Wpis z mikrobloga

Dzisiaj umarł mój wróg. To nie tak miało się zakończyć.

Był moim wrogiem, ja byłem jego. Rywalizowaliśmy odkąd tylko sięgam pamięcią. Podkładaliśmy sobie kłody nawzajem, ale bez chamskich i niszczących wybiegów, bo otwarta wojna doprowadziłaby nas obu na dno i o tym wiedział i on i ja. Więc to było bardziej takie podgryzanie. Taki Tom i Jerry. No i z tego coś cały czas rosło, bo jest w człowieku taka dziwna podświadoma mobilizacja. Ta niechęć i wrogość napędza, żeby nie być gorszym, żeby wygrać, żeby zdobyć jego klienta. Obaj się dzięki temu rozwijaliśmy. W ostatnim czasie już było widać, że to wcale nie jest nienawiść, po prostu jesteśmy identyczni, a na tym rewirze zawsze było jedno miejsce dla tego konkretnego typu osobowości ;)

No i #!$%@? bombki strzelił. Wróg którego szanowałem i wróg, który szanował mnie. Paradoksalne, ale możliwe. Piwa byśmy razem nie wypili, bo byśmy się pewnie po 20 minutach zaczęli bić, ale żyjąc gdzieś obok siebie chyba rozumieliśmy, że jesteśmy swoimi kopiami i tylko jedna może być lepsza.

Już dzisiaj z 20 razy usłyszałem, że pewnie jedyny mam satysfakcję... Nie, ja jestem po rodzinie i bliskich pierwszym najsmutniejszym. Bo odszedł mój wieloletni coach osobisty, nieświadomy, że nim był. Nic mnie tak nie zmuszało do działania, jak to, że u niego już widzę trzeciego tira po towar w tygodniu, a u mnie jeszcze dupa. Od ręki mobilizacja i tysiąc planów realizowanych od razu, bez czekania.

Taka pozytywna rywalizacja. Nikt nikomu krzywdy nie zrobił. Jeśli już to ktoś komuś bezceremonialnie odbił klienta, ale bilans jest na zero. Jeden klient przechodził tyle razy, że myślał, iż to jedna i ta sama firma.

Także Robciu, trzymaj się gdziekolwiek tam wylądujesz. Wierzyłeś w reinkarnację, więc pewnie będziesz #!$%@? kretem i mi trawnik rozwalisz. A tak poważnie, dobry człowiek i zawsze tak twierdziłem. Miło było mieć ciebie Panie Robercie za wroga ;) Niewiele lepszych rzeczy mnie spotkało, bo nic mnie tak w życiu nie pchało do przodu. #oswiadczenie #firma #zycie #zalesie
  • 12
@Bazarnia: Jaki tam wyścig szczurów. Zwykła rywalizacja, jak w sporcie. A "na #!$%@? to i tak zapomną" - tak możesz powiedzieć o każdej swojej aktywności życiowej ;) Co za różnica czy się byczysz, czy pracujesz, czy coś osiągnąłeś, czy nie. Ważne, żeby było przyjemnie, a mi to sprawia przyjemność i bardziej mnie męczy brak rywalizacji. Dlatego też lubię właśnie sport. Jeśli ty bardziej lubisz inne formy to super, każdy żyje jak
@oiio: Ok, rozumiem - a może i nie, bo średnio lubię pracę i robię tylko to co muszę, szkoda mi na nią życia. :)
No chyba że dla siebie od czasu do czasu, jak przytoczona działka o której mówisz.
W każdym razie, powodzenia.
@Bazarnia: Męczyłbym się w pracy gdybym pracował na etacie i spełniał czyjeś wymagania. Jak wypełniam te które sam sobie założyłem to jest przyjemnie ;) W zasadzie to dla mnie jak gra rpg, tylko w realnym życiu. W grze też nabijasz statystyki, idziesz za fabułą, a aktywność jest w sumie bezcelowa, bo jedyne co daje to rozrywkę. A w moim życiowym erpegu coś tam jednak zostaje, bo rozrywka i przyjemność z działania