnie już potwornie burczy w brzuchu, bo się rozpisałem, także będzie interwencyjna marchewka za chwilę i to koniec jedzenia na "dziś" bo już po północy, a na kolację prawie 5 godzin temu miałem pomidora z cebulą same, bo pieczywo mi się skończyło. Bo nie kupuję na zapas, kolejna porada pana doktora.

#chudnijzwykopem ##!$%@? #przegryw ale jak się okazało nie grozi mi na razie cukrzyca jak myślałem przez tydzień #wygryw jakby ktoś coś z podobnymi dylematami albo innymi, to można pisać #chcepogadac tylko najwyżej odpiszę "jutro" bo już późno. Sorry też za ewentualne literówki, może także o czymś zapomniałem wspomnieć, ale jak teraz tego nie wyślę, to jutro mnie wciągnie od rana wir nowego tygodnia i nie wiem, kiedy bym do tego wpisu wrócił ¯\_(ツ)_/¯
  • 7
  • Odpowiedz
  • 0
@Mordeusz Myślę, że dokładnie to samo przechodziłem z papierosami. Odkładałem rzucenie fajek w nieskończoność - wiele osób korzysta ze wspomagaczy, albo próbują rzucać stopniowo. Ale najlepsze jest tak jak mówisz, być zmotywowanym i rzucić w jednej chwili.

Czyli cukier, sól i tłuszcz to też mega uzależniające rzeczy. :))

Powodzenia!
  • Odpowiedz
@Mordeusz: Tłuszcz wcale nie jest zły, ten świat ci to wmówił, poczytaj o diecie ketogenicznej/tłuszczowej/niskowęglowodanowej bardzo fajna sprawa, jak ograniczasz węglowodany (cukier) to body fatt ostro spada. To paradoks ale od tłuszczu się chudnie.

Tyje się od nadmiaru węglowodanów, chociaż rozróżniamy węgle proste i złożone, te proste są zbędne dla organizmu i źle na niego wpływają, złożone jak najbardziej zdrowe.

Zapamiętaj to cukier jest zły a nie tłuszcz!
  • Odpowiedz
Zapamiętaj to cukier jest zły a nie tłuszcz!


@RussianBear: Dlatego mam go używać trochę w postaci oliwy z oliwek i masła. Ale wiesz, że panierka schabowego ma nasiąknąć tłuszczem i to jest zupełnie coś innego niż odrobina.
  • Odpowiedz