Wpis z mikrobloga

Siemanochy :) Dawno nie było nic spod tagu #bqpoweopowiesci bo nie bardzo jest o czym pisać. Jednak odgrzeję kotleta sprzed niecałych 3 lat a mianowicie moje #coolstory o byciu ministrantem. Były to czasy, kiedy jeszcze nie było mikrobloga więc tym bardziej cieszy mnie to, że takie historyjki przebiły się na główną. Przez te 3 lata doszło wielu nowych Wykopowiczów i w zasadzie dla nich jest ten wpis. Reszta pamięta :) Na końcu macie też link do 2 części. Przejdźmy jednak do mięsa:

Dziś zebrało mi się na wspominki na temat najbardziej jajcarskich sytuacji, które spotkały mnie jako ministranta. Z góry uprzedzam, że będzie to zbiór "cool stories" jak i trochę ministranckiego "urban legend". Postaram się się pokazać Wam, że bycie ministrantem też może być ciekawe. No to zaczynamy.

I. Kolędy.

1. Najpierw krótki opis jak to działa. Dawniej ministranci wchodzili z księdzem na chatę (chodziło się na kolędy parami), śpiewali kolędy, mówili modlitwy i o ile nikt nie zaprosił do środka wychodzili na dwór (nieraz przez kilka godzin siedziało się na siarczystym mrozie, ale na to każdy był mniej lub bardziej przygotowany). Sytuacja zdarzyła się podczas wychodzenia z domu po odprawieniu modlitw. Zmierzając do drzwi prowadzących na podwórze słyszymy rozmowę domowników, w tym wypadku [ż]ony i [m]ęża:

ż: wypuścimy ich tak na dwór?

m: zwariowałaś? Żeby nam żarówki z choinki ukradli (na podwórzu mieli ubraną choinkę)?

ż: to może do pokoju?

m: żeby nam w szafach grzebali?

ż: no to może w piwnicy?

Propozycja przypadła do gustu więc zostaliśmy zawołani i zaprowadzeni do piwnicy, gdzie nie było światła, a od pajęczyn #!$%@?śmy nasze bialutkie komeżki :)

2. Dziś jest już jednak inaczej i ministranci wyprzedzają księdza o jeden dom\mieszkanie by zaśpiewać kolędę. Rzekomo tak jest szybciej, ale nikt poza naszym wielebnym różnic nie widzi. No to więc idziemy i dzwonimy do kolejnej chaty. Otwiera nam widocznie wczorajszy gość, który zadziwiony obecnością dwóch dzieciaków (wtedy nie mieliśmy więcej niż 13 lat) patrzy na nas jak na zjawy. Chwila ciszy przedłuża się. My nie bardzo wiemy co powiedzieć, gościu widocznie nie wie co się wokół dzieje, jednak za chwilę przychodzi olśnienie i słyszymy zrezygnowane: "o #!$%@?, kolęda." Dialog później wygląda mniej więcej tak:

Gościu: wy chodzicie teraz prędzej , przed księdzem?

My: tak.

G: No to macie 50zł powiedzcie, że mnie nie ma. Po czym jebnął drzwiami.

No cóż, jak to mówią: o niewysławione szczęście zajaśniało :) Księdzu powiedzieliśmy, żeśmy pukali ale nikt nie otwiera i poszliśmy dalej.

3. Wbijamy do jednej chaty, gdzie pozwolono nam zostać w którymś pokoju (na dworze około -15 stopni). Pokój ten należał do dwóch dziewczynek na oko dziesięcioletnich, który zawalony był różnymi maskotkami, lalkami itp. Dziewczynki znudzone księdzem przyszły więc do nas. No i dały nam po lalce a same wzięły misie. No to zaczynamy się bawić z nimi, bo może jakaś zwała będzie. Nagle dziewczynki biorą nam lalki urywają głowy (takie na wcisk były, można było włożyć z powrotem) i z okrzykiem mój miś zjadł Barbi zaczyna się śmiać. Wierzcie lub nie, ale w żadnym filmie, żaden "główny zły" nie śmieje się tak obłąkańczo jak wtedy te dwie małe rozbójniczki. Na szczęście szybko stamtąd poszliśmy.

