Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Rada, moja życiowa historia, świadectwo dla osób, które borykają się z podobnymi problemami. A chodzi o #depresja i #fobiaspoleczna. Jeśli zainteresuje to choć jedną osobę i ta osoba odważy się dzięki temu zawalczyć o siebie, o swoje zdrowie, to będę szczęśliwy!

tl;dr


Z tej strony niebieski pasek lvl 28, po studiach magisterskich, bez dziewczyny (prawiczek), bez pracy (stażu i pojedynczych, nieudanych prób nie wliczam). Podsumować to wszystko mianem #przegryw to nic nie napisać.

Podbaza, mała miejscowość, wszyscy się znaliśmy. Do czasów gimnazjum przebojowy, wygadany chłopaczek ze mnie był. Nawet nie jedną dziewczynę za włosy się ciągało ze wzajemnością ( ͡° ͜ʖ ͡°) Gimnazjum, gminne miasteczko, dużo więcej nieznanych osób, tam powoli zacząłem gasnąć, zaszczuwać/zatruwać własne życie. O ile z nauką było ok, o tyle w relacjach międzyludzkich było słabiutko. Tyle dobrego, że coś tam w piłę ogarniałem, to klasowa (i nie tylko) patologia mnie uważała i względnie szanowała. Pozarywać do dziewczyn, poodstawiać jakiś szajs na przerwach? Zapomnij...jedynie przemieszczenie się od klasy, do klasy i wzrok spuszczony w dół.

Liceum, odcięcie się od starego towarzystwa, miasto wojewódzkie. Tam też z własnej i niewłasnej winy miałem momentami pod górkę. Brak dystansu do własnej osoby (śmiać się z kogoś hehe, zajebiście, no, ale jak już z Ciebie - czyli mnie - się śmieją, to #!$%@?, foch, #!$%@?) spowodował, że chciałem z tej szkoły #!$%@?ć. Ale wszystko rozeszło się po kościach. W grupie/towarzystwie czułem się względnie bezpiecznie i swobodnie, ale jak byłem sam, sam szedłem przez korytarz (gdzie dookoła mnóstwo innych osób, klas, nieznajomych), to moja głowa, umysł wariował, strach, paraliż, uważanie siebie za debila, ciotę, mimo, że nikt nic do mnie nie mówił. Z perspektywy czasu mimo wszystko pozytywnie wspominam ten czas. Udało się nawiązać kilka fajnych znajomości, być może to ja dramatyzowałem i sobie umniejszałem, ale jakaś część osób chyba mnie lubiła, czego nie dostrzegałem, nie odczuwałem...

Studia, no cóż, jak to anon nie idziesz na studia? Słowa moich rodziców. W głowie pustka, zero zainteresowań (przynajmniej tak mocnych, aby pchnęły mnie na jakiś kierunek studiów). Piłka? Może do okręgówki bym się doczłapał (więc kariera drugiego, młodego Brożka nie była mi pisana). Komputery? Informatyka, programowanie, to nie samo co składanie kompów, hardware i rozwiązywanie prostych problemów. Wybrałem więc dość uniwersalny/bezpieczny (nie głupi) kierunek, który się dość prężnie rozwija (w sensie branża z tym związana). Studiowałem zaocznie. Udało się ogarnąć tego magistra. Życie studenckie, towarzyskie? Zero. Kontakt z kolegami/kolegami przed zajęciami przeciętny, ni źle, ni dobrze (to ja ich unikałem). Przez swoje problemy psychiczne bywało, że od 8 do 20 siedziałem o głodzie i chłodzie, bo strach pójść do kafejki, czy automatu z colą, kawą... Na piwo poszedłem z ziomkami dopiero pod koniec studiów... Nie to, żebym był piwniczakiem, ale przy nich życiowo i mentalnie (niektórzy już żonaci, dzieciaci) byłem gównem, nikim, dzieciaczkiem w ciele dorosłego, dlatego starałem się unikać spotkań i niewygodnych pytań wobec mojej osoby (co robisz, czemu nie pracujesz i takie tam)...

