Wpis z mikrobloga

476 938 + 539 = 477 477 (co za przypadek ;d)

TL; DR: A więc dojechałem nad morze z Wrocławia :D #chwalesie

O ile poprzedni weekend pogodowo był beznadziejny, o tyle prognozy na ten dawały nadzieję na zmieszczenie dłuższego dystansu. Toteż wraz z @cherrycoke2l ustaliliśmy, że jedziemy do Bydgoszczy, a jak będzie miejsce na więcej, to będziemy myśleć. Tym sposobem o 4:30 startuję z domu, by chwilę przed 5 przybyć na nasze ulubione miejsce spotkań, czyli pętlę na Zawalnej. Ustawiamy tempomaty w nogach na 30km/h i jedziemy starą piątką na Trzebnicę, a następnie 15-stką na Milicz i Krotoszyn. Za miastem oplata nas mgła, ale mocno grzejące słońce prognozuje dobrą pogodę przez cały dzień. Po drodze kilka mniejszych i większych hopek, które wybijają z porannej senności. Za Krotoszynem zjeżdżamy z krajówki i przez wioseczki z asfaltami różnej, ale raczej dobrej jakości, przebijamy się do Zagórowa, gdzie robimy pierwszy postój po 5h godzinach jazdy. Od zdalnego centrum pogodowego @krzysiekdw dowiadujemy się, że nie powinniśmy mieć deszczu aż do Gdańska, co poprawia nam humory. Chwilę później przejeżdżamy nad autostradą A2, a w Słupcy gubimy się po raz pierwszy i to trochę nie z naszej winy. Okazuje się, że #strava na trasach nieco dłuższych (no już 100+km) nie tworzy pełnego, dopasowanego do kształtu ulic gpxa, tylko takiego jakby skompresowanego, do tego stopnia, że garmin nie poradził sobie z konsumpcją trasy i ciągle wyrzucał błąd, że jesteśmy poza trasą :< Od Witkowa pod Gnieznem rozpoczynamy festiwal miejscowości o dziwnych nazwach - pierwszą taką jest, już znaną pewnie wszystkim, Małachowo Złych Miejsc. Następnie mijamy Krzyżówkę i Niewolno (tak, pisane razem ;), by dojechać do Biskupina i Wenecji. Drugi postój robimy w Żninie po 257km, i jest to czas decyzji. @Cherrycoke2l decyduje się na powrót do domu pociągiem z Bydgoszczy, a ja samodzielnie już kontynuuję trasę. Od tego momentu trasa też zaczyna falować, a wieczne zmarszczki o amplitudzie 20 metrów nie pozwalają trzymać jednakowego, spokojnego tempa. Po drodze mijam jeszcze tabliczki na wioski takie jak Grzeczna Panna, Samoklęski Małe i Duże, czy Brzystorzystewko. Tym sposobem docieram do Nakła nad Notecią, a do mnie dociera, że nieco przegiąłem z omijaniem Bydgoszczy - chciałem uniknąć czasochłonnego przebijania się przez miasto, ale nieskończona liczba hopek i solidnie grzejące słońce wymęczyło mnie jeszcze bardziej. W Koronowie (344km) przerwa na płyny. Niby już większość trasy przejechana, ale pozostały tylko 2-3 godziny do zachodu, a najbliższe miejsce, gdzie chciałem zrobić dłuższy postój z bufetem, czyli Starogard, było oddalone o 100km. Z mało pozytywnymi myślami ruszam dalej. Zaczynają się lasy Borów Tucholskich, które chronią mnie przed słońcem, a także przed większymi miejscowości i ogólnie cywilizacją. Miliony zakrętów, podłe asfalty nie poprawiały sytuacji. Na szczęście chwilę po 21, na 407. kilometrze, pojawia się znak z granicą województwa pomorskiego - z tej okazji odpalam żelki skitrane głęboko w podsiodłówce (podpatrzone u @wspodnicynamtb, polecam ten patent!). Czas już też odpalić lampki oraz podpiąć powerbank do telefonu. Ze świadomością, że bufet coraz bliżej, jedzie się jakby lepiej, a ostatnie 8km po krajówce do Starogardu mija bardzo szybko. W McDonaldzie (445km) konsumuję uczciwy posiłek, a moje nogi dostają szansę dłużej odpocząć. Chwilę po 23 wyjeżdżam na ostatnią prostą do Gdańska. Jest już zupełnie ciemno, choć widać jeszcze na horyzoncie łunę po zachodzącym słońcu. Do tego nisko wiszący księżyc, gwiazdy i kompletnie pusta droga - doskonałe warunki do jazdy ;D Przestaję widzieć też licznik, ale wiem, że jest słabo, bo mam problemy z utrzymaniem przełożeń, na których na co dzień jeżdżę - w końcu po którejś hopie z kolei zrzucam z blatu na stałe. To też jedyny moment, w którym mam szansę zmoknąć - pada bowiem od ziemi, na szczęście podsiodłówka przejmuje większość wody ;d W świetle lampek i przejeżdżających aut widać też ładnie, jak woda paruje z jezdni, zamieniając się w wiszącą nad asfaltem mgiełkę. W końcu, o godzinie 1:10 w niedzielę, docieram do granicy miasta. Do centrum przebijam się głównymi arteriami (dzięki @jaavi666 za wsparcie w tej kwestii). O 2 w nocy pod Operą Bałtycką znajduje mnie @Qardius i ruszamy na małe zwiedzanie. Oglądamy głównie mola i sytuację na morzu. Na plaży pamiątkowa fotka i, już samotnie, podziwianie wschodu słońca (dziękuję raz jeszcze @Qardius za oprowadzenie i fotkę, i szacun za chęć zrobienia nightride'u ;). O 5 rano melduję się na dworcu i definitywnie kończę trasę po 24,5 godzinach od wyjścia z domu ;D

#100km #200km #300km #400km #500km (nr 1) #zaliczgmine (+41)
#rowerowywroclaw #szosowywroclaw #rowerowyrownik
Dewastators - 476 938 + 539 = 477 477 (co za przypadek ;d)

TL; DR: A więc dojechał...

źródło: comment_1593378961K9nasJRntV5QpO4yfT0b0S.jpg

Pobierz
  • 9
@krabozwierz: póki nie pojedziesz, to się nie dowiesz, co będzie boleć ( ͡° ͜ʖ ͡°) ale do 300km nie powinno być problemów z żadną z tych kwestii, jedynie warto sobie kogoś do towarzystwa znaleźć, chociaż na kawałek trasy.
4:30 startuję z domu

szalony ;)

a następnie 15-stką na Milicz i Krotoszyn

dla mnie droga śmierci bo w samej Baryczy to od każdego auta podmuch wiatru spychał mnie do rowu ;)