Wpis z mikrobloga

W dzisiejszym wpisie przeniesiemy się do Polski w początkach roku 1957. To właśnie wtedy w Warszawie dokonano zbrodni, za którą tak naprawdę nikt nigdy nie odpowiedział, zaś jej dokładne szczegóły i motywacje kryminalistów do dziś nie są w pełni znane i są cały czas obiektem spekulacji kryminologów i historyków.

Zbliżała się godzina 14:00 22 stycznia 1957 roku. Z budynku męskiego Liceum im. św Augustyna, mieszczącego się przy ulicy Naruszewicza 32 na warszawskim Mokotowie wyszła grupka czterech uczniów. Nie zaszli daleko – przy skrzyżowaniu ulic Wejnerta i Naruszewicza do grupki podeszło dwóch mężczyzn. Jak później zeznali chłopcy, mężczyźni ci nie byli im znani i wyglądali na pracowników tajnych służb bądź milicjantów w cywilu. Jeden z nich następnie zapytał o Bohdana Piaseckiego – jednego z chłopców idących w grupie. Gdy Piasecki potwierdził swoją tożsamość, mężczyzna wyciągnął z teczki plik kartek – pokazał go chłopcu, który wkrótce podążył za nim ulicą Wejnerta. Drugi z „tajniaków” podążył za parą, która wkrótce dotarła do zaparkowanej przy krawężniku taksówki marki Warszawa. Trójka mężczyzn weszła do środka i odjechała w stronę Śródmieścia. Jej odjazd obserwowała czwórka osób – koledzy Piaseckiego Wojciech Szczęsny, Janusz Świątkowski i Ryszard Karwański oraz kioskarz Henryk Rysak – wszyscy spisali również numer rejestracyjny taksówki, tknięci przeczuciem, że cała sytuacja wydawała się im dziwna. Jak miało się później okazać, wspomniana trójka była ostatnimi osobami postronnymi, które widziały Bohdana Piaseckiego żywego.

O godzinie 16:00 macocha Bohdana – Barbara Piasecka – zgłosiła milicji zaginięcie syna . Wkrótce rozpoczęto śledztwo zakładające, iż Bohdan został uprowadzony. Potwierdzenie tej informacji przyszło szybko – już tego samego dnia do ojca Bohdana – Bolesława Piaseckiego – zadzwonił nieznany mężczyzna. Dzwoniący informował, iż w Urzędzie Pocztowym Numer 1 przy ulicy Świętokrzyskiej 31/33 oczekiwał na niego pozostawiony na poste restante list. Ostemplowana na 19 stycznia 1957 roku koperta potwierdzała najgorsze przeczucia rodziny – pozostawiony w niej list stwierdzał, iż Bohdan został porwany. Porywacze zapowiedzieli, iż wypuszczą chłopca po zapłaceniu okupu – miał on wynosić 4 tysiące dolarów i 100 tysięcy złotych. Dwa dni później porywacze odezwali się ponownie – Piasecki otrzymał polecenie wysłania podwładnego z pieniędzmi oraz znakiem rozpoznawczym – małym porożem jelenia – do restauracji „Kameralna” przy ulicy Foksal, skąd miał on otrzymać następne instrukcje. Zadania tego podjął się ksiądz Mieczysław Suwala, prefekt Liceum św. Augustyna.

25 stycznia 1957 roku ks. Suwala, w asyście nieumundurowanych funkcjonariuszy MO i MSW dotarł do restauracji. Tam wkrótce został wezwany przez obsługę do telefonu – głos w słuchawce nakazał mu udać się do domu przy alei Na Skarpie 65. Na miejscu odnalazł on instrukcję, każącą mu udać się na 8 piętro. Na piętrze znajdowała się kolejna zapisana maszynopisem kartka, nakazującą udanie się na ulicę Jakubowską 16, w okolicach Wału Miedzeszyńskiego. Tam odnaleziono kolejną instrukcję, nakazującą udanie się na wiadukt mostu kolejowego przy warszawskiej Pradze. Na skutek błędu kierowcy, Suwała wysiadł na złym wiadukcie i nie znalazł instrukcji. Drugi kierowca, przebrany w sutannę i wysłany później dotarł na właściwe miejsce – tam jednak nie odnalazł instrukcji.

