Wpis z mikrobloga

Myślę, że jutro zakończymy historię bo nie wiele nam już zostało.

Po pogrzebie ojca wypędzono nas z tej skzoły, przygarnął nas komendant kołochozu /to był policjant/. Zamieszkaliśmy w jego biurze /odgrodził nam kąt/, stał tam duży piec na którym spaliśmy.

W Zamian za to, że mieszkaliśmy, sprzątaliśmy i opalaliśmy jego biuro. Po opał musieliśmy jeździć do lasu. Zaprzęgaliśmy woła do sań i jechaliśmy do lasu, tam zbeiraliśmy drzewo opałowe, łądowaliśmy na sanie i wracaliśmy do biura, trzeba było to drewno porąbać i napalić w jego biurze. / to wszystko robiłam ja lat 11 i siostra lat 13./

- Cierpieliśmy nadal głód i musieliśmy chodzić do wsi po prośbie.
Pewnego razu już nie mieliśmy siły jechać do lasu po drewno, więc wykombinowaliśmy, że zrobimy co innego. Ponieważ siostra i brat poszli po prośbie, a ja zostałam i miałam zorganizować opał. Stała tam bardzo długa drabina, więc pomyślałam, że nie dam rady sama jechać do lasu, porąbałam tę drabinę. Przyniosłam to drewno do biura, jeszcze komendanta nie było, rozpaliłam w piecu i szłam po resztę tej drabiny porąbanej, a tu idzie komendant i ma w ręce jeden szczebel od drabiny i krzyczy!! Ańka ty leśnicu szgła, ty swołocz idi suda. /Anka ty drabinę spaliła, ty diable chodź tu/. Podeszłam i wtedy dostałam takie lanie, że nigdy mnie nikt tak nie zbił. Siostra moja mnie obroniła, ale on nadal dobijał siędo naszej kajuty i krzycza. Chorowałam wtedy cały tydzień, nie mogłam nic jeść, na pewno od tego lania i ze strachu. Nie wychodziłam z domu długo.

Na wiosnę zaczęła się praca w polu i pasienie krów i świń. Sadziliśmy ziemniaki, pilnowali nas ażeby nie kraść, więc ziemniaki jedliśmy na surowo. Kiedy już posadziliśmy ziemniaki, przydzielono mnie siostrę i brata do pasienia ktrów i świń. Wypędzaliśmy krowy do lasu, a świnie na bagna. Mogliśmy sobie udoić trochę mleka, a robiliśmy to tak - jedna siostra doiła krowę do takiego kubeczka zrobionego z kory brzozowej, a jak się napiła to znów brat poszedł i tak wszyscy ratowaliśmy się tym mlekiem. Kiedy już wrosły ziemniaki, marchew, kapusta to już nie było głodu ponieważ jedliśmy wszystko na polu surowe. Przypędzaliśmy świnie z siostrą do zagród, więc trzeba było świniom nalać serwatki, albo zsiadłe mleko, stało w wiadrach. Najpierw my najedliśmy siętego mleka, a potem wlewaliśmy świniom.

Pewnego razu przypędziliśmy świnie, szukaliśmy coś do jedzenia. W dużym kotle był ugotowany cały koń, który długo chorował więc zdechł i miały go zjeść świnie. Jedliśmy tego konia, jeszcze przynieśliśmy do domu, aby pożywili się pozostali w rodzinie.

Lato minęło, nastała zima, nie mieliśmy żadnych zpaasów na zimę. Poszliśmy do predeseldatela i mówimy - pracowliśmy całe lato, jest nas siedmioro i nie mamy żadnych zapasów na zimę. Komendant powiedział: idtie k czortu, wy swołocze. Idźcie do diabła, nic nie dostaniecie. Zostaliśmy zdani na włąsny los i musieliśmy sobie sami radzić - m u s i e l i ś m y k r a ś ć.

Dom w któym mieszkaliśmy był podpiwniczony, a do tych pownic skłądali ziemniaki na całą zimę dla kołchoźników. Do tej piwnicy wchodziło się włazem, który znajdował się w biurze komendanta. Brat kiedyś dorobił klucz do tej ogromnej kłódki / klucz zrobił z glizy naboju /. Otworzyliśmy ten właz, nabraliśmy ziemniaków i oczywiście zamknęliśmy z powrotem. Ziemniaki gotowaliśmy i piekliśmy i tak przeżyliśmy całą zimę jużnie głodni, ale w strachu, oby siętylko nie wydało, że kradniemy ziemniaki.

Paulina


Na wiosnę Paulina zostałą przydzielona do szuflowania zboża, przerzucało się zboże z miejsca na miejsce, ażeby nie spleśniałol. Pewnego dnia wróciła z pracy i przyniosła trochę pszenicy w butach. Kiedy zdejmowała buty i pszenica się wysypała, akurat przyszła do nas rosjanka i zobaczyła to. Zadenuncjowała Paulinę i zaraz przyszedł komendant i zabrali ją do ciurmy, ale do miasta. Prosiliśmy aby ją puścili, ale komendant powiedział, że trzeba było dobrze schować a tak to musi odpokutować.

Po rozprawie otrzymała wyrok 1,5 roku.

Osadzili ją w więzieniu w Barnauł. Można było ją odwiedzać i cosprzynieść raz na m-c.

Nie mieliśmy nic co mogłoby być aby jej zanieść. Chodziliśmy nadal po prośbie i to co uzbierałyśmy to zanosiliśmy jej, a to suszone ziemniaki, suszone buraki cukrowe, trochę soli, trochę cukru, piekłyśmy placki ziemniaczane i potem suszyliśmy. Chleba wogule nie było. Tak chodziliśmy do niej przez pół roku, już nastała zima. Pewnego razu zachodzimy do więzienia i mówimy do Pauliny, a oni zaczęli się śmiać i mówią - / ana udrałą i nawierno uże padochła/ Rozpłakaliśmy się i poszliśmy do domu, czekaliśmy na nią bo nie wierzyliśmy, że ona nie żyje. Po pół roku przyszli do nas z NKWD i szukali Pauliny ale sami widzieli, że jej nie ma.


#sybiracy #syberia #zapiskizsyberii #historia #iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu
  • 71