Wpis z mikrobloga

Przypomniała mi się dość zabawna historyjka z czasów #podstabaza. Historyjka może być trochę długa (zobaczymy jak się rozpiszę), więc zagotujcie sobie herbatkę z cytryną i wskakujcie pod kocyk czy kołderkę.

Prawdopodobnie była to 1 klasa podstawówki i pewnie jakieś parę tygodni po rozpoczęciu mojej przygody ze szkołą. Na początku wiecie jak takie zajęcie wyglądają. Uczysz się pisać literki itp. Mieliśmy to już za sobą i jako pilna uczennica stosowałam się do nowo zdobytej wiedzy i pomimo zakodowanej w genach pisowni niczym "kura pazurem" starałam się, żeby moje literki były jak najbardziej podobne do tych z książeczki pierwszoklasisty.

Odbywały się zajęcia z naszą wychowawczynią. Naszym zadaniem było przepisać kilka zdań z tablicy do kajecików, tak żeby było ładnie i bez błędów. Dochodziłam właśnie do kolejnego zdania kiedy dostałam mini zawał. Moje feng shui już nie było takie zrównoważone. Zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło mi szybciej bić i czułam jak krew pulsuje mi w żyłach i tętnicach. Powodem mojego zachowania było pewne słowo. Już nie pamiętam jakie ono było, ale występowała w nim literka "j". Pani zapisała ją tak, jak to wygląda np. tutaj podczas pisania na komputerze. Dokładnie chodzi o jej ogonek. Podczas gdy nas uczono, że literki takie jak "y", "g", "j" muszą mieć ładny zaplatany ogonek, tak pani Basia po prostu lekko go zakręciła, nie kończąc pętelki.

Ta zniewaga krwi wymaga.
Ale jak to możliwe, że pani, która jest DOROSŁA, jest nauczycielką popełniła taki błąd. Przecież to niemożliwe, a jednak się zdarzyło. Teraz pozostało pytanie, czy jak zwrócę uwagę to dostanę opiernicz, czy jak to było w kreskówkach wychowawczyni mi podziękuje za wskazanie błędu, wręczy puchar, a cała klasa wstanie i zacznie klaskać. Jako, że to nowa klasa to może to dobra okazja pokazać się jako osoba odważna, śmiała i taka #samicaalfa. Raz kozie śmierć. Podniosłam grzecznie paluszek i na wywołanie opowiedziałam co tak poruszyło moje emocje. Takiej reakcji się co prawda nie spodziewałam, nauczycielka powiedziała po prostu "to popraw", bez żadnych emocji, bez kontekstu, a po chwili z jakiegoś powodu wyszła z klasy. ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Wtedy rozpoczął się armagedon...
Jedna koleżanka zapytała, dlaczego nie poprawiłam tej końcówki, więc wstałam z zamiarem doprawienia naszej literce "j" pięknego ogonka z pętelką. Nagle druga osoba podjęła dialog "ale pani chodziło, żebyś poprawiła w swoim zeszycie, a nie na tablicy, więc lepiej zostaw". Po chwili cała klasa włączyła się do dyskusji. Możecie sobie wyobrazić jak w filmach czy bajkach jest motyw, gdzie powstają dwie drużyny, które skandują swoje racje do przeciwnej strony. Tutaj wyglądało to bardzo podobnie. Momentalnie powstały dwie strony, dwa bataliony gotowe wyrwać żywcem flaki osoby po przeciwnej strony barykady. Jedna strona chórem krzyczała "popraw, pani Ci kazała", a druga "nie wolno poprawiać nauczycielki, to PROFANACJA!". Po środku stałam biedna ja, zastanawiając się, która strona mnie pierwsza rozerwie. (°°

Zrobiłam to co w takich sytuacjach polecają bajki - posłuchałam głosu mojego serca ( ͡° ͜ʖ ͡°), bo kuźwa na prawdę miałam ochotę poprawić tę przeklętą literkę. Idąc usłyszałam tylko głos Magdy "nie rób tego. Ja... ja POWIEM pani!", ale już było za późno. Czując białą kredę w dłoni już wiedziałam jakie jest moje przeznaczenie. Z gracją na jaką było stać ośmiolatkę z niedokończonego "j" zrobiłam istne arcydzieło z pętelką na ogonku jakiej nie powstydził by się picasso. Z dumą odłożyłam białą grudkę, a klasa patrzyła się na mnie, kiedy wracałam na swoje miejsce. Niektórzy z wielkim podziwem, jak taka mała istotka mogła się wykazać taką odwagą, a inni z wściekłością, zawiścią i myślę, że i z zazdrością. Założę się, że też mieli ochotę zabłysnąć przy wszystkich i doprawić tej literce należny jej ogonek.

Po chwili wszyscy wrócili do swoich zajęć, a potem wróciła wychowawczyni. Miałam trochę pietra, że mnie wyrzuci ze szkoły czy coś, ale usiadła przy swoim biurku i zaczęła popijać kawusię. Jest dobrze, pomyślałam. Miłą i przyjemną ciszę przerwała Magda
-Proszę panią, a OLKA dorysowała ogonek na tablicy.
Pałka się przegła... Mało, że mnie podkablowała to jeszcze nazwała mnie "Olka", to jest niewybaczalne. Do mnie można mówić "Ola", "Olcia" oficjalnie "Aleksandra" lub nawet odzywając się po nazwisku nie uwłacza mi jak to wstrętne, nienawistne "Olka". Pani tylko spojrzała na tablice, która była elementem naszej zwady, a następnie bez słowa wróciła do swojej kawusi. Nikt potem więcej nie poruszał tego tematu.

Ale ja pamiętam droga Magdo, ty suko. I nigdy nie zapomnę...

#historyjka #takbylo #szkola
  • 7
@Tyrande: Tak od razu Was pisać uczyli? Mi się wydaje że minęło kilka miesięcy zanim zaczęliśmy poznawać literki, pamiętam dzień w którym poznawaliśmy literkę A, to był ciepły, słoneczny dzień, więc obstawiałbym wiosnę.