4. Była kiedyś do zrobienia dłuższa trasa, domy stały dość daleko od siebie, więc postanowiliśmy, że będziemy chodzić z księdzem, zamiast go wyprzedzać. No więc ok godz. 19 wbijamy do jednego domu, a tam gospodarz z widłami wyskakuje, z tekstem, ze mamy "#!$%@?ć". Ksiądz próbuje powiedzieć, że on w pokojowych zamiarach, z kolęda przyszedł. Na swoje tłumaczenie słyszy: #!$%@?, ksiądz, późna godzina, dzieciaki śpią, trza było przyjść prędzej. Co w tym śmiesznego? Facet miał dwóch synów, z czego najmłodszy miał 15 lat.

5. Po 9h kolędowania, gdzie przesiedzieliśmy większość na dworze na mrozie, dobiliśmy do końca trasy. Jako, że ostatni dom to postanowiliśmy w kumplem zaśpiewać dwie kolędy (a w tym czasie wlazłby ksiądz) Zaśpiewaliśmy "przybieżeli" i gdy skończyliśmy stwierdziliśmy, że zaśpiewamy jeszcze jedną, po czym daliśmy czadu śpiewając po raz kolejny "przybieżeli", z czego ze zmęczenia popieprzyliśmy zwrotki i w ogóle to co odwaliliśmy to był miks z jeszcze innych kolęd. Mina domowników bezcenna, a gdy zapytali księdza, czy nie jesteśmy pijani to już nie mogliśmy ze śmiechu.

6. Ostatnia już sytuacja z tego działu, bo wymieniać można by dłuuuugoooooooooo. Zapraszają nas, żebyśmy zostali w domu, bo na dworze piździ. My zasiadamy sobie w kuchni, domownicy dają nam herbatę, wyciągają placek i odchodzą. Kumpel zdziwimy pyta: A ksiądz? I słyszy odpowiedź: Grubas się dosyć #!$%@?, a wy to cały czas na dworze stoicie. I tak w sumie to miał rację.

II. Msza.

1. W kościele mieliśmy nowe nagłośnienie radiowe czy jakieś tam (nie znam się, sorry) i w pewnym momencie z głośników usłyszeliśmy: a teraz w RMF FM chłopaki nie płaczą. Po czym faktycznie troszkę niewyraźnie i z przerwami zaczął lecieć ten utwór. Stan ten utrzymał się tylko przez kilka minut. Jeszcze ciekawiej było, gdy ksiądz się nie skapnął i #!$%@?ł nas po Mszy, że hałasujemy i się wygłupiamy.

2. Podczas mszy (centralnie przed czytaniem) do kościoła wszedł kot. Wszedł sobie na ołtarz i wskoczył na miejsce, gdzie siada ksiądz. Pełni rozbawienia czekaliśmy na rozwój wydarzeń. I co się stało? Ksiądz nie zauważył kota i gdyby nie jeden czujny lektor, mogłoby się to skończyć tureckim kebabem :)

3. Tak w sumie to zdarzyło się to przede Mszą, ale dam tutaj.

Raz kościelny wysłał jednego ministranta (pełnoletniego) na plebanię po winiacza, bo się skończył. Kumpel przynosi, kościelny nalewa do ampułek i widzi, że ten kumpel patrzy na to wino. W końcu pyta kościelnego, czy może spróbować. Ten zażartował, że jak chce to sobie może całą wypić. No to kumpel wziął i zanim nasz zakrystianin zareagował, ten zaczął ciągnąć z gwinta, aż opróżnił całą. Kościelny się zrobił blady jak ściana ale w gruncie rzeczy nikt się o tym dalej nie dowiedział i nie było żadnego rabanu.

4. Tą historię opowiedział mi kumpel, który jest prezesem ministrantów kawałek dalej. Młody kandydat na ministranta pierwszy raz rozkładał kielich na ołtarzu. No i potem bierze się ampułkę w wodą, drugi gość bierze ręczniczek i polega to na tym, że polewa się dłonie kapłana, a on potem się wyciera. Ksiądz podczas tego wydarzenia mówi: obmyj mnie Panie z mojej winy i oczyść z grzechu mojego. Nasz bohater idzie i polewa ręce księdzu a gdy ten mówi: "obmyj mnie Panie z mojej winy", młody odpowiada: "bez przesady, jaki tam ze mnie pan". Nie mam pojęcia, czy to historia prawdziwa, jednak śmieszy mnie do dziś.

