Wpis z mikrobloga

#sny #mandzurfostrzyka


Był późny wieczór. Siedziałem z dziewczyną i jej siostrą przy głównej ulicy na płotku. Koniec końców pokłóciliśmy się o to, że miałem jechać z moim najlepszym ziomkiem do Krakowa na imprezę (uchlać się w jakiejś mordowni a potem na dziewczyny). Gdy już emocje wybiły poza skalę i zapadła głucha cisza, wyciągnąłem telefon. "Halo, Michał, dawaj, jedziemy". Zanim zdążyłem zamknąć klapkę od telefonu, podjechał Flixbus z napisem "Kraków". Nie patrząc za siebie, wszedłem, z nieukrywaną satysfakcją.

Wszedłem w klubie, do pomieszczenia o wymiarach ok 14x7m, wzdłóż ścian kanapy rodem z whisky a go go, stoliki z ciemnego drewna, na ścianach wisiały obrazy. Oczywiście panował półmrok, a źródłami światła były lampy estradowe, bijące głębokimi niebieskimi snopami światła. Impreza raczej kameralna i intuicyjnie czułem, że tu nie chodzi o to co mi się wydaje, jest coś, czego nie chwytam, coś istotnego. Pewnym ale spokojnym krokiem poszedłem do drugiej części pomieszczenia, oddzielonej framugą prawie na całą ścianę. Tam w rogu grał zespół złożony z samych kobiet. Muzyki nie pamiętam, a jestem gotów stwierdzić że jej tam nie było, a jeśli by była to coś na wzór Toma Waitsa, lecz nieco doelektryzowanego i skobieciałego. Usiadłem na przeciw i oglądałem, notując też wszystko co się wokół mnie dzieje: łysego rosłego chłopa w kamizelce pijącego łychę, murzynkę tulącą się do szczupłego mężczyzny, upadnięty pet, niechlujnie rzucony przez kolesia w kapeluszu.

Czyniąc rozeznanie, spotkałem się ze wzrokiem, który czułem, że mi się przygląda. On czynił pracę mózgu skrępowaną. Spojrzałem kontrabasistce w oczy i o matko... czy coś może być lepszego niż artystka na odlocie, tracąca i odzyskująca świadomość, która patrzy żądnym wzrokiem wprost na mnie? Jej blada skóra, czarna koronka i kręcone włosy w połączeniu z muzyką momentalnie mnie sparaliżowały lub raczej zaczarowały. To był moment, w którym wiedziałem, że wpadłem we własną pułapkę.

Od momentu spotkania się minęło raptem 10 sekund. Cała wieczność w 10 sekund. Mówię, jak na dragach, ona była jakimś narkotykiem. Wtedy podeszła do mnie kelnerka i ściszonym, zdecydowanym głosem poinformowała, że jeśli chcę dalej tu przesiadywać, muszę kupić coś na barze. Skinąłem głową w geście zrozumienia, a w głowie pomyślałem "chyba cię #!$%@?ło, za stówę szklankę wody kupować" i wróciłem do mojej narkotycznej sesji. Błądziłem wzrokiem po reszcie zespołu, lecz one znalazły sobie innych nałogowców. Spojrzałem na moją zgubę, lecz ta tylko odwzajemniła wzrok z pewnym wyrozumieniem, troską i intrygą, jakby "daj sobie już spokój, wpadnij następnym razem".

W tak zawanym międzyczasie, dostrzegłem zwinnego chłopaka z ochrony, zmierzającego w moim kierunku. Podszedł do mnie i nakazkazał, abym poszedł za nim. Cóż, koleś z ochrony z pewnością niczego miłego nie chce, a burd w środku robić by było nieelegancko. Doszliśmy do baru, gdzie chwycił mnie za koszulę, mężczyzna, większy ode mnie ze 3-4 razy, łysy, z rys agresywny, ale dobrze się mu z oczu patrzyło (chociaż to było bez znaczenia). "Wiedziałeś, że musisz coś kupić! Chyba wiesz o co tu chodzi! A teraz #!$%@?!". Poczułem, że straciłem grunt pod stopami, czułem się jak postać z kreskówki. Minęliśmy bar, korytarz i zostałem rzucony prosto pod drzwi. Wstałem, rzuciłem okiem na wąski czerwony korytarz, oświetlony naściennymi lampami oraz czarnym sufitem. Na podłodze rozścielony był w typowy dywan z typowym wzorkiem, ale z jakiegoś powodu niezwykle ładnym. Spojrzałem na tego, który mną rzucił.
"Ładne macie tu wnętrze" rzuciłem i wyszedłem.

  • 6