Wieczorem 25 stycznia porywacze jednak odezwali się ponownie – telefonując do Bolesława Piaseckiego nakazali mu udać się do kościoła św. Krzyża, gdzie miała czekać wiadomość. Jej treść zszokowała rodzinę chłopca – porywacze dostrzegli eskortę milicji podążającą za Suwalą. Ze względu na to podwyższyli kwotę okupu o 100 tysięcy złotych i nakazali namalować na wieżyczce mostu Poniatowskiego numer telefonu, pod którym mieli się skontaktować w sprawie ponownego przekazania okupu. Telefon zadzwonił następnego dnia rano – tym razem wysłannik, wyposażony w pieniądze i duże na minimum pół metra poroże jelenia - miał dotrzeć na skrzyżowanie alei Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej. Zadania podjął się członek egzekutywy Stowarzyszenia PAX Ryszard Reiff, któremu towarzyszył znajomy z czasów II Wojny Światowej Mieczysław Lipka, schowany w bagażniku samochodu Reiffa. Na miejscu Reiff nie odnalazł instrukcji – jak się okazało, została ona przechwycona przez agenta MSW, nim Reiff dotarł na miejsce. Notatka nakazywała Reiffowi udanie się na ulicę Dynasy 16, gdzie miała czekać kolejna instrukcja – Reiff nie odnalazł jej. Ostatnią próbę kontaktu porywacze podjęli 26 stycznia, wykonując telefon do współpracownika Bolesława Piaseckiego Jana Dobraczyńskiego, nakazując oczekiwać z okupem na telefon naajpierw wieczorem 26 stycznia, a następnie 27 stycznia o godzinie 15:00. Telefon jednak nigdy już nie zadzwonił – kontakt z porywaczami urwał się na zawsze.

