Wpis z mikrobloga

W nawiązaniu do

https://www.wykop.pl/wpis/40850243/heheszki/

taka mnie naszła refleksja i wena, więc skopiuję to jeszcze tutaj xD

Pamiętam.
To było po trzydziestce jakoś. Wybrałem się w góry i sapałem jak świnia, lało się ze mnie i reszta grupy musiała czekać. Paliłem wtedy szlugi, jadłem pizze, chipsy ważyłem ok 120 km. Nie wierzyłem w to, że mogę się zmienić. Nie chciałem się zmieniać. Byłem typowym, źle ubranym przegrywem z piwnicy.

Pierwsze co zrobiłem to rzuciłem papierosy. Praktycznie z dnia na dzień. Nie tylko dla zdrowia, ale finanse. W cholerę pieniędzy w to szło. Trochę mnie to kosztowało sil, ale udało się. Palenie zastąpiłem jednak jedzeniem i piciem. Drink co wieczór i gierki.

Przytyłem jeszcze bardziej.

Wszystko odmieniło się kiedy zakończył się mój kolejny związek. Nie dla tego, że mnie nie chciała, ale dla tego, że ja nie chciałem z nią być i zakończyłem to jak buc. Po prostu ją olalem, zignorowałem, nie powiedziałem wprost co czułem. (dzisiaj jesteśmy wyjaśnieni, przeprosiłem ja, ma dwoje dzieci, jest między nami ok). Zachowałem się jak zwykły frajer, jak dzieciak. Nie lubiłem siebie, nie szanowałem.

Zostawiła mnie a ja swoje poczucie winy jeszcze bardziej zapijałem i zajadałem. Do tego stresy w pracy. Postanowiłem się ruszyć. Oderwać się od sleczenia po pracy nad Falloutem, left 4 Dead czy GTA. Nie widziałem w tym nic twórczego, nic co dawało by mi jakiś cel (chciaz uwielbiam gry). Kupiłem na raty rower górski od brata (dzięki Kuba - dzięki braciszku) i zacząłem jeździć. Ot tak. Pół godziny. Godzinę. Nie wiedziałem jak to się nazywa, poczułem endirfiny. Czułem się w końcu lepiej.

Rower był początkiem. Ja grubas, palacz, obżartuch. Po roku czy dwóch na rowerze, nieśmiało stwierdziłem "a może bieganie?"

Sam sobie ustaliłem interwaly, poczytałem w necie i Biegalem. Bez butów, w trampkach, w zwykłych koszulkach a nie termoaktywnych. I nikomu z pracy nic nie mówiłem. Po co? Zazwyczaj ludzie ściągają nas w dół. O rowerze nie wspominałem, o tym że rzucam palenie też nie. Tak mam. Wszystko ustalam, robie sam.

I wiecie co. Jestem przed 40stka. Aktualnie leczę kontuzje kolana. Biegam polmaratony, ważę ok 90 km, mam ok sylwetkę (chociaż z brzuszkiem) jestem dobrze wyglądającym facetem, dobrze ubranym, wygadanym (bo sporo też czytam) i czuje się z sobą relatywnie dobrze. Lubię kobiety, one lubią mnie, bez spiny na seksy, chciaz nie śpię z byle kim i byle jak.

Mirki.
Wszystko można zmienić. Można wyjsc z piwnicy. To jest w was. Nikt wam nie pomoże. Sami musicie w sobie znaleźć chęć. Sami musicie w sobie hodować dobre myśli a odcinac zle.

Nic nie przychodzi od razu. Bądźcie konsekwentni. Tylko to się liczy. I musicie się lubić. Pozwalać dobre na błędy, potknięcia. One nas kształtują, nas, mężczyzn.

Pamiętajcie, inni sprowadzają was w dół. Liczą się dobre relacje, bliscy ludzie. Internety mijają. Życie jest krótkie, szybkie. Nie zmarnujcie go. Przeżyjcie je dla siebie. Nie dla kogoś. Nie za kogoś.

Nie mówię że to łatwe. To ciężka droga, dla niektórych łatwiejsza, dla niektórych cięższa. Ja po drodze wiele razy podałem, wiele jeszcze przedemną - ale póki mamy siłę, trzeba się podnosić. Po drodze przeżyłem traume związana ze śmiercią brata ale to zbliżyło mnie do akceptacji śmierci, przemijania.

Bo wszystko mija. Żyjemy tu, teraz. Liczą się dobre emocje, życzliwość. Albo co tam chcecie, ale róbcie to tak, żeby nie pluć sobie w twarz i nie żałować tego, że kogoś skrzywdziliście.

Czemu to piszę? Bo mam misję :P ;)

A poważnie - jestem po ćwiczeniach (ergometr wioślarski) i pełen endorfin a wtedy wiecie .. człowiek czuje, ze może wszystkim doradzać xD

#komunikat #przegryw #piwnica #grubasy #palenie #gory #rower #bieganie #motywacja #trudnesprawy #dlaczegoja #depresja #samotnosc
  • 8