Wpis z mikrobloga

#braciawniewierze!

Dziś będzie długo. Mam świadomość, że długie posty na tym tagu kończą z 3-4 plusami (i tyloma pewnie czytelnikami), a takie "500+" to dostają głównie memy, ale może ktoś mimo wszystko przeczyta. W końcu jakiś poziom trzymać trzeba i nie samymi memami człowiek żyje.

Zanim zrecenzuję pewną książkę, przedstawię krótko autora, którego w mojej opinii warto poznać. Hoimar von Ditfurth (1921-1989) to niemiecki lekarz, ale tak naprawdę - erudyta, który wydał szereg książek popularnonaukowych. Szczególnie znany jest z "kosmicznej" trylogii ("Dzieci Wszechświata", "Na początku był wodór", "Duch nie spadł z nieba"), w których opisuje po kolei powstanie życia Ziemi, ewolucję człowieka oraz rozwój i działanie mózgu. Pisze pasjonująco, szczegółowo i rzetelnie, stawiam go osobiście na równi z Dawkinsem (momentami mam wrażenie, jakbym właśnie Dawkinsa czytał), a kto czytał np. "Krótką Historię Prawie Wszystkiego" Brysona i mu się podobało, na pewno spodoba mu się i Ditfurth. Jedyna wada - książki troszkę przestarzałe, część koncepcji pewnie już wyparta albo znacznie posunięta do przodu, a na pytania, które stawia autor odpowiedzi istnieją już od dawna. Ale i tak warto.

Dziś jednak skupimy się na książce "Nie tylko z tego świata jesteśmy". Tym razem Ditfurth bierze na warsztat odwieczny konflikt między nauką, a wiarą. Twierdzi, że da się te dwa światy pogodzić, ale do sprawy podchodzi niczym naukowiec. W książce nie ma ŻADNEGO odwołania do Biblii czy innej świętej księgi, nie pada nazwa „Jezus”, „Jahwe”, „Allah” czy „Budda” – wszystkie zmianki o wierze (nawet nie religii tylko wierze właśnie!) są bardzo ogólnikowe, dotyczące wszystkich ewentualnych wierzeń.

Na początku sporą część zajmuje polemika z krytykami teorii ewolucji (jak zawsze w takich wypadkach – miazga i masakra, bo z argumentami kreacjonistów rozprawić się delikatnie nie idzie). Sam autor przyznaje później że tak szczegółowo rozprawił się z kreacjonistami aby czytelnik we właściwym świetle patrzył na niego w kontekście tego, co napisze dalej – że jest entuzjastą nauki i zwolennikiem metod naukowych, a nie jakimś religijnym oszołomem. Dziwaczna ta asekuracja, szczególnie, że dalej nadal autor pisze bardzo rozsądnie i tylko jakiś skrajnie antyreligijny oszołom mógłby mu zarzucić bezpodstawną obronę wiary.

Bo, tak szczerze mówiąc, niewiele tej obrony wiary tutaj jest. Rozważania na ten temat autor zaczyna od Kanta i wskazania, że istnieją rzeczy na zawsze niedostępne naszemu umysłowi. Następnie rozwija kantowskie argumenty - wskazuje, że są pewne przesłanki do tego, aby nie przekreślać istnienia sił wyższych. Co ciekawe, robi to ogólnie nie wychodząc raczej poza ramy nauki (np. udowadnia, że mózg ludzki z racji swojej budowy, historii i celu, w jakim wyewoluował nie jest - i nigdy nie będzie - w stanie wytłumaczyć (albo chociaż ujrzeć) całej otaczającej nas rzeczywistości i niewykluczone, że poza granicami naszego ograniczonego pojmowania jest coś jeszcze. Muszę przyznać, że nawet mnie, zagorzałego ateistę, ten argument (w książce wielokroć powtarzany i rozwijany w różnych kierunkach) troszkę poruszył i dał do myślenia.
Drugim argumentem jest samo istnienie świadomości – autor wskazuje, że wyewoluowanie jej jest dość zagadkowe i być może nie było tu przypadku (aczkolwiek nie wskazuje wyraźnej alternatywy w postaci Boga ani choćby jakiejś ogólnikowej „siły wyższej”).