Równolegle z próbą przekazania okupu prowadzono czynności związane z namierzeniem taksówki, do której wsiedli porywacze Piaseckiego. W Wydziale Komunikacji potwierdzono, iż samochód marki Warszawa o numerze rejestracyjnym T-72-222 należał do Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego. Już 22 stycznia na ulicy Wilczej auto zostało zatrzymane przez patrol MO, zaś jego kierowca – Ignacy Ekerling – zatrzymany a następnie przesłuchany w charakterze świadka. Ekerling zeznał iż owego w okolicach godziny 13:00 do taksówki na ulicy Żelaznej wsiadł mężczyzna. Kazał on następnie zawieźć się pod gmach Sądu Okręgowego przy alei Generała Świerczewskiego (dzisiejsza al. Solidarności), gdzie dołączył do niego drugi mężczyzna. Pasażerowie następnie kazali Ekerlingowi jechać na Mokotów – początkowo na ulicę Naruszewicza, a następnie Wejnerta. Na ulicy Wejnerta kazali kierowcy zatrzymać się, a następnie opuścili pojazd – pierwszy pasażer oddalił się, zaś drugi pozostał przy aucie. Po pięciu minutach pierwszy mężczyzna powrócił, razem z Bohdanem Piaseckim. Następnie, Ekerling miał odwieźć całą trójkę z powrotem pod gmach Sądu, gdzie pierwszy mężczyzna zapłacił za kurs a następnie opuścił pojazd, kierując się razem z drugim mężczyzną i Piaseckim do wejścia budynku. Milicjanci nie poprzestali jedynie na przesłuchaniu taksówkarza – wkrótce, przesłuchano również Wojciecha Szczęsnego, jak i Henryka Rysaka. Ich zeznania zaprzeczały wersji taksówkarza – obaj świadkowie stwierdzili, iż Ekerlinga w ogóle w taksówce nie było. Według zeznań kioskarza, samochód stał na ulicy Wejnerta pusty przez ok. 30 minut, zaś oprócz dwóch mężczyzn, którzy uprowadzili Piaseckiego, w samochodzie nie przebywała żadna inna osoba. Milicjantów zdziwiło też to, że Ekerling nie był w stanie podać rysopisu pasażerów – pomimo tego, iż według ich obliczeń przebywał w ich towarzystwie przez prawie pełną godzinę. Ekerling kłamał również twierdząc, iż taksówką tą jechał jako kierowca rezerwowy – dokumentacja MPT wskazywała, iż dzień przed porwaniem otrzymał ją jako kierowca stały. Nie był on również w stanie określić, co dokładnie robił przed wykonaniem kursu na ulicę Wejnerta. Pomimo nieścisłości w zeznaniach i podejrzeń, iż Ekerling mógł współpracować z porywaczami, nie zastosowano wobec niego ani aresztu ani dozoru. Ani milicja, ani MSW zdawały się kompletnie nie zwracać uwagi na podejrzane zachowanie Ekerlinga – niedługo po przesłuchaniu otrzymał wizę umożliwiającą wyjazd do Izraela, wysłał tam bagaż i sprzedał mieszkanie. W kwietniu 1957 roku usiłował również wyjechać z Polski – wyjazdowi zapobiegła jednak interwencja Bolesława Piaseckiego w MSW. Ekerling powrócił następnie do Warszawy, gdzie jakby nigdy nic powrócił do pracy w MPT. W tym samym miesiącu Wojciech Szczęsny został zaatakowany przez nieznanego sprawcę, zaś Henryk Rysak utrzymywał, iż w trakcie miesiąca był przez kogoś śledzony.

Przez resztę roku 1957 śledztwo popadło w kompletny marazm, spotęgowany przez fakt rozdrobnienia go na wiele komórek MO i MSW, które nie współpracowały ze sobą. Rozpoczęło się jakby na nowo w roku 1958, po zmianie prokuratora prowadzącego. 1 kwietnia 1958 roku Ignacy Ekerling został aresztowany. W jego mieszkaniu znaleziono interesujące dokumenty – w tym zapiski potwierdzające znajomość Ekerlinga z byłymi pracownikami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego pochodzenia żydowskiego – kilku z nich, przed wyjazdem do Izraela, mieszkało w miejscach, gdzie porywacze pozostawiali wskazówki dotyczące pozostawienia okupu. We wrześniu 1958 roku do życia oficjalnie powołano Grupę Operacyjno-Dochodzeniową „Zaginiony”. Cztery miesiące później, jednak, śledztwo miało przybrać jeszcze bardziej makabryczny odcień.