Studia + domowe obowiązki (nie chcę wgłębiać się w szczegóły) stanowiły alibi. Pracujesz? Nie, teraz skupiam się na studiach i muszę ogarniać w domu (choć mógłbym połączyć jedno i drugie...albo się odciąć od "problemu" i zacząć żyć na własny rachunek, nikt by mi nie miał za złe). Czas od matury do teraz (czyli ok. 10 lat), to zmarnowany okres mojego życia. #!$%@? 10 lat życia, pewnie 1/6, albo 1/7 mojego żywota (optymistycznie zakładając).

Wiedziałem, że coś ze mną jest nie tak (nie, że byłem nieświadomy swojego problemu). Przed światem udawałem względnie normalnego gościa, a nikt nie wie co się w mojej głowie #!$%@?ło. Nikt mi nie potrafił pomóc, zrozumieć. Sam nie mogłem się zmusić i przemóc, aby udać się po pomoc do specjalisty...aż bańka pękła.

W styczniu tego roku udałem się na wizytę do psychiatry. Ogromny strach, panika okazała się być niepotrzebna. Wizyta (ok. godzinna) przebiegła w normalnej, miłej atmosferze (wiadomo, wszystko zależy na kogo się trafi). Od ponad pół roku walczę o powrót do ŻYCIA. Do tej pory egzystowałem, w sumie dalej egzystuję na garnuszku rodziców (za co nigdy im się nie wypłacę, nie odwdzięczę), ale próbuję się z tego gówna wygrzebać. Na razie jestem na etapie doboru leków, tj. wprowadzamy różne warianty leczenia, proporcje itd. itp. Jak przed leczeniem każdego wieczoru chciałem zasnąć i się nie obudzić, tak z czasem te #!$%@? myśli zniknęły. Powróciła jakaś chęć do życia, do działania. Mózg powoli zaczął się otwierać (bo ta pustka, zero pomyślunku, logiki w rozumowaniu strasznie na mnie ciąży/-ła), zamiast jednego zdania, staram się z kimś zamienić chociaż trzy zdania, czynić jakiś postęp w tym aspekcie.

Ostatnio poznałem fajną dziewczynę (lvl 24). Bardzo świeża sprawa. Zauroczenie z mojej strony jest... I z jednej strony jest ona kolejnym kopem motywacyjnym (jest dla kogo żyć, bardziej się starać), a z drugiej strony jest niczym kamień przywiązany do szyi (myśli, że jestem jej nie godzien, że zabieram jej czas, że powinna szukać kogoś lepszego). Wiem, że jestem starym #!$%@?, nie mam 18 lat, ale przez stracone minimum 10 lat życia jestem jednak na innym etapie życia. Dziewczyna wydaje się być fajna, tylko nie wiem czy jest sens póki co w coś brnąć. Nie jestem na dzień dzisiejszy w stanie dać jej nic więcej poza siebie, uczucie. Ani pracy, ani samochodu, ani własnego mieszkania, nic co mogłoby ewentualnie ustabilizować przyszły związek.

Nie wiem jak moje życie się potoczy, gdzie będę za pół roku. Czy w tym samym miejscu, czy zacznę żyć jak normalny człowiek. Natomiast wiem, że decyzja o pójściu do lekarza i rozpoczęciu leczenia była jedną z najlepszych decyzji w ostatnich kilkunastu latach. Wiem, że to co się #!$%@? w naszych głowach sprawia, że boimy się szukać pomocy, wsparcia u innych, ale SAMI NIE DAMY RADY SOBIE POMÓC. Dlatego jeśli borykasz się z podobnymi przypadłościami (mniejszymi, albo nie daj Boże większymi), to proszę Ciebie zmuś się do tej cholernej, strasznej pierwszej wizyty u lekarza. I tak nie masz nic do stracenia, gorzej już nie będzie, a może być tylko lepiej.

Gdyby ktoś miał jakieś pytania, chciałby ze mną porozmawiać o depresji, fobii itd. (nie tylko, możemy na różne tematy), to zapraszam na priv (choć zaznaczam, że gadułą i ekspertem w tej materii nie jestem).

Pozdrawiam, Wasz Mirek z kilkuletnim stażem na wypoku

#zdrowie #medycyna #psychiatria #psychologia #rozowepaski #niebieskiepaski

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5f328c210010a81b084b4586
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: LeVentLeCri
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt

[====================....................] 51% (120zł/235zł)
Uzbieraliśmy już na 2 lat działania AMW!
  • 4