Wpis z mikrobloga

Widzę, że w analizach dot. cen nieruchomości nikt nie bierze pod uwagę tego, że wchodzimy w drugie pokolenie żyjące w gospodarce rynkowej. Czyli w skrócie: na rynek zaczynają wchodzić dzieci rodziców, którzy się czegoś dorobili w latach 90'.
Przykład: ktoś zarabia choćby marne 3.000, ale odziedziczył po rodzicach dom wart dzisiaj 1.000.000, który oni wybudowali z handlu w latach 90'. I co, stać go na kupno drogiej nieruchomości, czy nie stać?

Dzisiaj przestają już liczyć się zarobki. Coraz ważniejsze znaczenie zaczyna mieć to, ile majątku zgromadzili wasi rodzice/dziadkowie. Czasy, w których każdy startował z poziomu gówna już minęły. Ludzie zaczynają mieć pieniądze niekoniecznie z etatu, a po prostu ze "stanu posiadania".

#nieruchomosci #gospodarka #oszczedzanie
  • 13
@PiccoloGrande: Jakie prawdziwe.W ogóle nie mam bólu dupy o to,ze ktos ma lepiej jednak przeraża mnie fakt,ze nie majac majętnych rodzicow,spadkow po dziadkach to chcac miec swoj kawalek podlogi (majac w miare dobra płace) trzeba sie #!$%@? w kredyt na dlugie lata i tak duza kwote w oprocentowaniu oddac,aby byc niewolnikiem kredytu i miec ledwie 50-60m2,co nie jest przeciez luksusem.Ehh...
@PiccoloGrande: Przemówi do mnie argument, jeśli mi pokażesz jakieś badania rynkowe, że tego typu bogacenie się wpływa wyraźnie na wzrost cen nieruchomości, a nie jest zwykłym szumem lub mało znaczącym czynnikiem. Samo bogacenie się z pokolenia na pokolenie to jeszcze mało, bo liczy się też demografia, rozproszenie społeczeństwa, liczba mieszkań/domów już dostępnych na rynku oraz masa, masa innych czynników.