Był ranek, 8 grudnia 1958 roku. Do budynku mieszkalnego mieszczącego się przy alei Generała Świerczewskiego nr 82a weszli hydraulicy. Ich zadaniem była rutynowa inspekcja urządzeń sanitarnych w budynku. Gdy zeszli do piwnicy zdziwił ich fakt, iż jedne z drzwi zostały zabite gwoździami. Hydraulikom po chwili udało się usunąć blokadę i otworzyć drzwi. Widok, jaki ukazał się ich oczom był przerażający. W pomieszczeniu, pomyślanym jako umywalnia i ubikacja planowanego schronu obrony przeciwlotniczej, znajdowały się zmumifikowane zwłoki. Mężczyźni szybko zadzwonili na milicję. Przybyli na miejsce stróże prawa i personel medyczny rozpoczęli oględziny. Na podłodze schronu odnaleziono zeszyty i książki, podpisane jako należące do Bohdana Piaseckiego. Zwłoki zostały następnie przewiezione do kostnicy, gdzie zostały zidentyfikowane zarówno przez rodzinę, jak i stomatologa. Sekcja zwłok wykazała istnienie dwóch ran – rany kłutej lewej piersi zadanej sztyletem wciąż wbitym w ciało – ostrze ominęło serce, aczkolwiek przebiło lewe płuco. Drugą ranę, zadaną tępym narzędziem, odkryto z tyłu głowy zwłok – według patologów, uderzenie doprowadziło do pęknięcia kości ciemieniowej lewej, kości skroniowej lewej, jak i podstawy czaszki. Sekcja zwłok nie była w stanie ustalić, która z ran w ostateczności doprowadziła do śmierci Bohdana. Oględziny zwłok również okazały się szokujące – koszula, jaką miał na sobie Bohdan była czysta i nie nosiła śladów zabrudzeń od potu na kołnierzu czy mankietach. Oznaczało to, iż chłopiec został najprawdopodobniej zamordowany w dniu porwania lub już następnego dnia po nim. Cała historia z okupem i poszukiwanie instrukcji na terenie całej Warszawy były jedynie mistyfikacją.

Odnalezienie zwłok Bohdana Piaseckiego ostatecznie zamknęło rozdział związany z porwaniem i zaginięciem. Wydawało się, iż przełom był bliski – jednakże dopiero 30 września 1959 roku zadecydowano o postawieniu Ignacego Ekerlinga w stan oskarżenia. Zarzucono mu współudział w pozbawieniu wolności przez użyczenie porywaczom samochodu. Ostatecznie, jednak, do procesu nigdy nie doszło – na zlecenie Jerzego Albrechta i na mocy decyzji Antoniego Alstera, wiceministra spraw wewnętrznych, akt oskarżenia został wycofany, a Ekerling został zwolniony z aresztu, pomimo protestów Bolesława Piaseckiego. Z późniejszych wspomnień Zenona Kliszki wynika, iż wycofanie aktu oskarżenia zaaprobował nawet sam Władysław Gomułka. Ignacy Ekerling zmarł w roku 1977, zaś śledztwo w sprawie śmierci Bohdana Piaseckiego zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy dnia 22 grudnia 1978 roku. Sam Bolesław Piasecki zmarł w dniu 1 stycznia 1979 roku, nigdy nie dowiedziawszy się, kto stał za śmiercią jego syna.

Historycy jak i znawcy tego okresu nie mają jednak wątpliwości, iż śmierć Bohdana Piaseckiego miała podłoże polityczne. Aby zrozumieć, dlaczego, należy przyjrzeć się postaci kluczowej – jego ojcu Bolesławowi. W okresie dwudziestolecia międzywojennego Piasecki był bardzo zaangażowanym działaczem środowiska narodowościowego – w trakcie nauki w gimnazjum i na początku studiów był jednym z czołowych działaczy endeckiego Obozu Wielkiej Polski. Delegalizacja tej organizacji przez władze sanacyjne w roku 1933 nie powstrzymała Piaseckiego – wkrótce stał się on jednym ze współzałożycieli Obozu Narodowo-Radykalnego. Niedługo po tym, w ONR doszło jednak do rozłamu – w jego skutku Piasecki stanął na czele najbardziej radykalnego odłamu tej organizacji – Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga. W tym okresie Falanga znana była z jawnego głoszenia poglądów antysemickich i antykomunistycznych. Jej członkowie odpowiedzialni byli za ataki na żydowskie sklepy, siedziby żydowskiej partii socjalistycznej „Bund” czy też ataki na pochody pierwszomajowe. Sam Piasecki, co dowiodły późniejsze odkrycia w archiwach, był w owym czasie również współpracownikiem II Oddziału Sztabu Generalnego. W trakcie kampanii wrześniowej Piasecki wziął udział w walkach jako dowódca plutonu Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. Odrzucił przy tym jakiekolwiek myśli o kolaboracji z Niemcami, zaś w grudniu 1939 roku został aresztowany przez Gestapo. Na mocy wstawiennictwa włoskich faszystów, jednak, wiosną 1940 roku został zwolniony z więzienia. Po wyjściu z więzienia Piasecki rozpoczął formowanie tzw. Uderzeniowych Batalionów Kadrowych – jednostek partyzanckich, walczących z Niemcami i radziecką partyzantką w rejonie Podlasia. W roku 1943 Bataliony zostały wcielone w szeregi AK, biorąc później udział w akcji „Burza”. W przeciwieństwie do wielu innych partyzantów, Piasecki początkowo uniknął aresztowania z rąk Armii Czerwonej i NKWD – w roku 1944 przedostał się do centralnej Polski, gdzie starał się sformować oddziały gotowe do walki z siłami komunistów. Plany te przerwało jednak aresztowanie przez NKWD w listopadzie 1944 roku i osadzenie w więzieniu w Lublinie.

