Wpis z mikrobloga

Depresja trójboisty

Nie jestem osobą, którą by kiedykolwiek się żaliła; mimo, że większość mojego życia była pod górkę. Tytułem też nie chce obrażać osoby zmagających się z o wiele poważniejszymi problemami, przy których moje to pikuś.

Ano ale co się stało?

Z znowu wylądowałem w szpitalu. I to po raz kolejny właściwie nie w związku z powikłaniami tego co robię. W poniedziałek córka przyniosła jelitówkę, jak to dzieciak nie spał człowiek cały rok, ścieranie wymiotów, podcieranie dupy do samego rana. W środę przeszła ona na żonę, które była rozdygotana 2 dni i chyba z 4 litry płynów zwymiotowała; ale jakoś doszła do; też człowiek nie spał bo dzieciak jeszcze dochodził do siebie, żona ścięta z nóg. Jest sobota i właściwie cieszyłem się, że pierwszy raz mnie ominie choroba, która przynosi dzieciak z przedszkola/szkoły. U u mnie to wyglądało tak, że byłem bardzo chorowity całe życie, później jak zająłem się sportem to nawet nie miałem przeziębienia X lat, a od 2-3 lat, gdy córka poszła do przedszkola/szkoły jestem chory co 1-4 tygodnie non stop na to co przyniesie. Badałem się na wszystko, byłem u wielu lekarzy, mam wyniki jak młody byk.... anyway wróćmy do tego co się dziele.

Niedziela rano, wstaję staję na wadze 113,1 kg. Zjadłem chyba 1 tosta bo coś mnie w żołądku cisnęło i nie mialem ochoty jeść. O 10 się zaczęły pierwsze wymioty, biegunka, nigdy w życiu takich nie miałem. Nie dało się tego zatrzymać 6-7 godzin na kolanach właściwie leciało non stop z dwóch stron. Około 16 zaczęły się pojawiać stany na granicy omdlenia oraz arytmia. No nie było wyboru, jakbym ryzykował dalej mógłby się to źle skończyć. Przed wyjazdem ustałem na wadze 101.8 kg? Coś takiego. Wyobraźcie sobie jaki to był szok dla organizmu stracić w chwilę 10 %+. Pewnie teraz mam już poniżej 100 kg.

Jest już dobrze, wypis może i dziś już będzie, lekarze wszystko unormowali, z każdą kroplówką jest coraz lepiej. Najgorzej, że teraz pewnie zajmie mi miesiąc dojść do siebie...

Czuje się jak stary dziad, bardzo późno zacząłem siłownie bo mając 27 lat, mając na start kilka bonusów takich jak:

- RZS
- Toczeń (podczas remisji)
- Arytmia serca [tysiące dodatkowych skurczy w okresie doby]
- Na stałe uszkodzona śledziona po mononukleozie
- Hipogonadyzm
- Niedoczynność tarczycy
- Insulinooporność
- Anemia
- Tiki nerwowe oraz pogorszenie mowy po wypadku, lekkie zaburzenia neurologiczne (te bez oficjalnej diagnozy)
- Z byłych choroba Osgooda-Schlattera, PTSD po urazie głowy i byciu w śpiączce około miesiąc, okresowe jąkanie się X msc po wypadku

Mimo to udawało mi się ciągle rozwijać, na docinkach wyglądałem nieźle, siłowo stałem się silniejszy niż 99,9 % ludzi na siłowni, ale wszystko cała ta droga jest czasem jedna wielką gehenną. Nawet nie chce mi się wspominać taki akcji jak dostanie kotem rzuconym przez żonę przed zawodami i innymi rzeczami abstrakcyjnymi na poziomie dostania meteorytem.

Nic nie przyszło i nie przychodzi mi łatwo, muszę robić x2 tyle co inni - rozciągania, cardio, trzymać dietę, programować treningowo. Obiektywnie jestem jednym wielkim trashem genetycznym. Każdy kg w totalu to dla mnie wielomiesięczna walka.