I… to właściwie wszystko, co Dittfurth ma w obronie wiary. Sporo ma za to do powiedzenia w sprawie zbyt zagorzałych wierzących – jasno i wyraźnie stoi w opozycji jakiegokolwiek kwestionowania osiągnąć nauki. Co zostało udowodnione, to zostało udowodnione i od tego wara! – niemal krzyczy autor. Niby krytykuje monizm materialistyczny, jednak tak naprawdę wyraźnie stoi po jego stronie (sam pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy). Podkreśla, że podejście pozytywistyczne jest jedynym słusznym w stosunku do wyjaśniania świata i nawet zaznaczenie, że do spraw wiary należy szukać innego podejścia niewiele zmienia, bo i tak wiarę spycha gdzieś tam w świat, do którego i tak nauka nie ma dostępu, zastrzegając sobie jednak prawo wejścia i do niego jeżeli kiedykolwiek osiągnięcia nauki pozwolą nam dostrzec to, czego z racji mierności naszych zmysłów, przyrządów i ograniczeń mózgu póki co dostrzec nie możemy.

Krótko: autor chciał pogodzić naukę i wiarę, ale po dogłębnym przeanalizowaniu tematu stwierdza, że w jakiejkolwiek poważnej dyskusji o wierze wspominać nie wypada (wyśmiewać też nie) i niech ludzie debatują sobie o niej do woli pod warunkiem, że nie będą kwestionować nauki (ujmuje to niby inaczej i dużo delikatniej, ale ja takie właśnie wnioski z książki widzę).

Widać jednak troszkę (pomimo wyraźnie naukowego zacięcia i próbie osadzenia wierzeń religijnych w świecie zdominowanym przez doświadczenia, dowody, wnioski i logiczne myślenie), że Ditfurth jest po prostu kolejnym wierzącym, który rozpaczliwie próbuje znaleźć miejsce dla swojej wiary w tym świecie. I chociaż jego argumenty do mnie trafiają i dają do myślenia, to jednak bardzo zabolało mnie jego praktycznie natychmiastowe i bez próby dyskusji odrzucenie (a nawet wyśmianie) zasad antropicznych i istnienia wielu wszechświatów, które pięknie tłumaczą pewien aspekt świata bez Boga.
Tym, którzy Ditfurtha już znają - polecam "Nie tylko z tego świata jesteśmy" jako uzupełnienie i rozszerzenie jego poprzednich książek. Pozostali lepiej niech zaczną od czegoś innego, bo książka, chociaż dobra, nie do końca reprezentatywna na tle innych jego dzieł.

Jak dla mnie – książka wybitna w tym temacie, do przeczytania dla każdego, kto w swoim życiu styka się i z nauką i z wiarą (czyli w sumie dla absolutnie każdego).

#nauka #ksiazki #religia #ateizm #wiara #ksiazkipopularnonaukowe #ditfurth
haes82 - #braciawniewierze!

Dziś będzie długo. Mam świadomość, że długie posty na ...

źródło: comment_f9r65C7N9mVHVuA2UoY1rXrhRPAonT2S.jpg

Pobierz
  • 19
wszak skądś te 10 wymiarów wynikać musi.


@login_konto: pytanie "skąd się wziął wszechświat" (czy jeszcze szerzej "dlaczego wszechświat trudzi się swoim istnieniem") to temat na pracę habilitacyjną z filozofii. Nawet nie próbuję podejmować się tego tematu, ale moim zdaniem w tym akurat wypadku Bóg nie jest odpowiedzią, a jedynie próbą odsunięcia odpowiedzi gdzieś tam dalej, w jeszcze bardziej kłopotliwe rejony niewiedzy.
@haes82: podobnie niektórzy mogliby powiedzieć, że hipoteza wieloświata jest jedynie próbą odsunięcia od siebie pytania Leibniza: dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Ale takie podejście jest dla mnie niezrozumieniem tematu, podobnie jak w przypadku tych którzy w Bogu widzą jedynie zapchajdziurę.
@haes82: ja Bogiem nazywam niepoznawalne. Dla mnie Bogiem jest odwieczny schemat, z którego wynika życie i wszechświat, i wątpie by ktokolwiek z ograniczonych ludzi (znaczy się wszystkich nas) był w stanie go pojąć choć w procencie. My rozumiemy tylko ten świat, i to nawet nie w całości, a reszta to rzeczy których możemy nigdy nie pojąć.
reszta to rzeczy których możemy nigdy nie pojąć.


@login_konto: co nie oznacza, że jest tam Bóg. Może jest coś innego (np. równoległa rzeczywistość, w której istnieją istoty szukające, jak my sensu życia - może nawet taki siedzi tuż obok Ciebie i ma podobne rozkminy, tylko jest stworzony z jakiejś alternatywnej formy energii, której nie znamy). A może po prostu naprawdę nie ma nic.