W trakcie odsiadki w Piaseckim jakby zaszła przemiana – stał się on nagle gorącym orędownikiem sojuszu z ZSRR przy jednoczesnym oparciu o poglądy nacjonalistyczne i katolickie. Głoszone przez Piaseckiego teorie zainteresowały bardzo ważnego człowieka – samego generała Iwana Sierowa, wiceszefa NKWD. Ta dziwna znajomość wydawałoby się dwóch wrogich sobie ludzi okazała się dla Piaseckiego bardzo przydatna – już w lipcu 1945 roku został zwolniony z więzienia. Kontakty ze Sierowem sprawiły, iż Piasecki był później podejrzewany przez osoby takie jak Władysław Gomułka czy Leopold Tyrmand o bycie radzieckim agentem. Nagły wzrost znaczenia i pozycji Piaseckiego w hierarchii stalinowskiej Polski mógł legitymizować tego typu teorie – w roku 1947 Piasecki stanął na czele Stowarzyszenia PAX, zrzeszającego tzw. „postępowych katolików” - katolików wspierających władze PRL. W okresie stalinizmu PAX rósł w siłę – na łamach publikacji „Dziś i Jutro” i „Słowa Powszechnego” regularnie pojawiały się artykuły jawnie potępiające hierarchów kościelnych sprzeciwiających się władzom komunistycznym. W roku 1953 PAX przejął kontrolę na „Tygodnikiem Powszechnym”, ku wściekłości kościoła. PAX rozrastał się również jako przedsiębiorstwo, praktycznie monopolizując produkcję dewocjonaliów, przejmując nieruchomości czy też monopolizując produkcję... długopisów oraz płynu „Ludwik”. O ile PAX rósł w siłę, o tyle władze nigdy do końca nie zaufały Piaseckiemu – istnieją dowody, iż był on inwigilowany przez UB.

Śmierć Józefa Stalina w marcu 1953 roku miała jednak zwiastować nadchodzącą „odwilż”. W realiach PRL, jednak, jej jawnymi znakami miały być śmierć Bolesława Bieruta i przejęcie władzy przez Władysława Gomułkę jesienią roku 1956. Następujące miesiące „odwilży” miały również odbić się na tajnych służbach – likwidacja Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego czy przemiana UB w SB i podporządkowanie jednostek SB komendom MO doprowadziły niejako do „rozprężenia” i chwilowego chaosu w działaniach służb – zwiększając prawdopodobieństwo dokonania zbrodni i uniknięcia kary. W samym Stowarzyszeniu PAX „odwilż” również doprowadziła do tarć – Bolesław Piasecki jasno opowiedział się po stronie partyjnego bloku konserwatywnego „natolińczyków”, krytykując na łamach pism PAX planowane reformy i nazywając Wydarzenia Poznańskie „chuligańskimi wybrykami”. 2 stycznia 1957 roku doszło jednak do spotkania pomiędzy Bolesławem Piaseckim i Władysławem Gomułką, podczas którego Gomułka scementował pozycję Piaseckiego na czele PAX. Zaledwie 20 dni później Bohdan Piasecki po raz ostatni wyszedł z budynku Liceum św. Augustyna...