Wiem, że wielu nie zrozumie całkowicie mojej sytuacji, bo są młodsi, zdrowsi. Bo najłatwiej by było powiedzieć "a wyluzuj" no problem w tym, ze u mnie dodatkowo to zawód, którym utrzymuje nie tylko najbliższą ale i dalszą rodzine; ale powiedzmy, że to mniej istotne aspekty. Od dzieciaka zawsze byłem underdogiem osiagałem sukces w kilku dziedzinach, do których nie mialem talentu nadrabiając pracą.

Nie chce tutaj słów pocieszeń czy łechtania mojego ego. Tak wyglada życie, bywa lepiej lub gorzej; a jedyne co można zrobić to zanalizować co dalej, wyciągąć jakieś wnioski i starać się, aby coś się nie powtórzyło i jakoś cisnąć temat dalej.

Po prostu prosty chłop z mazur napisał co mu tam leży, mimo, że śmieszek pół życia, bo woli śmiać się niż płakać, to i czasem mu smutno.

Jak najwięcej zdrówka dla wszystkich

#mikrokoksy #mirkokoksy #silownia #fullborsukworkout
Kasahara - Depresja trójboisty

Nie jestem osobą, którą by kiedykolwiek się żaliła; m...

źródło: Zrzut ekranu 2023-05-15 o 05.56.36

Pobierz
  • 136
  • Odpowiedz
  • 1
@Kasahara znam ten bol. Jak zacząłem ćwiczyć to przez przez ponad dwa lata byłem nie do ruszenia. Zero chorób. Aż w końcu nabawiłem się jakichś problemów z zoladkiem/jelitami i w kilka miesiecy lażenia po lekarzach z 83kg spadłem na 66kg i #!$%@? wie do dzisiaj co mi tak naprawdę było. Do lepszego gastrologa prywatnie u mnie w dużym mieście są kolejki po kilka miesięcy. Byłem na wizycie to pod gabinetem sami młodzi
  • Odpowiedz
@Kasahara protip, siłownia niestety jest zajęciem dosyć nudnym, a stawiane cele osiąga się w dosyć odległym terminie. Jeżeli nie planujesz rozwijać się sportowo proponuje zredukować siłownię do ilości prozdrowotnych a zaoszczędzony czas poświęcić na sport, który szybciej daje gratyfikacje w postaci osiąganych celów, wszyscy mi zawsze polecali wspinanie i ma to dużo sensu.
  • Odpowiedz
W/w atrakcja z jelitówką od córki jednak mało ma wspólnego ze sterydami


@Kasahara: ludzie zwalają na sterydy, ale każdy, kto trenuje, albo trenował intensywnie wie, że przy treningach ślizgających się po granicy możliwości regeneracyjnych organizmu, zawsze ta odporność jest gorsza (często dużo gorsza), niż u kogoś, kto trenuje rekreacyjnie, albo gdy same treningi nie są takim stresem dla organizmu, bo obciążenia nie są jakieś zawrotne.
Plus dodatkowo często zdarza się, że
  • Odpowiedz
  • 0
Plus dodatkowo często zdarza się, że choroby przejmowane od dzieciaków to jakaś celowana broń biologiczna dla jednego z rodziców. Zupełnie jakby wyhodowali u siebie jakąś celowaną mutację skierowaną na rodzica.

Przy takim kombo nie problem chorować nawet i przez cały rok (z małymi przerwami) i sterydy niewiele tu zmieniają.


@vostok: zaciekawilo mnie to, może masz jakiś link o tej teorii? Bo brzmi sensownie
  • Odpowiedz
@Kasahara: kiedyś miałem zamiar mocniej zgłębić ten temat ale jakoś mi się rozmyło. Generalnie mam to u siebie i rozpytywałem znajomych i bardzo dużo z nich to potwierdziło. Bardzo często bywa tak że wiadomo że dzieciak praktycznie ze 100% pewnością zarazi danego rodzica, który będzie "zdychał", a drugi rodzic albo nie zachoruje, albo lekko. Chociaż wcześniej częstotliwość zachorowań obu rodziców była podobna, więc nie chodzi tu o jakąś ogólnie słabą odporność
  • Odpowiedz
@Kasahara: na szczescie zycie jeszcze dlugie takze nadrobisz z nadwyzka. Wiesz ze te kg to w wiekszosci woda, takze to wroci stosunkowo szybko, tak jak i sila (to chyba najsmutniejsze w tym).

pozdrawiam!
  • Odpowiedz