Nie jesteśmy uprawnieni, aby cokolwiek stwierdzać na temat
@haes82: Księga Rodzaju donosi że wszechświat został stworzony, nauka głosi że miał początek, gdzie tu konflikt?
Bibli mówi że życie zostało stworzone, nauka naucza że życie może pochodzić tylko od istniejącego życia, gdzie tu konflikt?
Według wzoru E=mc2 materia pochodzi z energi, Biblia naucza że Bóg jest źródłem energi i dysponuje jej nieograniczonymi zasobami, gdzie tu konflikt?
Wszystkie stworzone gatunki rozmnażają się każdy wg swego rodzaju, z psa powstaje pies, z
@Pan_Mirek: @Handyman: troszkę skrót myślowy, ale chyba wiem o co chodzi - materia i energia są sobie równoważne i jest możliwa zamiana jednej w drugą (wzór E=mc2 działa bardziej w drugą stronę niż podał @Handyman, podaje ilość energii uwolnionej z określonej masy materii). Hipotetyczny Bóg mając do dyspozycji całą energię wszechświata (która przy okazji jest niewyobrażalnie wielka ale jednak skończona!) stworzyć sobie coś materialnego - na przykład taką Ziemię
@haes82: Nie chodzi o równoważenie ale o to skąd wzięła sie materia, Biblia i nauka dają dokładnie tą samą odpowiedź.
Jeżeli twierdzisz że z psa nie powstaje pies to ja już ci pomóc dalej nie mogę bo bym musiał zacząć poruszać się poza nauką. To że życie może pochodzić od istniejącego życia udowodnił Louis Pasteur dawno temu i jeżeli to też jest naciągane to napisz może o jaką nauke ci chodzi
Nie chodzi o równoważenie ale o to skąd wzięła sie materia, Biblia i nauka dają dokładnie tą samą odpowiedź.


@Handyman: jaką?

twierdzisz że z psa nie powstaje pies


@Handyman: powstaje, tylko nie bardzo wiem po co mieszasz w to biblię.

Pies to kiepski przykład (bardzo silna sztuczna selekcja), więc skupmy się np. na wiewiórce

Istnieje takie pojęcie jak dryf genetyczny - każda wiewiórka jest nieznacznie inna (różnorodność genetyczna) i dobór
@haes82: Ja moją wiarę opieram na Bibli i to co tam zostało napisane 3,5 tysiąca lat temu jest zgodne z aktualną wiedzą naukową.
Biblia uczy że wszechświat został stworzony, życie zostało stworzone, gatunki wydają potomstwo zgodnie ze swoim gatunkiem.
Dryf genetyczny istnieje i wie o tym każdy chodowca psów, wiewiórek, kapusty itd tylko nie wiem jaki to ma konflikt z Biblią. Jeszcze żaden chodowca nie oczekiwał i nie oczekuje że chodując
Ja moją wiarę opieram na Bibli i to co tam zostało napisane 3,5 tysiąca lat temu jest zgodne z aktualną wiedzą naukową.


Nie, nie jest. Bilbia jest co najwyżej w niektórych momentach (kiedy autor nieco mniej fantazjował) opisem świata, jaki WIDZIMY. Słońce wstaje na wschodzie, zachodzi na zachodzie, kamień rzucony w górę kiedyś spadnie, rzeki wysychają latem itp. Jeżeli twierdzisz, że jest to zgodne z wiedzą naukową, to OK - jest zgodne.
@haes82: Jak narazie nie podałeś mi żadnego argumentu gdzie Biblia jest sprzeczna z nauką oprócz tego że ciągle powtarzasz że jest. Co do hipotezy ewolucji to jest ciągle hipoteza a nie udowodniona nauka. Oczywiście nie myl doboru naturalnego z makro ewolucją czyli że człowiek i banan mieli wspólnego przodka.
podałeś mi żadnego argumentu gdzie Biblia jest sprzeczna z nauką


@Handyman:
1) Niemożliwe jest, aby morze rozstąpiło się na dwie części podczas przechodzenia przez nie grupy ludzi
2) Niemożliwe jest, aby krzew przemawiał do człowieka
3) Nieznana jest technologia, która 2000 lat temu pozwalała zamieniać wodę w wino (dzisiaj niestety też nie)
4) Człowiek nie przeżyje trzech dni wewnątrz wieloryba
5) Nie ma wystarczająco dużo tlenu wodoru na Ziemi, aby naszą
@haes82: Tu akurat podałeś przykłady cudów a nie normalnych zjawisk zachodzących w przyrodzie. Sama Biblia zaznacza że to są cuda. Z punktu widzenia Boga takie rzeczy są możliwe, zresztą wiele współczesnych wynalazków dla ludzi żyjących wieki temu też by uznało że takie rzeczy są niemożliwe a są i istnieją. Jeżeli myślisz że w nauce odkryliśmy już wszystko to zapewniam cię że to zaledwie 0,0000001 procent tego co jeszcze odkryjemy. Zobacz co