Przez lata istniało wiele teorii na temat tego, kto stał za śmiercią Bohdana Piaseckiego. Jedne z najbardziej popularnych zakładają, iż śmierć Piaseckiego powiązana była z przedwojenną działalnością ojca w kręgach antysemickich. Według tej wykładni, za porwaniem i morderstwem mieli stać byli członkowie MBP pochodzenia żydowskiego, którzy krótko po morderstwie wyjechali do Izraela. Ich motywacją miała być chęć zemsty na Bolesławie Piaseckim za działalność przedwojenną i uniknięcie kary po wojnie. Według historyka Jana Żaryna, w morderstwo oprócz Ignacego Ekerlinga mieli być jeszcze zamieszani były szofer Antoniego Alstera Mieczysław Katz, kryminalista Mikołaj Barkowski i byli agenci UB Stefan Łazorczyk i Adam Kossowski. O udziale Kossowskiego miał świadczyć fakt, iż to jemu podlegało służbowe mieszkanie MO mieszczące się w budynku przy alei Świerczewskiego 82a – według historyków, to właśnie tam Piasecki miał zostać zamordowany. Łazorczyk został zaś rozpoznany jako jeden z mężczyzn, który porwał Piaseckiego z ulicy. Czas, w jakim dokonano porwania również miał znaczenie – porywacze uderzyli, gdy gwiazda Bolesława Piaseckiego zaczęła przygasać i wydawało się, że nie posiada on już tak silnego poparcia w kręgach partyjnych jak za czasów stalinizmu. Dodatkową motywacją mógł być również fakt pozostawienia Piaseckiego na czele PAX pomimo „odwilży” oraz chęć wzbogacenia się - jak zauważa Patryk Pleskot w książce „Zabić. Mordy polityczne w PRL”, „na zemście można przecież zarobić”. Różnie tłumaczone jest również późniejsze wycofanie aktu oskarżenia wobec Ekerlinga – według niektórych teorii ma być to potwierdzenie, iż w śmierć Piaseckiego miał być zamieszany wiceminister spraw wewnętrznych Antoni Alster. Inne zaś twierdza, iż Alster nie był zamieszany w mający „oddolny” charakter spisek, a jego działanie miało na celu „wyciszenie” negatywnie nacechowanej i politycznej sprawy. Tą drugą wersję zdają się potwierdzać wspomnienia Zenona Kliszki – Kliszko miał stwierdzić, iż Gomułka zgodził się na wycofanie aktu oskarżenia na wniosek Romana Zambrowskiego w celu uniknięcia możliwych rozruchów na tle antysemickim. Inna teoria zakłada zaś, iż mordercy byli częścią żydowskiej grupy Nekana, zajmującej się polowaniem na byłych nazistów (a za takiego uważany był Bolesław Piasecki). Teorie te pozostają jednak jedynie teoriami – prawdy o śmierci Bohdana Piaseckiego i tego, kto za nią stał, najprawdopodobniej nie dowiemy się nigdy.

#kronikakryminalnafranka #historia #historiajednejfotografii #gruparatowaniapoziomu #polska #prl
FrankJUnderwood - W dzisiejszym wpisie przeniesiemy się do Polski w początkach roku 1...

źródło: comment_8WeZuMCFCGIZDxslvv12VVtI03X182Wi.jpg

Pobierz
  • 24
głos w słuchawce nakazał mu udać się do domu przy alei Na Skarpie 65. Na miejscu odnalazł on instrukcję, każącą mu udać się na 8 piętro.


@FrankJUnderwood: o który budynek dokładnie chodzi? Bo po wpisaniu adresu wyskakuje mi Willa Pniewskiego, która znajduje się pod numerem 27.