5. W tej samej parafii ministranci wlali zamiast wody... (tak słusznie się domyślacie) wódki. Ksiądz po sobie nie dał nic poznać, więc nawet dowcipnisie byli zdziwieni. To była ich ostatnia Msza jako ministrantów.

III. Sytuacje ogólne.

1. Po świętach wielkanocnych ksiądz podszedł do nas po Mszy Rezurekcyjnej (tej o 6 rano) i mówi, że za to, żeśmy się przez te święta wykazali, liturgia przebiegła bez problemu itp, chce nam podziękować. No to wyciągnął kartonik batonów i zaczął rozdawać. Co w tym śmiesznego? Rozdawał snickersy. Nie mógł potem zrozumieć, dlaczego ministranci prawie dusza się ze śmiechu. No cóż, chyba w końcu dowiedział się o co chodzi, bo później były tylko princessy.

2. U nas jest taka tradycja, że w Wielką Sobotę ministranci pełnią czuwanie przy grobie Jezusa. Ja wraz z kumplem mieliśmy nasze o 9 rano. Kumpel jeszcze stwierdził, że zaspał i nie zjadł śniadania. Przychodzimy więc na nasze stanowiska, które znajdowały się za słupem. W tym czasie do kościoła wchodzą zakonnice w liczbie 2. Siadają z tyłu kościoła (czyli byliśmy dla nich niewidoczni). Po pewnym czasie kumplowi zaczyna burczeć brzuchu. Echo w kościele zwiększyło efekt i brzmiało to jakby jakiś potwór ryczał. Nie potrafię tego dokładnie opisać, jednak zakonnice szybko się przeżegnały i prawie biegiem opuściły kościół.

IV. Urban legend

1. Był sobie ksiądz, który miał to do siebie, że podczas kazania walił dłonią w ambonę. No to ministranci wpadli na pomysł, żeby podłożyć mu szpilki na pulpit i przykryć ogłoszeniami parafialnymi. Akurat było Piotra i Pawła, więc ksiądz kończy kazanie mówiąc:

- "I pamiętajcie moi drodzy, że Piotr i Paweł to byli... ( i tu walnął dłonią w pulpit) #!$%@? jedne", kończy zły ksiądz.

CZĘŚĆ 2

prawilne znalezisko
  • 12
@BQP: Macie tu różne opisy jak "technicznie" wygląda kolęda i niektóre obrzędy itp. W sumie to wszystko jest dalej aktualne i nic się nie zmieniło. Jak więc kogoś to ciekawi to po wywaleniu heheszków ma dobry opis co i jak. W razie czego pytajcie.
@BQP: Też kiedyś byłem ministrantem, dość duża parafia na obrzeżach miasta. Zdarzały się domki, ale w większości to były bloki, więc zamiast marznąć na dworze, siedzieliśmy na schodach na klatce. Wyjątkiem było chodzenie z proboszczem - z nim nawet po modlitwie zostawaliśmy w mieszkaniu, do końca kolędy. Przez jakieś 8 lat chodzenia z nim po kolędzie zdarzyło mi się tylko raz, że poprosił o poczekanie na zewnątrz. Dzięki temu mogliśmy nasłuchać
Rozdawał snickersy. Nie mógł potem zrozumieć, dlaczego ministranci prawie dusza się ze śmiechu. No cóż, chyba w końcu dowiedział się o co chodzi, bo później były tylko princessy.


@BQP: Chyba nie czaje ;x
@Gruby_King:

Młody ksiądz po raz pierwszy usiadł w konfesjonale. Na spowiedź przyszła dziewczyna:

- Proszę księdza robiłam loda mężczyźnie.

Zestresowany ksiądz nie wie co powiedzieć, szybko wybiega z konfesjonału do stojących obok ministrantów i pyta:

- Co proboszcz daje za zrobienie loda?

- Snickersa...